Do wielu sporów światopoglądowych doszedł nam ten, czy wolno wydrążyć dynię i wstawić w nią świeczkę nie stając się jednocześnie sługą szatana.
Na początku tego wywodu muszę wyraźnie zaznaczyć, że zgadzam się w stu procentach z nauką Kościoła, ostrzegającą przed złem utożsamianym z diabłem. Z doświadczenia wiem, że człowiek jest nieustannie wystawiany na pokuszenie i musi niezwykle uważać, żeby się nie dać zwieść na drogę grzechu. Gdy mam złe myśli, albo odczuwam transcendentny niepokój, czynię znak krzyża i wypowiadam „Apage satanas!!!”. Dlaczego po łacinie? Nie wiem, „Idź precz szatanie” też powinno działać. A przypadki miałem w życiu dość różne, niektóre niezmiernie zadziwiające. Kiedyś modląc się rano usłyszałem, tak dokładnie, usłyszałem, prosto do ucha: „Przecież Boga nie ma!”. Nie wiem czyj to był głos, ale atak był ewidentny. Konkludując, w żadnym aspekcie nie lekceważę wysiłków kapłanów by prewencyjnie strzec wiernych przed otchłanią piekieł. Widziałem w Niepokalanowie pokój, gdzie odprawiane są egzorcyzmy i dreszcz w tym miejscu przechodzi naprawdę dojmujący.
Natomiast mam pewne wątpliwości czy uczynienie z Halloween czegoś iste diabelskiego, a co więcej zakazywanie tych przede wszystkim komercyjnych igrców jest dla Kościoła korzystne. Budujemy kolejną barykadę, która podzieli społeczeństwo, a w tym przypadku szczególnie uczestniczące w przebierankach dzieci, i stworzy pozór do niedających się rozwiązać na polu intelektualnym zbędnych waśni.
Ludzie od dawien dawna hołubili wszelkiego rodzaju balom maskowym i paradom z różnymi czasem fantastycznymi postaciami, więc gdy mają kolejną okazję to z niej korzystają, traktując wyłącznie w kategoriach zabawy przebranie się za strzygę czy wampira.
Halloween przypomina trochę nasze kolędowanie z turoniem. Tam też się chodzi od domu do domu. Obok pasterzy czy króla Heroda występują straszydła: diabeł, śmierć, i oczywiście turoń, rogate, czarne i włochate zwierzę. A czy komuś przyszło do głowy, by w tym staropolskim zwyczaju widzieć coś zagrażającego czystości duszy?
Zapalanie świeczki w dyni to także jakby echo odwiecznych zwyczajów, gdy światło miało wskazywać drogę duszom z zaświatów. Osobiście nie drążę dyni i nie wystawiam jej na okno czy na balkon, ale gdy robi to sąsiad nie widzę w tym niczego niestosownego.
W dzieciństwie miałem breloczek z głową diabła. Nie jeden, bo wujek prywaciarz je produkował i z dostępem do tego produktu nie było problemu. Nosiło się go przy szlufce do spodni. Diabeł był raczej fikuśny niż straszny. Pewnie nie raz poszedł ze mną na lekcję religii do sali katechetycznej przy kościele w Międzylesiu. Czy ten breloczek mógł wpłynąć na stan mojej duszy? Ośmielam się wątpić.
Sama nazwa Halloween, najprawdopodobniej wywodzi się od „All Hallows’ Eve”, czyli nie mniej ni więcej: wigilia Wszystkich Świętych.
Oczywiście jest kwestia kulturowa, czy mając swoje Dziady powinniśmy importować święta anglosaskie?
Jedno jest pewne, gdyby opętania groziły tylko i wyłącznie 31 października, to świat byłby pewnie piękniejszy i lepszy.
Na co dzień stykamy się z niesłychanymi okropieństwami, za którymi stoi zło, jak choćby odbywająca się na naszych oczach zagłada Aleppo, nadciągający do Europy terroryzm czy groźba III Wojny Światowej. To są konkretne zagrożenia, którym trzeba się przeciwstawiać i przy których zapalona świeczka w dyni wygląda naprawdę na niewinną igraszkę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/313790-breloczek-z-diabelkiem-czyli-o-tym-jak-straszenie-halloween-wieje-wieksza-groza-niz-sama-przebieranka?wersja=mobilna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.