Panie profesorze, jakie dzieła powinny znaleźć się na liście lektur z języka polskiego?
Zacznijmy od tego, że aby zrozumieć literaturę polską, musimy pamiętać, że ona powstawała w kontekście literatury europejskiej. Jej twórcy mieli klasyczne wykształcenie i dla nich odniesienia do Homera, Platona czy Arystotelesa było czymś normalnym. Nie można zacząć literatury polskiej od literatury polskiej, bo ona się nie zaczęła w Polsce. Niezbędne jest sięganie po arcydzieła literatury europejskiej, greckiej, rzymskiej, średniowiecznej czy renesansowej. To wszystko stanowi całość ideową, która została sztucznie rozdzielona przez periodyzację. Wymyślono, że oddzielnie będzie renesans i wieki średnie. Też jesteśmy zakładnikami tych podziałów związanych z pewną wizją dziejów świata. Wróćmy teraz do literatury – kiedy myślimy o języku polskim, najpierw trzeba wziąć pod uwagę początki języka polskiego, które się najbardziej wyrażały w tekstach sakralnych. To Kościół katolicki stworzył język polski na pewnym poziomie, bo nasz język prechrześcijański był taki, jak język tutejszy na Wschodzie, proste słowa dotyczące pospolitych czynności – podaj, przynieś, pozamiataj, albo odpocznij, a ja będę mielił. Poprzez chrześcijaństwo, język grecki i łaciński do języka polskiego trafiły tysiące słów, abstrakcyjnych, obejmujących to co duchowe, czyli kulturę wysoką. W średniowieczu była taka presja, żeby teksty sakralne były dostępne czy to dla prostego ludu, czy dla kobiet, łącznie z władczyniami, które nie były edukowane, nie znały ani greki, ani łaciny zaczęto więc głównie teksty łacińskie tłumaczyć. To było coś wspaniałego – w XVI wieku mieliśmy cztery wersje Pisma św. przełożone na język polski. Tym, który tak naprawdę stworzył język polski był z jednej strony Jan Kochanowski, a z drugiej ks. Jakub Wujek. To są dwa filary języka polskiego na najwyższym poziomie. Z taką świadomością trzeba wkraczać w literaturę polską.
Mamy również świetnych późniejszych twórców.
W XIX wieku tak wielu autorów nie miał chyba żaden naród na świecie. Gdyby opracować przedmiot język polski integralnie to nie ma takiego narodu, który posiadałby taką literaturę w języku ojczystym. Do tego dochodzi wielka kultura tłumaczeń. Dlatego do tej pory Litwini czy Ukraińcy znają język polski na dość wysokim poziomie, bo dzięki naszemu językowi mogą poznać całą literaturę światową. Nie muszą uczyć się włoskiego czy francuskiego, wszystkie arcydzieła są przetłumaczone na polski.
To prawda, dlatego rodzi to problem z ułożeniem listy lektur.
Układanie listy lektur nie jest sprawą łatwą, to nie jest sztywny kanon, bo mamy do czynienia z wieloma arcydziełami i z pewnymi fragmentami, które muszą się w nim znaleźć, aby wykształcenie było integralne. Ale ono dzieje się poprzez słowo, jeżeli zastąpimy utwór literacki obrazkami z telewizji czy fabularyzacją to wszystko znika, pozostaje 1 proc. wpływu na rozwój umysłowy i duchowy człowieka, jaki ma literatura, dlatego literatura jest nie do zastąpienia. Obrazki produkowane na kanwie literatury często są robione na podstawie pewnego gustu reżysera, a co jest groźniejsze, są tworzone zgodne z pewnym zamówieniem ideologicznym. Dzięki sugestii obrazu mogą zafałszować głębszą treść dzieła.
Panie profesorze, jacy pisarze powinni się znaleźć na liście lektur?
Chodzi o ludzi utalentowanych i natchnionych. Słowacki, Mickiewicz czy Wyspiański to byli ludzie natchnieni. To, co oni pisali, wyrastało z bardzo głębokiej świadomości tego, kim są, z jakich dziejów się wyłaniają, do jakiego narodu należą, o jakie wartości walczą. Natomiast potem, z biegiem czasu, literatura coraz bardziej stawała się publicystyką i szukaniem sławy, nadążeniem za modą, tym, że pewne środowiska lansowały takiego pisarza, a nie innego, bo np. zawarł w swoich utworach mocną krytykę Kościoła albo szlachty. Twórczość zrobiła się płytka i płaska, w dodatku pisarze mieli coraz słabsze wykształcenie, bo szkolnictwo rezygnowało z greki i łaciny.
Wykształcenie klasyczne otwiera oczy na świat i najgenialniejszych ludzi w dziejach ludzkości, jak Platon, Arystoteles czy Homer. Kiedy twórcy inspirowali się nimi, wówczas była pewna ciągłość, ale potem to się skończyło i zaczęliśmy mieć do czynienia z dyletantami. Np. Gombrowicz jest porażająco słaby intelektualnie, ale jego specjalnie dodaje się do listy lektur, żeby drażnić i załatwiać jakieś swoje sprawy ideologiczne czy nawet osobiste. Tymczasem chodzi nie o to, żeby tylko poczytać, ale o to, żeby poznać dzieła ludzi, którzy otworzą nam oczy i umysły na ważne problemy. Należy sięgać po postacie, które tworzą ciąg dziejów systemu myśli zachodniej. Ciąg myśli zachodniej był pewnym ciągiem, ponieważ jedni czytali drugich, żeby się wypowiedzieć, odnieść, skomentować, a teraz wielu pisarzy nie zanurza się w literacką przeszłość kultury zachodniej, nie czyta zwłaszcza większych od siebie, bo myśli, że dzięki temu będą oryginalni. Nie znają greki, ani łaciny, choć wiadomo, że bez tych języków nie są w stanie sformułować poprawnej wypowiedzi na wyższym poziomie, zostaje im do dyspozycji tylko tzw. mowa nizana (i…i…i), okraszana wszechobecnym w mediach ykaniem (yyy…yyy… yyy). W moim przekonaniu stać nas na coś więcej.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Panie profesorze, jakie dzieła powinny znaleźć się na liście lektur z języka polskiego?
Zacznijmy od tego, że aby zrozumieć literaturę polską, musimy pamiętać, że ona powstawała w kontekście literatury europejskiej. Jej twórcy mieli klasyczne wykształcenie i dla nich odniesienia do Homera, Platona czy Arystotelesa było czymś normalnym. Nie można zacząć literatury polskiej od literatury polskiej, bo ona się nie zaczęła w Polsce. Niezbędne jest sięganie po arcydzieła literatury europejskiej, greckiej, rzymskiej, średniowiecznej czy renesansowej. To wszystko stanowi całość ideową, która została sztucznie rozdzielona przez periodyzację. Wymyślono, że oddzielnie będzie renesans i wieki średnie. Też jesteśmy zakładnikami tych podziałów związanych z pewną wizją dziejów świata. Wróćmy teraz do literatury – kiedy myślimy o języku polskim, najpierw trzeba wziąć pod uwagę początki języka polskiego, które się najbardziej wyrażały w tekstach sakralnych. To Kościół katolicki stworzył język polski na pewnym poziomie, bo nasz język prechrześcijański był taki, jak język tutejszy na Wschodzie, proste słowa dotyczące pospolitych czynności – podaj, przynieś, pozamiataj, albo odpocznij, a ja będę mielił. Poprzez chrześcijaństwo, język grecki i łaciński do języka polskiego trafiły tysiące słów, abstrakcyjnych, obejmujących to co duchowe, czyli kulturę wysoką. W średniowieczu była taka presja, żeby teksty sakralne były dostępne czy to dla prostego ludu, czy dla kobiet, łącznie z władczyniami, które nie były edukowane, nie znały ani greki, ani łaciny zaczęto więc głównie teksty łacińskie tłumaczyć. To było coś wspaniałego – w XVI wieku mieliśmy cztery wersje Pisma św. przełożone na język polski. Tym, który tak naprawdę stworzył język polski był z jednej strony Jan Kochanowski, a z drugiej ks. Jakub Wujek. To są dwa filary języka polskiego na najwyższym poziomie. Z taką świadomością trzeba wkraczać w literaturę polską.
Mamy również świetnych późniejszych twórców.
W XIX wieku tak wielu autorów nie miał chyba żaden naród na świecie. Gdyby opracować przedmiot język polski integralnie to nie ma takiego narodu, który posiadałby taką literaturę w języku ojczystym. Do tego dochodzi wielka kultura tłumaczeń. Dlatego do tej pory Litwini czy Ukraińcy znają język polski na dość wysokim poziomie, bo dzięki naszemu językowi mogą poznać całą literaturę światową. Nie muszą uczyć się włoskiego czy francuskiego, wszystkie arcydzieła są przetłumaczone na polski.
To prawda, dlatego rodzi to problem z ułożeniem listy lektur.
Układanie listy lektur nie jest sprawą łatwą, to nie jest sztywny kanon, bo mamy do czynienia z wieloma arcydziełami i z pewnymi fragmentami, które muszą się w nim znaleźć, aby wykształcenie było integralne. Ale ono dzieje się poprzez słowo, jeżeli zastąpimy utwór literacki obrazkami z telewizji czy fabularyzacją to wszystko znika, pozostaje 1 proc. wpływu na rozwój umysłowy i duchowy człowieka, jaki ma literatura, dlatego literatura jest nie do zastąpienia. Obrazki produkowane na kanwie literatury często są robione na podstawie pewnego gustu reżysera, a co jest groźniejsze, są tworzone zgodne z pewnym zamówieniem ideologicznym. Dzięki sugestii obrazu mogą zafałszować głębszą treść dzieła.
Panie profesorze, jacy pisarze powinni się znaleźć na liście lektur?
Chodzi o ludzi utalentowanych i natchnionych. Słowacki, Mickiewicz czy Wyspiański to byli ludzie natchnieni. To, co oni pisali, wyrastało z bardzo głębokiej świadomości tego, kim są, z jakich dziejów się wyłaniają, do jakiego narodu należą, o jakie wartości walczą. Natomiast potem, z biegiem czasu, literatura coraz bardziej stawała się publicystyką i szukaniem sławy, nadążeniem za modą, tym, że pewne środowiska lansowały takiego pisarza, a nie innego, bo np. zawarł w swoich utworach mocną krytykę Kościoła albo szlachty. Twórczość zrobiła się płytka i płaska, w dodatku pisarze mieli coraz słabsze wykształcenie, bo szkolnictwo rezygnowało z greki i łaciny.
Wykształcenie klasyczne otwiera oczy na świat i najgenialniejszych ludzi w dziejach ludzkości, jak Platon, Arystoteles czy Homer. Kiedy twórcy inspirowali się nimi, wówczas była pewna ciągłość, ale potem to się skończyło i zaczęliśmy mieć do czynienia z dyletantami. Np. Gombrowicz jest porażająco słaby intelektualnie, ale jego specjalnie dodaje się do listy lektur, żeby drażnić i załatwiać jakieś swoje sprawy ideologiczne czy nawet osobiste. Tymczasem chodzi nie o to, żeby tylko poczytać, ale o to, żeby poznać dzieła ludzi, którzy otworzą nam oczy i umysły na ważne problemy. Należy sięgać po postacie, które tworzą ciąg dziejów systemu myśli zachodniej. Ciąg myśli zachodniej był pewnym ciągiem, ponieważ jedni czytali drugich, żeby się wypowiedzieć, odnieść, skomentować, a teraz wielu pisarzy nie zanurza się w literacką przeszłość kultury zachodniej, nie czyta zwłaszcza większych od siebie, bo myśli, że dzięki temu będą oryginalni. Nie znają greki, ani łaciny, choć wiadomo, że bez tych języków nie są w stanie sformułować poprawnej wypowiedzi na wyższym poziomie, zostaje im do dyspozycji tylko tzw. mowa nizana (i…i…i), okraszana wszechobecnym w mediach ykaniem (yyy…yyy… yyy). W moim przekonaniu stać nas na coś więcej.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/356180-nasz-wywiad-prof-jaroszynski-w-reformie-szkolnictwa-powinno-sie-uwzglednic-edukacje-klasyczna-bez-niej-jest-przysposobieniem-zawodowym?strona=2