Podkreślił, że zdarzają się różne życiowe zakręty, nie zawsze jest tak, że ktoś jest do końca zdecydowany, że nie chce się dzieckiem zajmować, często jest po prostu w trudnej sytuacji i nie potrafi sobie z nią poradzić. Choć - jak zaznaczył - zdarza się i tak, że ktoś nie chce dziecka.
Podkreślił jednak, że jeśli ktoś zdecydowany jest na oddanie dziecka, lepiej zostawić je w szpitalu. Wtedy matka jest znana, dziecko ma swoją tożsamość i szybciej ma szansę na adopcję. Jeśli trafia do „okna życia”, trwa to dłużej - najpierw trzeba mu nadać tożsamość, potem zdecydować, że jest gotowe do adopcji. Musi to zrobić sąd, dlatego - jak wyjaśnił Michalak - prowadzący „okna życia” muszą o znalezieniu dziecka powiadomić sąd opiekuńczy. Jeśli informują organy ścigania, najczęściej policję, to tylko po to, by było wiadomo, że takie zdarzenie na danym terenie miało miejsce, nie po to, by szukać matki.
Rzecznik przypomniał, że zawsze matka ma sześć tygodni na zmianę decyzji.
Jednak, gdy zmieni zdanie, a wcześniej zostawiła dziecko w „oknie życia”, musi dowieść, że to ona jest matką. Trzeba zrobić badania itp. Trudniej wówczas cofnąć decyzję; łatwiej jest, gdy dziecko zostało w szpitalu
— wskazał.
Jego zdaniem dla dziecka najlepiej jest, gdy ma swoją tożsamość, nawet jeśli rodzice nie chcą go wychowywać. Dlatego właśnie - jak przypomniał - zasadność funkcjonowania „okien życia” kwestionował Komitet Praw Dziecka ONZ. Jednak - jak podkreślił RPD - „okna życia” w Polsce w ciągu 10 lat uratowały prawie 100 dzieci.
Nie wiem, czy gdyby ich nie było, rodzice tych dzieci zdecydowaliby się na lepsze rozwiązania. Boję się, że wybraliby gorsze, a dzieci te nie miałyby nie tylko tożsamości, ale i życia. Tu trzeba przyjąć, że tożsamość jest drugorzędna, pierwszorzędna jest wartość życia
— ocenił Michalak.
wkt/PAP
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Podkreślił, że zdarzają się różne życiowe zakręty, nie zawsze jest tak, że ktoś jest do końca zdecydowany, że nie chce się dzieckiem zajmować, często jest po prostu w trudnej sytuacji i nie potrafi sobie z nią poradzić. Choć - jak zaznaczył - zdarza się i tak, że ktoś nie chce dziecka.
Podkreślił jednak, że jeśli ktoś zdecydowany jest na oddanie dziecka, lepiej zostawić je w szpitalu. Wtedy matka jest znana, dziecko ma swoją tożsamość i szybciej ma szansę na adopcję. Jeśli trafia do „okna życia”, trwa to dłużej - najpierw trzeba mu nadać tożsamość, potem zdecydować, że jest gotowe do adopcji. Musi to zrobić sąd, dlatego - jak wyjaśnił Michalak - prowadzący „okna życia” muszą o znalezieniu dziecka powiadomić sąd opiekuńczy. Jeśli informują organy ścigania, najczęściej policję, to tylko po to, by było wiadomo, że takie zdarzenie na danym terenie miało miejsce, nie po to, by szukać matki.
Rzecznik przypomniał, że zawsze matka ma sześć tygodni na zmianę decyzji.
Jednak, gdy zmieni zdanie, a wcześniej zostawiła dziecko w „oknie życia”, musi dowieść, że to ona jest matką. Trzeba zrobić badania itp. Trudniej wówczas cofnąć decyzję; łatwiej jest, gdy dziecko zostało w szpitalu
— wskazał.
Jego zdaniem dla dziecka najlepiej jest, gdy ma swoją tożsamość, nawet jeśli rodzice nie chcą go wychowywać. Dlatego właśnie - jak przypomniał - zasadność funkcjonowania „okien życia” kwestionował Komitet Praw Dziecka ONZ. Jednak - jak podkreślił RPD - „okna życia” w Polsce w ciągu 10 lat uratowały prawie 100 dzieci.
Nie wiem, czy gdyby ich nie było, rodzice tych dzieci zdecydowaliby się na lepsze rozwiązania. Boję się, że wybraliby gorsze, a dzieci te nie miałyby nie tylko tożsamości, ale i życia. Tu trzeba przyjąć, że tożsamość jest drugorzędna, pierwszorzędna jest wartość życia
— ocenił Michalak.
wkt/PAP
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/327134-rzecznik-praw-dziecka-okno-zycia-to-nie-miejsce-gdzie-porzuca-sie-dziecko?strona=2