Szansa dla Emilii, szansa dla modernizmu. "To hołd dla pracy oraz inwencji polskich architektów, a nie sentyment do systemu"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Adrian Grycuk, Wikipedia
Fot. Adrian Grycuk, Wikipedia

Powojenny polski modernizm nie miał szczęścia.PRL awangardowe realizacje w architekturze traktowano jako zło konieczne. W III RP obciążało je piętno minionego systemu. Na wyburzeniu obiektów korzystali wyłącznie deweloperzy. Od kilku tygodni najcenniejsze obiekty lat 60 i 70. są pod ochroną prawną konserwatora.

III RP polski powojenny modernizm w architekturze był traktowany jak narośl, szpecący ślad komunistycznej epoki. Traktowano go surowo, oceniano gorzej niż budowane socrealistyczne MDM-y, Nowe Huty i Pałace Kultury i Nauki, choć to właśnie one były kwintesencją sowieckiej dominacji na Polską. W epoce aroganckiego liberalizmu w stylu Balcerowicz & Co. wiele obiektów wyburzono. Tłumaczono, że niskie budynki nie mają prawa bytu w nowoczesnej tkance architektonicznej miasta, że szpecą itd. Zwykle znajdowały się one w centrum Warszawy i innych dużych miast, gdzie metr kwadratowy kosztował fortunę, a deweloperzy ostrzyli sobie zęby, planując budowę kolejnych korpo-biurowców i galerii z luksusowymi butikami „dla elyt”. Większość urbanistów, historyków sztuki i, co gorsza, konserwatorów zabytków nabrało wody w usta. Modernizm PRL był zbyt „nowy”, by zyskać status zabytku. Obiekty starzały się w sposób mało elegancki, bo jak to w PRL budowano je z mizernych materiałów, a i użytkowników zwykle nie było stać na przeprowadzenie kosztownych remontów. Pisano że są szare i ponure, ale nikt nie proponował rozwiązania problemu. Chodziło o pieniądze, a nie subiektywne doznania i estetykę miasta. Na polskim modernizmie ciążyło odium reliktu komunizmu, jednak względy ideologiczne były tylko pretekstem dla zagarnięcia przez deweloperskich rekinów działek w atrakcyjnych lokalizacjach. Problem dotyczył nie tylko Warszawy, choć tu walka o teren po modernistycznych obiektach była wyjątkowo zaciekła.

Ucieczka od socrealizmu

Po 1989 r. przemilczano fakt, że modernizm lat 60. I 70. to odreagowanie czołówki polskich architektów na stalinowski socrealizm i próba dołączenia do światowej czołówki. Że była to próba udana, świadczy fakt, że w 1965 r. projekt Supersamu nagrodzono na międzynarodowym São Paulo Art Biennial (Brazylia). Od projektu słynnego polskiego pawilonu w Izmirze (1955) autorstwa Lecha Tomaszewskiego w ciągu kilkunastu lat zdobyli kilkadziesiąt nagród i wyróżnień w prestiżowych konkursach architektonicznych na całym świecie. Jan Bogusławski zwyciężył konkursy na gmach opery w Madrycie i Teatr Narodowy w Budapeszcie. Chmielewski, Kazubiński i Kuraś zajęli I. miejsce w konkursie na projekt zabudowy centrum Espoo w Finlandii. W nurcie modernizmu PRL znaleźli się także Marek Leykam i twórca utopijnego Linearnego Systemu Ciągłego, architekt i urbanista Oskar Hansen. Paradoksalnie, w gomułkowskim PRL architektom postcorbusieurowskiej moderny było trudniej niż za granicą. Władza, choć odmieniała słowo „nowoczesność“ na wszystkie sposoby, traktowała ich nieufnie jako niechcianych awangardystów. Życie utrudniał im powszechny niedobór materiałów budowlanych oraz awersja kierujących budownictwem aparatczyków do wszelkich innowacji formalnych i technologicznych. A jednak pozostawili po sobie wiele cennych realizacji. Część z nich, jak wspomniany już Supersam lub przeszklony pawilon „Chemia“ przy ul. Brackiej nie przetrwały. Inne niszczały, przeobrażając się w ruinę, co dewoeloperskim lobbystom dawało argument, by wyburzyć je i zastąpić n-tym korpo-biurowcem.Do 29 kwietnia 2016 r. ich los wydawał się przesądzony. Tego dnia Generalny Konserwator Zabytków dr. Magdalena Gawin skierowała do wojewódzkich konserwatorów zabytków okólnik zalecający objęcie ochroną prawną najcenniejszych obiektów polskiego modernizmu lat 60. i 70.

”Nie ma po czym płakać” - mówiono, gdy w 2006 r. buldożery równały z ziemią budynek Supersamu (1962), jeden z najwybitniejszych projektów Jerzego Hryniewickiego oraz jego zespołu. Supersam miał innowacyjną konstrukcję ważącego 100 ton dachu opartego na systemie dźwigarów lin ściągających, zwaną „tensegrity”. Dwie ściany budynku pełniły jednocześnie rolę filarów, gdyż w obiekcie nie było tradycyjnych, jednolitych ścian nośnych. Zapewniało to uzyskanie dużej powierzchni użytkowej. Supersam był wielkim wyzwaniem technologicznym dla architektów i budowniczych. Na niespotykaną w PRL skalę zastosowano aluminium, blachę ocynkowaną i lustrzane szyby o powierzchni 8 metrów kwadratowych każda. Sylwetka największego wówczas w kraju samoobsługowego sklepu harmonijnie wpisywała się w otoczenie. Hryniewiecki był niekwestionowanym autorytetem na całym świecie. Poza Politechniką Warszawską wykładał w USA, Brazylii, Meksyku. Odwadze innowacyjnego projektanta towarzyszyła tak deficytowa w PRL odwaga cywilna. Stracił mandat bezpartyjnego posła, gdy powiedział, że minister powinien mieć przynajmniej maturę. A Supersam? W latach 90. z dumy warszawskiej architektury przeobrażał się w starzejący się obiekt użytkowy bez szans na renowację. Działkę po zburzonym w 2006 r. sklepie sprzedawano kilkakrotnie i za każdym razem jej wartość znacznie rosła. I tu właśnie leży przyczyna niszczenia wielu cennych obiektów modernizmu lat 60. i 70.

Ratunek w ostatniej chwili

Gdy 15 stycznia 1970 r. oddano ją do użytku, Emilia była największym pawilonem meblowym w Polsce (4895 m² powierzchni użytkowej). Marian Kuźniar i Czesław Wenger wkomponowali go w otoczenie i sąsiadujące z nim 9-kondygnacyjne bloki. W pasażu pomiędzy nimi zaaranżowano dziedziniec z fontannami i rzeźbami. Na piętrze znalazło się miejsce dla zdobionej mozaiką kawiarni dla klientów. Przeszklona galeria łączyła pawilon z częścią od strony budynków mieszkalnym. W PRL meble były towarem deficytowym, przed „Emilią” ustawiały się kilometrowe kolejki, które znakomicie sportretował Stanisław Bareja w „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” (1977). „Emilia” pojawiła się również w „Nie lubię poniedziałku” Tadeusza Chmielewskiego i „Jeziorze osobliwości” Jana Batorego. Po upadku PRL budynek wymagał już remontu. Od północy i południa zbudowano wysokościowce Warsaw Financial Center oraz hotel InterContinental. Dom meblowy stał się tymczasową siedzibą Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Działkę zakupiła firma deweloperska. W październiku 2012 r. stołeczny konserwator zabytków wpisał pawilon Emilia do ewidencji zabytków. W styczniu 2013 r.Wojewódzki Konserwator Zabytków wycofał się z decyzji i wykreślił budynek z ewidencji i nakazał wykreślenie obiektu Stołecznemu Konserwatorowi Zabytków. Obiekt miał nie spełniać kryteriów określonych w ustawie o ochronie zabytków. Termin użytkowania obiektu przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej kończył się w maju 2016 r. Pomoc nadeszła w ostatnim momencie.

W uchwale Rady Ochrony Zabytków przy Ministrze Kultury i Dziedzictwa Narodowego, która ochroni wybrane obiekty przed dewastacją i wyburzeniem czytamy:

„Pomimo trudnych warunków gospodarczych i politycznych: powojennej odbudowy ze zniszczeń i ideologicznych ograniczeń, architektura, urbanistyka oraz dzieła techniki po roku 1945 są wyrazem kontynuacji najbardziej nowoczesnych nurtów europejskich i światowych oraz poszukiwań awangardowych rozwiązań przestrzennych odpowiadających potrzebom społecznym, a także uporczywych dążeń środowiska twórczego do zachowania autonomii w obszarze sztuki i kształtowania przestrzeni poprzez niezależność formalną dzieła i wysoką jakość warsztatu zawodowego”.

12 maja dr. Magdalena Gawin otworzyła konferencję naukową „:Modernizm prawem chroniony” w dawnym Domu Meblowym Emilia. Dzięki tej inicjatywie budynek ten, jak i wiele innych obiektów mają szanse na przetrwanie. To hołd dla pracy oraz inwencji czołowych polskich architektów, a nie sentyment do systemu, w którym przyszło im pracować.

Wanda E. Starzomska

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych