Dodał, że koncentrował się w swojej pracy na zadaniach logistycznych, bo w samej komendzie wojewódzkiej miał 2,5 tys. zatrudnionych funkcjonariuszy i do dyspozycji jeszcze 800 osób w ramach rezerwy MO.
Byłem przekonany, ze działam zgodnie z prawem, ze system rozkazowy w MSW jest obowiązujący. Miałem zaufanie do przełożonych. Byłem przekonany, że polecenia, które mi wydają, są zgodne z obowiązującym w kraju prawem
— powiedział oskarżony.
Dodał, że o nieważności dekretu o ochronie bezpieczeństwa państwa oraz o tzw. antydatowaniu dekretu o stanie wojennym dowiedział się dopiero w 2006 r. z publikacji IPN. Wyjaśnił, że decyzje o internowaniu podpisywał bez analizowania ich, bo nie było na to czasu, ani możliwości zweryfikowania listy osób. Dodał, że te listy i decyzje były już wcześniej przygotowane przez grupę pracowników pionu Służby Bezpieczeństwa.
To była grupa 30-40 osób oficerów tzw. obiektowych, która typowała osoby do internowania i przygotowała decyzje. Ja nie miałem żadnego aparatu do tego, by móc analizować, czy zweryfikować te listy. Znałem zaledwie dwie osoby z tej listy
— powiedział L.
Pytany przez sąd, czy miał możliwość niepodpisania decyzji o internowaniu, L. stwierdził, że jako komendant był „jedynym organem administracji, dlatego to do niego należał obowiązek podpisania decyzji”.
Miałem możliwość niepodpisania decyzji, ale od razu miałbym dyscyplinarkę za niewykonanie rozkazu, polecenia wydanego przez gen. Tarałę. To wynikało z moich obowiązków
— mówił Leszek L. w sądzie.
L. pod koniec lat 80-tych awansował i pracował m.in. w MSW. W latach 1990-91 był też komendantem głównym policji. Za zarzucane mu przestępstwa grozi do 10 lat więzienia.
ak/PAP
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Dodał, że koncentrował się w swojej pracy na zadaniach logistycznych, bo w samej komendzie wojewódzkiej miał 2,5 tys. zatrudnionych funkcjonariuszy i do dyspozycji jeszcze 800 osób w ramach rezerwy MO.
Byłem przekonany, ze działam zgodnie z prawem, ze system rozkazowy w MSW jest obowiązujący. Miałem zaufanie do przełożonych. Byłem przekonany, że polecenia, które mi wydają, są zgodne z obowiązującym w kraju prawem
— powiedział oskarżony.
Dodał, że o nieważności dekretu o ochronie bezpieczeństwa państwa oraz o tzw. antydatowaniu dekretu o stanie wojennym dowiedział się dopiero w 2006 r. z publikacji IPN. Wyjaśnił, że decyzje o internowaniu podpisywał bez analizowania ich, bo nie było na to czasu, ani możliwości zweryfikowania listy osób. Dodał, że te listy i decyzje były już wcześniej przygotowane przez grupę pracowników pionu Służby Bezpieczeństwa.
To była grupa 30-40 osób oficerów tzw. obiektowych, która typowała osoby do internowania i przygotowała decyzje. Ja nie miałem żadnego aparatu do tego, by móc analizować, czy zweryfikować te listy. Znałem zaledwie dwie osoby z tej listy
— powiedział L.
Pytany przez sąd, czy miał możliwość niepodpisania decyzji o internowaniu, L. stwierdził, że jako komendant był „jedynym organem administracji, dlatego to do niego należał obowiązek podpisania decyzji”.
Miałem możliwość niepodpisania decyzji, ale od razu miałbym dyscyplinarkę za niewykonanie rozkazu, polecenia wydanego przez gen. Tarałę. To wynikało z moich obowiązków
— mówił Leszek L. w sądzie.
L. pod koniec lat 80-tych awansował i pracował m.in. w MSW. W latach 1990-91 był też komendantem głównym policji. Za zarzucane mu przestępstwa grozi do 10 lat więzienia.
ak/PAP
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/344165-sprawiedliwosc-po-latach-w-walbrzychu-ruszyl-proces-bylego-komendanta-mo-zarzucono-mu-bezprawne-internowanie-w-stanie-wojennym-92-dzialaczy-opozycji?strona=2