To mogło się zdarzyć jedynie w Polsce. 70 lat po wojnie Wyklęci rozprawiają się z postkomuną

PAP/Dominik Kulaszewicz
PAP/Dominik Kulaszewicz

Brzmi to trochę jak historia z Władcy Pierścieni. Legendarna, zapomniana armia przywołana po wielu latach rozprawia się z hordami orków. Ale to nie Tolkien i nie legenda. To Polska, Anno Domini 2016.

Niedzielny pogrzeb w Gdańsku był symboliczny. Tu 36 lat temu rodziła się Solidarność. Podobnie symboliczna była postawa prezydenta RP klęczącego przed trumnami Inki i Zagończyka. Ale symboliczne nie były tysiące młodych ludzi z całej Polski skandujące imię Inki i Zagończyka. To już nie tylko słowo, nie tylko duch, to już powszechność ulicy.

III RP miała swoich bohaterów. Znamy te nazwiska. Tych jeszcze żyjących oraz tych, którzy już umarli. To mieli być nasi bohaterowie, nasze wzory, nasze moralne kręgosłupy. System wydawał się szczelny. Były autorytety i był pas transmisyjny, czyli potężne media, które ponad 25 lat wbijały Polakom do głów, kto jest ważny, a o kim trzeba zapomnieć. Wśród tych pierwszych nie było Wyklętych. Dziś – po pogrzebie Inki i Zagończyka - wymowne staje się zdjęcie z innego pogrzebu, generała Jaruzelskiego, z Lechem Wałęsą, Bronisławem Komorowskim i Aleksandrem Kwaśniewskim w pierwszej ławce. Przypomnę, to był 2014 rok! Dwa lata temu.

Siła z jaką wracają Niezłomni, możliwa jest tylko w takim kraju jak Polska. Trudno do końca uchwycić ten fenomen. Jest w nim coś mistycznego, coś z „ewangelicznych kamieni, które wołają”. Dziś bohaterami młodych ludzi stają się ludzie, którzy przez dziesięciolecia nie istnieli, których ciała przykrywały potężne komunistyczne pomniki katów i chodnikowe płyty. Wystarczy spojrzeć w Internet. Ta fala idzie i będzie narastać. A jeszcze kilka lat temu – znam ten temat z lekcji w liceach ze świadkami historii, a także z oddolnej wrocławskiej akcji „Tak dla Pileckiego” – niewielu wiedziało, że byli i kim byli. Nieracjonalna wydaje się też energia z jaką wracają Wykleci. Inka, rotmistrz Pilecki, major Łupaszka głęboko wniknęli w świat młodego pokolenia. Na naszych oczach stają się częścią popkultury. To już nie tylko wiedza książek, to konkret ulicy, mentalna rewolucja. Jest tylko kwestią czasu, aby każde miasto, każdy powiat w Polsce miały swoich lokalnych niezłomnych bohaterów.

I nie ma to nic wspólnego z dzieleniem Polski. Nazwałbym to raczej powrotem do polskości. To nie żadna zemsta, ale dziejowa sprawiedliwość, specyficznie polska dynamika. I fenomen. Wykleci wracają. Z wielką mocą i z najmniej spodziewanej strony. Nie w dekretach i medialnych ustawkach, ale w sercach młodych Polaków.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych