Długi weekend, wiosna, sezon na biegi rozkręca się. Maratony, półmaratony, Bieg SGH, Bieg Flagi, dzień później Bieg Konstytucji, w następną niedzielę Bieg Wegański, potem Bieg Ursynowa – i tak toczy się życie w Warszawie, od jednego biegu do drugiego. Biegacze są zachwyceni, pozostali mieszkańcy stolicy jakby nieco mniej.
Kilka dni temu wpadł mi w ręce artykuł o. Augustyna Pelanowskiego zamieszczony na stronie internetowej „Gościa Niedzielnego”. Znany paulin pisze w nim, że „ten świat jest obczyzną a nie ojczyzną”. Zauważa dalej, że „jesteśmy wykupieni dla życia wiecznego, jeśli tylko we Krwi Chrystusa, przelanej za nasze grzechy, szukamy obmycia, a nie w jakichś zdrojach natury szukamy kondycji herosa.” Przyszedł mi ten tekst do głowy, gdy pomyślałem o nieustających igrzyskach zdrowego ciała, jakim są organizowane bez przerwy biegi uliczne.
Oczywiście, jeśli tylko ktoś lubi biegać i kondycja mu na to pozwala, niechże biega do woli. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy bieganie staje się filozofią życia, ideologią niemalże, objawem niezdrowego skupienia całej uwagi na własnym ciele i wyglądzie. Wtedy rzeczywiście można zastanawiać się, na ile w takim ciele pozostał jeszcze zdrowy duch (o ile w ogóle pozostał), a na ile stajemy się czymś na kształt bardzo ładnie zbudowanych zombie, którzy w zgrabnej formie ukrywają pustkę.
W tym sensie nieustające święta biegaczy, poza tym że nieco komplikują życie tym, którzy nie biegają, stają się rodzajem świeckiego misterium, które może – w przypadku słabszych charakterów – odciągać jego uczestników od tego, co w życiu naprawdę ważne i uświęcone. Nie przypadkiem – jak sądzę – bieganie stało się dla niektórych formą przynależności do „nowoczesnego”, „postępowego” świata, rodzajem mody a zarazem sprzeciwem wobec zaściankowego, przetłuszczonego „polskiego chama”, którego należy się wstydzić przed całym „cywilizowanym” światem. Biegnąc w maratonie podążamy ku tej lepszej i piękniejszej Europie. Tak zdaje się zapewne myśleć część uczestników.
Wolałbym, aby biegi były tylko i wyłącznie przyjemnością dla tych, którzy w bieganiu potrafią tę przyjemność odnaleźć. Z pewnością wiele jest takich osób, sam potrafię znaleźć ich wśród swoich znajomych. Im jednak niepotrzebne są nieustanne igrzyska, bo nie traktują swojej pasji jak ideologicznej deklaracji wobec otaczającego „pospólstwa”.
Organizowane co tydzień uliczne biegi są metaforą dzisiejszego rozbitego społeczeństwa. Niby wszyscy biegną razem, ale tak naprawdę każdy z osobna, niby wspólnota, ale tak naprawdę rywalizacja. To nie jest objaw zdrowia. To objaw choroby.
-
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/338001-ciagle-biegi-uliczne-nie-sa-objawem-zdrowia-spoleczenstwa-przeciwnie-to-objaw-choroby