Sprawa, wydawałoby się, błaha. Pracownik firmy kurierskiej (niemieckiej, nawiasem mówiąc) przywiózł do wrocławskiej siedziby „Gazety Wyborczej” obiektyw dla tamtejszej fotoreporterki, ale odmówił wejścia do redakcji, powołując się na „klauzulę sumienia”. W końcu wyręczył go inny kurier.
Historyjka na pierwszy rzut oka jak wzięta wprost z „Latającego cyrku Monty Pythona” i wydawałoby się, że każdy rozsądny człowiek tak właśnie ją potraktuje, kwitując puknięciem się w czoło. Niestety, tak się nie dzieje i dlatego ta pozornie mało znacząca wiadomość staje się probierzem stanu groźnego zaczadzenia, w jakim się znaleźliśmy.
Oto bowiem „bohaterski kurier” znalazł wielu obrońców oraz fanów, ale nie tylko wśród anonimowych internautów. O wysyłanie mejli w jego obronie do firmy DB Schenker zaapelował też Maciej Świrski, doradca wicepremiera Glińskiego. Ten sam, któremu przeszkadzał model messerschmitta do sklejania.
Spróbujmy zastanowić się nad bohaterskim czynem kuriera na chłodno. Niektórzy porównują go z głośną niedawno sytuacją, kiedy to właściciel drukarni odmówił przygotowania plakatów dla organizacji LGBT i został za to skazany na niewielką grzywnę, bo organizacja, zamiast po prostu pójść do innej drukarni, zrobiła pokazówkę. Wbrew pozorom nie są to jednak sytuacje tożsame. Po pierwsze dlatego, że kurier nie jest właścicielem firmy kurierskiej, dla której pracuje. Może oczywiście odmówić wykonania zadania, które jest ewidentnie sprzeczne z prawem – na przykład przewiezienia broni w zwykłej paczce. Ale tutaj? Co innego, gdyby firma kurierska była jego własnością. Wówczas mógłby ustalić niemal dowolne zasady dla swoich klientów i powiedzieć jasno, że nie obsługuje pracowników „Gazety Wyborczej”.
Po drugie, w przypadku wspomnianego drukarza istniał jasny i bezpośredni związek pomiędzy pracą, jaką ten miał wykonać, a propagowaniem istotnych idei, z którymi drukarz się nie zgadzał. Takiego związku nie ma w przypadku dostarczenia prywatnej przesyłki dla fotoreporterki Giewu. Mało tego, posługiwanie się w tym przypadku pojęciem klauzuli sumienia degraduje je i sprowadza do poziomu groteski.
Jest to jednak groteska o potencjalnie dramatycznych konsekwencjach. Tym bardziej realnych, że ludzie rozhuśtani skrajnymi emocjami, przyzwyczajeni do myślenia w kategoriach wróg-przyjaciel, do widzenia rzeczywistości w manichjeski kategoriach, pozbawieni kompletnie dystansu i dawno rozwiedzeni ze zdrowym rozsądkiem takim działaniom przyklaskują i mają nadzieję na więcej.
Wyobraźmy sobie więc, że postawa kuriera się upowszechnia. I nie łudźmy się, że takich samych metod nie zacznie stosować na masową skalę druga strona (która, gdy podobne incydenty się zdarzały, ale dotykały jej oponentów, już ochoczo im przyklaskiwała). Ani że kryteria szybko się nie poszerzą: dziś nie doręcza się przesyłek w siedzibie Giewu, potem pracownikom Giewu w domach, potem tym, którzy Giewu czytają – i odwrotnie, na zasadzie lustrzanego odbicia, po drugiej stronie.
Wyobraźmy sobie, że w tak funkcjonującej Polsce za jakiś czas zamawiamy taksówkę. Dyspozytor pyta nas: „Czy jest pan czytelnikiem »Gazety Wyborczej« albo »W Sieci«? Muszę wiedzieć, bo część kierowców odmawia wożenia tych pierwszych, a część – tych drugich”. Wchodzimy do restauracji, a tam przy wejściu pytają nas, na kogo głosowaliśmy, bo trzeba przysłać kelnera, który nie brzydzi się obsługiwać pisowców albo fanów pana Ryszarda. Na poczcie pani w okienku nie obsłuży kogoś, komu z torby wystaje „Polityka”, a dziennikarzowi „Wiadomości” TVP steward na pokładzie samolotu nie poda kawy. A każdy powie, że działa na podstawie „klauzuli sumienia”. I tak dalej w ten deseń.
Jeżeli ktoś chce kraju, w którym plemienny podział sięgnie najbardziej codziennych czynności, to poczuje się w takich warunkach jak ryba w wodzie. Jeśli ktoś chce mieć na każdym kroku mordobicia, awantury i wyzwiska, bo to da mu poczucie moralnej wyższości nad drugą stroną, to będzie szczęśliwy. Jeżeli ktoś chce mieć w granicach jednego państwa dwa plemiona wojujące z sobą na każdym kroku jak Ormianie z Azerami – będzie usatysfakcjonowany. Trzeba być jednak ślepym fanatykiem, żeby nie dostrzec, że prowadzi to do absolutnie dramatycznych konsekwencji – do zniszczenia nawet najbardziej podstawowych więzów wspólnotowych, a w przyszłości, gdy kto inny będzie sprawował władzę, do bezwzględnego odwetu na tych, którzy dziś zachłystują się tryumfalizmem.
Niech będzie, że nie napisałem w tym tekście nic odkrywczego. Przynajmniej z mojego punktu widzenia to po prostu kilka zdroworozsądkowych konkluzji. Ale właśnie zdrowego rozsądku brakuje na potęgę. Jak w prawie Kopernika – gorszy pieniądz wypiera lepszy, tak zdrowy rozsądek przegrywa z plemiennymi emocjami. W dodatku objawiającymi się w coraz głupszych i coraz bardziej żenujących formach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/312790-bohaterski-kurier-z-wroclawia-czyli-jak-zdrowy-rozsadek-przegrywa-z-plemiennymi-emocjami