Z Łukaszem Warzechą zgadzam się zdumiewająco często. Nie raz i nie dwa – gdy jeszcze pracowaliśmy w tej samej redakcji - łapałam się na tym, że gdy chciałam napisać jakiś komentarz – on robił to pierwszy, a ja rezygnowałam z publikacji, by nie zostać posądzoną o plagiat. Ale jak się okazuje - uff- są sprawy, w których różnimy się fundamentalnie.
Kwestię powszechnego dostępu do broni pozostawię sobie na inną okazję. Zresztą Łukasz wiedzę na ten temat ma zdecydowanie większą niż ja – co szanuję. Ostatnio jednak zabrał głos ws. hodowli zwierząt futerkowych.. Co prawda w ramach polemiki z w Wojciechem Muchą z GPC.. Ale, że wkroczył na „mój teren”, więc pozwolę sobie zareagować…
Kilkanaście dni temu przez media społecznościowe, ale nie tylko, przewinęła się informacja, że czeski parlament wprowadził zakaz hodowli zwierząt na futra. Polski – stoi dopiero przed taką debatą. Temat jest jednak znany od lat. Dyskusja toczy się bowiem „podskórnie” już od co najmniej dwóch kadencji.
CZYTAJ TEŻ: Koniec gehenny lisów i norek? Posłowie debatują nad zakazem hodowli zwierząt na futra
Nie jest to jednak tak, jak upraszcza Łukasz Warzecha - że po jednej stronie stoją zbzikowani eko-lewicowcy, a po drugiej zdroworozsądkowa prawica. Jak w większości eko-zagadnień – podziały biegną tu w poprzek tradycyjnych frontów politycznych.
Spór o hodowlę lisów norek, szynszyli, jenotów – ma kilka wymiarów: ekologiczny, gospodarczy, etyczny i społeczny. Polityczny – pojawia się gdzieś na końcu. I jest najmniej oczywisty.
W wymiarze ekologicznym - przeciwnicy hodowli najczęściej wytaczają argumenty dotyczące zanieczyszczenia środowiska. Chodzi głównie o odpady z hodowli (szczątki zabitych zwierząt, ich nieczystości), ale także zgubne skutki niechcianej introdukcji osobników, które uciekają z hodowli i osiedlają się w systemie ekologicznym, dla którego są gatunkiem obcym. Najbardziej agresywna jest norka amerykańska, która zaczyna wypierać naszą rodzimą, europejską. I czyni spore szkody w drobnym zwierzostanie. (Norki to gatunek drapieżny).
Z kolei mieszkańcy okolic sąsiadujących z fermami zwierząt futerkowych skarżą się na nieprzyjemny odór, roje much i innych owadów, żerujących na padlinie – które uprzykrzają im życie.
Zwolennicy hodowli zapewniają, że właśnie w hodowlach futerkowych utylizowana jest duża część odpadów z innych ferm. Przekładając na konkrety – norki i lisy zjadają resztki innych ubitych zwierząt. Nie zmniejsza to jednak uciążliwości sąsiedztwa takiej fermy…
W wymiarze gospodarczym – chodzi o duży biznes. Bo to dochodowa branża. Polski Związek Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych, podaje, że w Polsce funkcjonuje ponad 750 ferm zwierząt futerkowych. Każdego roku produkują one około 10 mln skór norek, 250 tys. skór lisów i 50 tys. skór jenotów. Jak obrazowo przedstawia Wojciech Mucha - gdyby położyć jedna za drugą zabite tylko w jednym roku norki, sznur ich ciał sięgałby z Warszawy gdzieś w okolice Pakistanu.
Potentaci futrzarscy zarabiają miliony. Broniąc swego biznesu,przekonują, że zapewniają liczne miejsca pracy. Przeciwnicy - odpierają ten argument – przekonując, że praca na fermach nie należy do atrakcyjnych – branża zaś wymaga głównie personelu nisko kwalifikowanego, i to do, zajęć których Polacy podejmują się coraz rzadziej – chętniej podejmują się ich słabo opłacani Ukraińcy.
W aspekcie etycznym – przeciwnicy futro-biznesu alarmują, że w hodowlach bez przerwy dochodzi do skandalicznych naruszeń warunków humanitarnej hodowli. Zwierzęta są nadmiernie zagęszczone, co wywołuje ich agresję i okaleczenia. Ale nawet, gdy hodowane są zgodnie z normami (0,5 m kw na sztukę) – wątpliwości rodzi trzymanie w warunkach dramatycznej nudy i monotonii – inteligentnych z natury lisów, w końcu bliskich kuzynów psa… Wiele protestów budzi też sposób ich uśmiercania – najczęściej przez zagazowanie lub wstrząs elektryczny – by nie uszkodzić futra. Skojarzenia są przykre, a widok z pewnością pzygnębiający.
W wymiarze społecznym: fermy norek i lisów, jak mało które hodowle, od lat są przedmiotem protestów lokalnych społeczności. Mieszkańcy gmin, w których są zakładane,skarżą się na uciążliwość sąsiedztwa ferm, oraz na fakt, że znacznie obniża ono wartość ich nieruchomości, a praktycznie uniemożliwia jakąkolwiek agroturystykę. Bo kto przyjedzie odpoczywać w miejsce, gdzie bzyczą roje much i a w powietrzu unosi się bez przerwy uporczywy fetor? Myślę, że przynajmniej ten argument powinien trafić do tak chętnie kalkulujących liberałów. Czy biznes silniejszych ma prawo uprzykrzać życie słabszym?
CZYTAJ: Protest przeciwko fermie norek w Golczewie. Mieszkańcy blokowali centrum miasta
Daleszynek - w pobliżu wsi ma powstać ferma zwierząt futerkowych, mieszkańcy protestują
Kąkolewo: Po raz drugi „nie” dla norek
Protest w Cieszynie w sprawie norek. Mieszkańcy spotkali się z wójtem i posłami [ZDJĘCIA]
„NIE” DLA GIGANTYCZNEJ FERMY NOREK W MIEJSCOWOŚCI LIPKA
To tylko kilka z licznych na terenie całego kraju – demonstracji – skierowanych przeciw właścielom ferm. Niekoniecznie inspirowanych przez zideologizowanych, nienawistnych prawicy - „zielonych”.
Przeciw zakazowi hodowli opowiada się oczywiście Polski Związek Hodowców Zwierząt Futerkowych. Jego argumenty przedstawia wyczerpująco portal e-norka.info
Za zakazem lobbuje od lat stowarzyszenie Otwarte Klatki, które podkreśla niehumanitarny aspekt hodowli, tropi też i ujawnia liczne nieprawidłowości i odstępstwa od obecnego prawa. Stowarzyszenie opracowało wyczerpujący raport o hodowli zwierząt futerkowych
I w końcu dochodzimy do Sejmu…
Politycy w spór o hodowlę angażują się od czasu do czasu. Najczęściej, gdy dotyka on ich własnych biznesów. W poprzedniej kadencji głośna stała się sprawa fermy posła z Ruchu Palikota Andrzeja Piątaka:
Ekologiczna hipokryzja Ruchu Palikota. Czyli o hodowli zwierząt futerkowych i nie tylko
W tej – niespodziewanie jasną deklarację złożył Paweł Kukiz:
Od jednej z moich Córek dostałem dziś na FB wiadomość o treści:
„Tato, w Czechach przeszła dziś ustawa zakazująca hodowli zwierząt na futra! Proszę, zacznij to nagłaśniać, żeby u nas też tego nie było… Straszne to … Zabijać zwierzęta dla kasy i ciuchów ?゚リᆳ” Córeczko, zrobię co w mojej mocy. – zadeklarował poseł i poprosił o podpisywanie petycji ws. zakazu.
Podział lewica-prawica – nie jest tu więc taki oczywisty.
Zakaz hodowli został zawarty w przygotowywanej przez parlamentarny Zespół Przyjaciół Zwierząt ustawie. Jedno z posiedzeń poświęcono właśnie temu tematowi:
WIDEO zapis posiedzenia można obejrzeć TUTAJ
Podczas tej zarejestrowanej dyskusji można usłyszeć wszystkie argumenty, które w tej czy innej formie padną z trybuny sejmowej, jeśli sprawa zakazu trafi na forum całego parlamentu.
Czyje racje zwyciężą? Oczywiście najwięcej zależy od partii rządzącej. Stanowisko Jarosława Kaczyńskiego w kwestiach dotyczących dobrostanu zwierząt jest raczej znane. Nie tak dawno prezes PiS osobiście zaangażował się w usunięcie z tekstu ustawy o ochronie zwierząt nieprzemyślanej poprawki, godzącej w los maltretowanych czworonogów. W prace zespołu i przygotowanie ustawy mocno też angażuje się Krzysztof Czabański i Marek Suski. Ale zarówno w PiS jak i w innych partiach działa też silne lobby przekonujące o znaczącej roli tej dziedziny rolnictwa dla całej gospodarki. Z ministrem Krzysztofem Jurgielem na czele.
Na pewno przeciwne zakazowi będzie PSL. PO prawdopodobnie się podzieli (w poprzedniej koalicji hodowcy skutecznie blokowali pomysły godzące w ich interesy, choć część posłów usiłowało zbierać wspierać ekologów). Klub Kukiz 15 – mimo jednoznacznej deklaracji lidera - też raczej nie wprowadzi dyscypliny.
Tak więc to, czy Polska pójdzie w ślady Czech- jest dziś mocno wątpliwe. Ale sprawa jest otwarta i bynajmniej nie przesądzona…
Ale jest o co się spierać. I nie warto, drogi Łukaszu, przypinać łatek eko-terrorystów, lub pożytecznych idiotów, każdemu, kto na los żywych stworzeń patrzy nie tylko przez pryzmat ekonomii. Ekonomia, pieniądze, zyski, podatki – to wszystko jest ważne. Ale od kierowania się etyką nie zwalnia. Bo, gdy z jednej strony mamy biznes elit adresowany do elit, a z drugiej smutny los tysięcy żywych stworzeń – można się nad takim dylematem przynajmniej zastanowić …
Jest wszak całkiem sporo branż, na których legalizację się nie godzimy właśnie z powodów etycznych. Nie legalizujemy prostytucji (mając świadomość, że istnieje, ma się nieźle i przynosi zyski); nie rzucamy się na składowanie toksycznych odpadów (ileż by na tym można zarobić!), czy -żeby już przejść na grunt stricte zwierzęcy – uznaliśmy za niedozwolone organizowanie walk psów, kogutów czy innych zwierząt (a przecież to stara tradycja, a hazard zawsze przynosi dochody!).
Czy hodowla zwierząt futerkowych przejdzie do kategorii biznesów nieetycznych? Prędzej czy później pewnie tak. Czechy – taki zakaz wprowadziły. Między innymi kierując się poglądami obywateli wyrażonymi w sondażach. I jakieś wielkie trzęsienie ziemi nie nastąpiło.
O ile mi wiadomo nikt też nie ma pomysłów, by w Polsce fermy likwidować z dnia na dzień. W ustawie przewidziane są długie okresy przejściowe, dające szanse przedsiębiorcom na przebranżowienie.
Kończąc - nie ukrywam, Łukaszu, mimo całej estymy jaką darzę Twoją publicystykę, że w kwestii ferm futrzarskich zdecydowanie bliższa jest mi argumentacja Wojciecha Muchy. Nawet jeśli mam podstawy podejrzewać, że stanowi jakieś odległe echo wewnątrzrządowych sporów ministra Szyszki z ministrem Jurgielem…
Ale są kwestie, które należy obedrzeć z politycznego i ideologicznego opakowania. Etykietowanie bardzo upraszcza pojmowanie świata, ale niekoniecznie czyni jego wizerunek prawdziwszym.
Przypisywanie empatii wobec zwierząt wyłącznie skrajnej lewicy – jest głęboko nieuprawnione. Zaś uporczywe przeciwstawianie zwolenników humanitarnego ich traktowania - obrońcom ludzkiego życia, co słusznie podkreśla autor z GPC, wręcz nieuczciwe.
Na szczęście nie wszyscy konserwatyści dają się złapać w tę ideologiczną pułapkę. Bo frazesami nie da się zagłuszyć sumienia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/346017-skorka-warta-wyprawki-ad-vocem-sporu-lukasza-warzechy-z-wojciechem-mucha-z-futrobiznesem-w-tle