Tam, gdzie jest papież Franciszek, islamiści nigdy nie zrobią zamachu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.PAP/Marcin Bielecki
fot.PAP/Marcin Bielecki

Tak więc głowy szefów morderczych band są szalone, chore, ale pracują i kombinują, kalkulują; wbrew pozorom nie planują ataków na oślep. Jestem przekonany, że tak samo jest w przypadku Światowych Dni Młodzieży. Atak w Krakowie lub Brzegach bez wątpienie spowodowałby obudzenie śpiącego giganta, jakim są katolicy na całym świecie. Gdy gigant ten wyrwie się z obecnej drzemki, z bardziej pozorowanej obecnie niż faktycznej aktywności, ukaże się jego niezwykła siła. To jest zapewne jasne dla terrorystów. Stąd walka z ponad 1,2 mld katolików nie odbywa się w sposób otwarty, lecz jakby na peryferiach, w sposób hybrydowy, by sięgnąć do wojskowej nomenklatury.

Atak na młodzież pod koniec lipca w Krakowie spowodowałby też niezwykłą mobilizację sił politycznych na wszystkich kontynentach przeciwnych wszelkim uchodźcom, muzułmanom i samym terrorystom. Władza przeszłaby w ręce ludzi, którzy głosiliby hasła odwetu i mieliby do tego odwetu narzędzia. Tego nie będzie ryzykować żadne Państwo Islamskie, które egzystuje tak naprawdę dlatego, że obecni politycy w Europie, i nie tylko tu, ich istnienie tolerują. Oni chcą wykruszać chrześcijański obóz po trochu, w otwartej walce nie mają (jeszcze?) szans.

Jeśli natomiast chodzi o jakiś niezorganizowany akt szaleńca, to mamy prawo zakładać, że służby przy tak potężnej mobilizacji sobie poradzą. Na wyhamowanie napływu pielgrzymów do Krakowa znalazł jednak sposób prezydent tego miasta, Jacek Majchrowski. Już parę miesięcy temu zaapelował do mieszkańców podwawelskiego grodu, by na czas ŚDM najlepiej… wyjechali z miasta. Tak właśnie doświadczony i sprytny lewak okazał znaną polską gościnność, tak otworzył drzwi domów dla młodych, strudzonych wędrowców zmierzających na spotkanie z Chrystusem, tak wykorzystał szansę na szerokie jak nigdy pokazanie ponadtysiącletniego dorobku Krakowa i Polski. W mieście „szczycącym” się niespotykaną liczbą punktów sprzedaży alkoholu (2500!, prawie wszystkie całodobowe) i gwałtownie rosnącą liczbą punktów hazardowych oraz domów publicznych (od Wawelu do Bramy Floriańskiej nie da się spokojnie przejść, by nie być kilkakrotnie zaczepionym przez ich agentów) w miarę jak rośnie już napływ pielgrzymów na ŚDM, tak stopniowo ubywa stałych mieszkańców.

Wielu niestety znalazło w apelu prezydenta miasta świetne alibi dla swego wygodnictwa; no bo jakże to, trzy, cztery dni trzeba będzie chodzić po mieście pieszo, a nie wozić tyłek samochodem, a nawet niektóre sklepy mogą być zamknięte

Tu przypominają mi się Światowe Dni Młodzieży w roku 2000 w Rzymie. Odbywały się w środku sierpnia, a Włochy mają tę specyfikę, że w tym miesiącu każdy kto może, wyjeżdża na urlop, również w Rzymie zamykanych jest wówczas wiele kawiarń, sklepów, zakładów, stacji benzynowych, nawet koło samego Watykanu, nie funkcjonują urzędy a miliony włoskich rodzin prą nad morze, a wybrzeży w Italii jak wiadomo nie brakuje. Burmistrz wiecznego miasta zwrócił się jednak wówczas do rzymian z apelem, by przerwali wakacje i wrócili do domów na ŚDM, do pracy, by nie zostawiali młodych pielgrzymów w potrzebie. Lewacka prasa oczywiście wyśmiała ten apel nie wróżąc mu powodzenia. Tymczasem na dwa, trzy dni przed ŚDM nagle w Rzymie niemal wszystkie sklepy, sklepiki, kawiarnie, bary, restauracyjki, zakłady usługowe otworzyły swoje podwoje. Jeden apel wystarczył. W Krakowie też

Leszek Sosnowski

Autor jestm.in. publicystą miesięcznika „Wpis”. W jego aktualnym wydaniu temat ŚDM został obszernie poruszony, w tym dokonano analizy pontyfikatu Franciszka.


Polecamy „wSklepiku.pl”: „Początki Światowych Dni Młodzieży” - ks. Andrzej Zwoliński.

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych