To działo się już później. Kiedy widzowie weszli (nie głównym wejściem, z boku) do teatru, obie strony zaczęły podbijać bębenek emocji. Niektórzy działacze Obywateli wybiegli na jezdnię blokując ruch i rozpościerając swój transparent. Z kolei narodowcy przemieścili się w ich kierunku, a było ich więcej. Raz, drugi zadymiły świece. Doszło do przepychanek. Skądinąd wszyscy, nawet niektórzy policjanci, robili zdjęcia.
Kiedy odjeżdżałem, Obywatele skarżyli się, że jedna z ich wolontariuszek została zaatakowana kwasem przez narodowca. Coś było na rzeczy, skoro przez tłum przedzierała się karetka. Ktoś z Krucjaty zapowiadał wielodniowe czuwanie przed teatrem. Teraz to z kolei lewicowcy próbowali się… modlić, a ze strony narodowców popłynęła przez głośniki muzyka.
Nigdy nie twierdziłem, że mam gotowy scenariusz załatwienia tego konfliktu. Przyjmowałem argumenty umiarkowanych po mojej stronie, że nie należy robić lewackiej placówce teatralnej reklamy, a tym bardziej produkować męczenników. Jeśli narodowcy kogoś naprawdę poparzyli, tym bardziej wpisali się w ten scenariusz. Nie zachęcałbym zresztą do brania sprawiedliwości w swoje ręce, do przemocy.
A równocześnie mam poczucie, że być może wszyscy powinniśmy tam być i protestować. Nie zostawiając tematu kolegom posła Winnickiego. Form tego protestu, jego celów i granic, nie przesądzam. Ale banalizacja zjawiska, które dyrektor Teatru Powszechnego Paweł Łysak obłaskawia tłumacząc w swoim skądinąd histerycznym oświadczeniu, że przecież wszystko dzieje się w czterech ścianach i pośród ludzi dorosłych, przeraża mnie. To jedno, co połączyło mnie tego dnia z przedstawicielami takiej prawicy, której nie chcę i nie akceptuję. Powtarzam: oni przyszli.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
To działo się już później. Kiedy widzowie weszli (nie głównym wejściem, z boku) do teatru, obie strony zaczęły podbijać bębenek emocji. Niektórzy działacze Obywateli wybiegli na jezdnię blokując ruch i rozpościerając swój transparent. Z kolei narodowcy przemieścili się w ich kierunku, a było ich więcej. Raz, drugi zadymiły świece. Doszło do przepychanek. Skądinąd wszyscy, nawet niektórzy policjanci, robili zdjęcia.
Kiedy odjeżdżałem, Obywatele skarżyli się, że jedna z ich wolontariuszek została zaatakowana kwasem przez narodowca. Coś było na rzeczy, skoro przez tłum przedzierała się karetka. Ktoś z Krucjaty zapowiadał wielodniowe czuwanie przed teatrem. Teraz to z kolei lewicowcy próbowali się… modlić, a ze strony narodowców popłynęła przez głośniki muzyka.
Nigdy nie twierdziłem, że mam gotowy scenariusz załatwienia tego konfliktu. Przyjmowałem argumenty umiarkowanych po mojej stronie, że nie należy robić lewackiej placówce teatralnej reklamy, a tym bardziej produkować męczenników. Jeśli narodowcy kogoś naprawdę poparzyli, tym bardziej wpisali się w ten scenariusz. Nie zachęcałbym zresztą do brania sprawiedliwości w swoje ręce, do przemocy.
A równocześnie mam poczucie, że być może wszyscy powinniśmy tam być i protestować. Nie zostawiając tematu kolegom posła Winnickiego. Form tego protestu, jego celów i granic, nie przesądzam. Ale banalizacja zjawiska, które dyrektor Teatru Powszechnego Paweł Łysak obłaskawia tłumacząc w swoim skądinąd histerycznym oświadczeniu, że przecież wszystko dzieje się w czterech ścianach i pośród ludzi dorosłych, przeraża mnie. To jedno, co połączyło mnie tego dnia z przedstawicielami takiej prawicy, której nie chcę i nie akceptuję. Powtarzam: oni przyszli.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/341724-bitwa-o-klatwe-uwagi-naocznego-swiadka?strona=2