Powiedziano mi, że do praskiej redakcji tygodnika „Idziemy” przyszedł aktor, sąsiad ze skrzyżowania Targowej i Zamoyskiego – czyli z „Teatru Powszechnego”. I wyznał, że odchodzi z macierzystej firmy, którą wprawdzie kocha miłością pierwszą, ale nie chce uczestniczyć w przygotowanej tam „Sodomie i Gomorze”.
Wiemy co tam potem wyprodukowano. Bezkarny przybysz z Bałkan namówił nierozumnych ludzi. Przygotowali prowokacyjny skandal asceniczny. Okazuje się jednak, że nie wszyscy zwariowali. Chyba budzą się w końcu sumienia. Ale rozum niestety wraca powoli. Może bardziej ze strachu przed konsekwencjami niż z szarych komórek płyną refleksje, że są granice głupoty, chamstwa i bezczelności.
Szkoda młodych aktorów. Być może są tacy jacy są - ponieważ zabrakło prawdziwych mistrzów zawodu jak Perzanowska, Kreczmar, Bardini, Świderski, Adamski. Niestety wśród tych, którzy dotychczas cieszyli się szacunkiem i zainteresowaniem zabierają głos niespodziewanie ludzie, którym pomieszało się w głowach. Kiedyś na czoło aktorów z politycznymi aspiracjami wybił się Daniel Olbrychski, potem Stuhrowie, wreszcie Cielecka i niestety Krystyna Janda.
Pamiętam bohaterkę „Człowieka z żelaza” gdy w czasie kampanii wyborczej w czerwcu 1989 promowała działaczkę Solidarności, dzielną, więzioną w stanie wojennym - jedną z nauczycielek, które wówczas poparły buntowniczy zryw. Pani Janda była wówczas bardzo popularną młodą aktorką i jej rekomendacja w studio telewizyjnym w programie wyborczym wystarczyła. Mądra i odważna kobieta została posłem. Szczerze żal dziś Pani Jandy, która najwyraźniej nie jest zadowolona z tego co robi i szuka nowych wrażeń. To polityka. Coś antyartystycznego, niestety często bardzo brudnego. Oczywiście w małej salce przy ul. Marszałkowskiej zawsze zapełnione zostaną miejsca na widowni, gdy eksponować się tam będzie kolorowe facjaty pustych głów. Można iść dalej. Zdarzają się formy obsceniczne i bluźniercze i one też znajdują poklask.
Kolega Pani Jandy – też niegdyś jeden z ludzi z żelaza – wkracza dziś na drogę filozofowania. Wybrał sobie zajęcie pod tytułem doradztwo liderom partyjnym. I znowu żal. Szkoda, że nie pozostał przy tropieniu - jako „policjant” - brudów, złodziejstwa i bandytyzmu. W tamtych rolach był bardzo dobry.
Żywot w polityce jest na ogół krótki. W pierwszym wolnościowym Sejmie po 4 czerwca 1989 również wybrano aktorów. Holoubek i Łapicki szybko jednak zrozumieli, że co innego jest mówić ze sceny Szekspirem, Mickiewiczem, albo nawet Saganką - a zupełnie bez sensu jest brać się za nieswój zawód i wykrzykiwać własne złote myśli. Nawet świetny naprawdę aktor Gustaw Holoubek przekroczył wówczas próg śmieszności.
Oby Cielecka, Janda i Radziwiłowicz doszli do podobnych wniosków rychło. Kiedyś zapijano smutki niewdzięcznego aktorskiego rzemiosła, bo ono krótkotrwałe i kapryśne. Łaska Pańska jeździ tu nawet nie na kobyle a na ośle. Z gwiazdorów szybko robią się stękające muły. Tylko nieliczni swoją pracą i mądrością dobrze wypełniają ten naprawdę piękny zawód i spełniają nadzieję wpatrzonych w nich bywalców teatrów i kin. Czas leci szybko. Nawet wybitne role są zapominane. Kompromitacje niestety pamiętane są długo.
Jest taka anegdota rodem ze SPATiF-u. Przy barze nestor sceny Józef Węgrzyn i podobny mu wspaniały kolega. Obok wierci się kurduplowaty chłopina zwany wówczas pieszczotliwie „Maliniakiem”. Dostojny Węgrzyn tubalnym głosem zapytuje:
—- A któż to się rozpycha?
—- Nie wiesz? To aktor, popularny teraz.
—- Pora umierać – powiedział mistrz.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/329668-sumienie-sie-budzi-nawet-wybitne-role-sa-zapominane-kompromitacje-niestety-pamietane-sa-dlugo
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.