Tomasz Bieszczad: Panie Jacku, konwencja naszej rozmowy, którą chciałbym Panu zaproponować, nie jest specjalnie odkrywcza. Posiada formę dialogu z umarłym i była znana co najmniej od czasów starożytnej Mezopotamii i Egiptu. Ludzie tamtych epok wierzyli, że mogą kontaktować się z duchami przodków i zapisywali ich wypowiedzi pismem klinowym na tabliczkach z mułu i gliny. Korzystali przy tym z pomocy mediów i spirytystów. Nieżyjący już niestety Jeremi Przybora, z którym przeprowadzałem wywiad kilka dni temu, przytoczył mi pointę swojej piosenki „To było tak”. Stwierdził, że „choć tak by chciał, nie dorówna już obcowaniu ciał obcowanie dusz…” Panie Jacku, dlaczego w takim razie zgodził się Pan na ten wywiad?
Jacek Kuroń: Kiedy w dawnych czasach pytali mnie ubecy: „Panie Kuroń, po co pan to robi”, odpowiadałem: „bo lubię”. To była prawda, choć wcale nie lubiłem siedzieć w więzieniu. Lubię po prostu kształtować swój los, być panem swego losu…
Rozumiem. Czy także i teraz śledzi Pan pilnie sytuację polityczną w Polsce?
Na sali sejmowej i tak zwykle spałem, co zresztą było widać w relacjach telewizyjnych.
A jaki jest Pana stosunek do działań Prawa i Sprawiedliwości? Czy mógłby Pan zgodzić się z tezą, że dopiero obecna ekipa rządowa realizuje – w sposób może nie idealny, ale jednak skuteczny i dość konsekwentny – politykę prospołeczną, politykę wyrównywania szans. Na taką skalę dzieje się to właściwie pierwszy raz od 25. lat. Widać, że rządzący starają się naprawić to, co można umownie nazwać „quasi liberalizmem”, czyli projektem który zaskutkował – mówiąc w uproszczeniu – zubożeniem całych warstw społecznych i słynnym „wychłodzenie gospodarki”?
Nasz „skok w kapitalizm” – tak jak go przeprowadzono – był pierwszym wielkim oszustwem. Zamknięcie się Balcerowicza w resortowej wieży z kości słoniowej spowodowało, że nie był on w stanie reagować na zwrotne sygnały, które gospodarka wysłała swoim reformatorom. Zwolennicy tamtej transformacji, wypowiadając słowo „kapitalizm”, mieli raczej na myśli to, co było w Europie w XIX wieku i na początku XX, a nie obecnie. Ten nasz polski kapitalizm „sprzed 100 lat”, opierał się na zasadzie, że zysk maksymalizuje się najlepiej przez obniżanie płac. W związku z czym coraz mniej pieniędzy trafia na rynek. A gospodarka żyje przecież z pieniędzy, za które ludzie różne towary kupują. To abecadło.
Jednak dla poprzedniej władzy skierowanie dodatkowego, znaczącego strumienia pieniędzy do społeczeństwa i potem na rynek, było nie do pomyślenia. Kłóciło się z całym ich widzeniem świata… Dlaczego?
Ponad głowami społeczeństwa realizowano program etatystyczno-technokratyczny, co spychało większość ludzi w roszczeniową lewicowość, tym bardziej radykalną, im dotkliwiej odczuwano koszta upadku komunizmu: Reforma jawiła się przez to jako antyludzka i budziła olbrzymi sprzeciw. Klęska „Solidarności” nastąpiła dlatego, że wyłonione z niej władze państwowe, zamiast stanąć na czele masowego ruchu przebudowy, działały ponad społeczeństwem.
Dziś te czysto ludzkie potrzeby – w tym potrzebę godności – próbuje zaspokoić obecna ekipa rządowa, realizując między innymi program 500+. Niestety, wywołuje on wściekłość „liberałów” i „technokratów”, którzy uważają że mycie małych dzieci w morzu to patologia. Panie Jacku, jakie jest Pana zdanie na temat inicjatywy 500+?
Ja naprawdę szczerze i uczciwie kocham ludzi… Po to żyjemy, żeby wyróżniać ludzi i o nich pamiętać; żeby kochać tego jednego jedynego. Wszystko inne to są chimery, naprawdę nic nie warte, jeśli dla nich zgubimy tego Jarka, Beatkę, Antka, czy Jędrka…
Czytaj dalej na następnej stronie
O dorosłych beneficjentach programu 500+ mówi się, że interesuje ich tylko to, żeby sobie na wakacjach poleżeć na wydmie i wypić po piwku…
W pierwszym okresie reform doktrynalna obrona powszechnie znienawidzonego popiwku trwała o wiele za długo, niż było to konieczne.
Panie Jacku, jakie jest pańskie zdanie na temat działań obecnej opozycji, która coraz bardziej zaciekle stara się atakować i zwalczać rządzących…
Wszyscy wyznajemy Ewangelię, w której Jezus zwraca się, jak wierzę, do każdego z nas: nie szukaj źdźbła w oku bliźniego, lecz belki w oku swoim. Pomysł, że nakazy Ewangelii nie dotyczą stosunków między wspólnotami, jest niechrześcijański i sprzeczny z duchem Ewangelii. Kiedy ograniczamy się do potępienia moralnego, łatwo ulegamy złudzeniu, że jesteśmy ubezpieczeni od moralnego obłędu. Bo przecież racje moralne są po naszej stronie…
Ale tak właśnie uważa opozycja, że tylko ona ma rację…
To po prostu stek kłamstw. Kto jest taki chory na sprawiedliwość? Kto tak bardzo wierzy, że tylko on potrafi to rozpatrzyć? Nam jest potrzebna świadomość, że mamy wspólną ojczyznę, a bez kompromisu społecznego nie ma szans na stabilny rozwój. Programem dla odważnych powinna być przede wszystkim praca z mało odważnymi. Musimy się liczyć z nastrojami większości ludzi, przekonać ich, że są wielką siła i mogą bardzo wiele.
W takim razie jak skomentowałby pan przewlekły konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego?
Zamiast palić komitety zakładajcie własne
Nie będę już Pana pytał o tajemniczą zawartość Pańskiego słynnego termosu, ani komentował, że wciąż chodzi Pan w tym samym dżinsowym wdzianku…
Proszę spróbować mnie zrozumieć: w garniturze czułbym się tu jak pajac…
W imieniu Czytelników portalu wPolityce.pl serdecznie dziękuję za rozmowę
Z Jackiem Kuroniem rozmawiał Tomasz Bieszczad (24.08.2016.)
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/305821-polska-we-wlasciwych-rekach-wywiad-z-jackiem-kuroniem