No właśnie, instytucje. Lech Kaczyński miał świadomość, że nie wystarczy rzucić hasła, nie wystarczy nawet tchnąć pewną myśl w gotowych do pracy młodych ludzi.
Instytucje są kluczowe. W latach 90., paradoksalnie po odzyskaniu wolności, gdy można było mówić o wszystkim, debaty historyczne zostały wypchnięte poza margines mainstreamu. Co jest zresztą poniekąd zrozumiałe, bo po wielu latach zniewolenia, gdy historia i budowana na niej tożsamość pozwalała społeczeństwu przetrwać, ludzie chętniej z niej rezygnowali, bo niektórzy mieli tego powyżej uszu.
Wahadełko wróciło jednak na swoje miejsce i można było zacząć budować na nowo na tych podwalinach. Wtedy zaczęły powstawać pierwsze instytucje. Wiele można bowiem zrobić poprzez oddolne inicjatywy, ale instytucje mają dużo większą moc rażenia i mądrze prowadzone mogą wiele, trwale zmienić w sposobie myślenia społeczeństwa. Cieszę się, że tak się dzieje i raczej jestem optymistą – pod tym względem zbiorowa mądrość pozwala nam iść od niemal 30 lat w dobrym kierunku.
Jako wiceprezes IPN, wicedyrektor MPW, a od ponad 5 lat także członek władz międzynarodowej instytucji – Platformy Europejskiej Pamięci i Sumienia, od lat spotykam się z przedstawicielami licznych instytucji pamięci, mam więc dobre porównanie w skali międzynarodowej. Wypada ono dla Polski bardzo korzystnie - w Europie Środkowo-Wschodniej, wszyscy stawiają nas za wzór tego, jak należy pracować nad historią i pamięcią. Nie jest źle.
Nawet jeśli, nie daj Boże, wahadełko odbije, to pewne rzeczy są nie do odkręcenia. Nie wyobrażam sobie prezydenta, który wycofałby 1 marca jako święto Wyklętych. Czy prezydenta Warszawy, który nie pojawiłby się 1 sierpnia na Powązkach.
Rzeczywiście, przez tych kilkanaście ostatnich lat sprawy zaszły tak daleko, że wymagałoby to jakiejś nowej komuny na kilkadziesiąt lat, by to zniszczyć. To, co się stało i się dzieje jest bardzo dobre dla budowania świadomej siebie wspólnoty.
Nawet jeśli czasem ta budowa oparta jest o popkulturę, która przybiera czasem kuriozalne formy, jak napój energetyczny z wizerunkiem Wyklętych, czy kij bejsbolowy ze znakiem Polski Walczącej?
Powiem Herbertem – to kwestia smaku. Niektóre gadżety rażą mnie ze względów estetycznych, czasem – jak w przypadku owego kija - moralnych, ale tu jest zawsze problem, w jaki sposób temu przeciwdziałać. Wprowadzanie zakazów jest często kontrproduktywne – stawiałbym raczej na edukację i perswadowanie, że kij bejsbolowy z symbolem Polski Walczącej jest skandaliczny i niedopuszczalny. Chcę wierzyć, że sami młodzi ludzie będą czuli, co wypada.
A czy w tej budowie zbiorowej pamięci jest miejsce na trudne tematy? Na opowieść o Wyklętych, którzy nie zawsze byli święci?
Liczę na to, że tak jest. I są sygnały, że rzeczywiście tak się dzieje – kwestie związane z „Ogniem” czy „Burym”, które pojawiają się w debacie publicznej, dyskusje, także krytyczne wobec tych postaci, pokazują, że taka rozmowa jest potrzebna. Kluczowa kwestia jest taka – politykę historyczną można kształtować tak czy inaczej, ale jednej rzeczy nie można się sprzeniewierzyć – ona musi być budowana na prawdzie. Ponieważ każda polityka historyczna fundowana na kłamstwie ma krótkie nogi i robi więcej szkody niż pożytku. Zarówno w wymiarze wewnętrznym, jak i zewnętrznym.
Próba budowy jakiegoś rodzaju negacjonizmu, jakiejś wersji historii, w której żaden Polak nigdy nie splamił się żadnym złym uczynkiem jest tak niewiarygodna, że tylko zaszkodziłaby i całej sprawie, i nam na zewnątrz, za granicą. Umiejętne budowanie polityki historycznej – jak najbardziej, ale zawsze musi być ona budowana na prawdzie. Akurat w naszym przypadku jest to o tyle łatwe, że prawda naszych wyborów jako narodu - broni się sama.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
No właśnie, instytucje. Lech Kaczyński miał świadomość, że nie wystarczy rzucić hasła, nie wystarczy nawet tchnąć pewną myśl w gotowych do pracy młodych ludzi.
Instytucje są kluczowe. W latach 90., paradoksalnie po odzyskaniu wolności, gdy można było mówić o wszystkim, debaty historyczne zostały wypchnięte poza margines mainstreamu. Co jest zresztą poniekąd zrozumiałe, bo po wielu latach zniewolenia, gdy historia i budowana na niej tożsamość pozwalała społeczeństwu przetrwać, ludzie chętniej z niej rezygnowali, bo niektórzy mieli tego powyżej uszu.
Wahadełko wróciło jednak na swoje miejsce i można było zacząć budować na nowo na tych podwalinach. Wtedy zaczęły powstawać pierwsze instytucje. Wiele można bowiem zrobić poprzez oddolne inicjatywy, ale instytucje mają dużo większą moc rażenia i mądrze prowadzone mogą wiele, trwale zmienić w sposobie myślenia społeczeństwa. Cieszę się, że tak się dzieje i raczej jestem optymistą – pod tym względem zbiorowa mądrość pozwala nam iść od niemal 30 lat w dobrym kierunku.
Jako wiceprezes IPN, wicedyrektor MPW, a od ponad 5 lat także członek władz międzynarodowej instytucji – Platformy Europejskiej Pamięci i Sumienia, od lat spotykam się z przedstawicielami licznych instytucji pamięci, mam więc dobre porównanie w skali międzynarodowej. Wypada ono dla Polski bardzo korzystnie - w Europie Środkowo-Wschodniej, wszyscy stawiają nas za wzór tego, jak należy pracować nad historią i pamięcią. Nie jest źle.
Nawet jeśli, nie daj Boże, wahadełko odbije, to pewne rzeczy są nie do odkręcenia. Nie wyobrażam sobie prezydenta, który wycofałby 1 marca jako święto Wyklętych. Czy prezydenta Warszawy, który nie pojawiłby się 1 sierpnia na Powązkach.
Rzeczywiście, przez tych kilkanaście ostatnich lat sprawy zaszły tak daleko, że wymagałoby to jakiejś nowej komuny na kilkadziesiąt lat, by to zniszczyć. To, co się stało i się dzieje jest bardzo dobre dla budowania świadomej siebie wspólnoty.
Nawet jeśli czasem ta budowa oparta jest o popkulturę, która przybiera czasem kuriozalne formy, jak napój energetyczny z wizerunkiem Wyklętych, czy kij bejsbolowy ze znakiem Polski Walczącej?
Powiem Herbertem – to kwestia smaku. Niektóre gadżety rażą mnie ze względów estetycznych, czasem – jak w przypadku owego kija - moralnych, ale tu jest zawsze problem, w jaki sposób temu przeciwdziałać. Wprowadzanie zakazów jest często kontrproduktywne – stawiałbym raczej na edukację i perswadowanie, że kij bejsbolowy z symbolem Polski Walczącej jest skandaliczny i niedopuszczalny. Chcę wierzyć, że sami młodzi ludzie będą czuli, co wypada.
A czy w tej budowie zbiorowej pamięci jest miejsce na trudne tematy? Na opowieść o Wyklętych, którzy nie zawsze byli święci?
Liczę na to, że tak jest. I są sygnały, że rzeczywiście tak się dzieje – kwestie związane z „Ogniem” czy „Burym”, które pojawiają się w debacie publicznej, dyskusje, także krytyczne wobec tych postaci, pokazują, że taka rozmowa jest potrzebna. Kluczowa kwestia jest taka – politykę historyczną można kształtować tak czy inaczej, ale jednej rzeczy nie można się sprzeniewierzyć – ona musi być budowana na prawdzie. Ponieważ każda polityka historyczna fundowana na kłamstwie ma krótkie nogi i robi więcej szkody niż pożytku. Zarówno w wymiarze wewnętrznym, jak i zewnętrznym.
Próba budowy jakiegoś rodzaju negacjonizmu, jakiejś wersji historii, w której żaden Polak nigdy nie splamił się żadnym złym uczynkiem jest tak niewiarygodna, że tylko zaszkodziłaby i całej sprawie, i nam na zewnątrz, za granicą. Umiejętne budowanie polityki historycznej – jak najbardziej, ale zawsze musi być ona budowana na prawdzie. Akurat w naszym przypadku jest to o tyle łatwe, że prawda naszych wyborów jako narodu - broni się sama.
Rozmawiał Marcin Fijołek
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/329679-nasz-wywiad-dr-pawel-ukielski-o-polityce-historycznej-roli-lecha-kaczynskiego-i-wykletych-jestesmy-wzorem-dla-europy-sr-wsch?strona=2