Wszędzie tam, gdzie prawo wkracza w sferę badań historycznych (czy szerzej – naukowych), ich swobody, a także wolności słowa, tam budzą się wątpliwości lub przynajmniej powinny się budzić
— pisze Łukasz Warzecha w tekście, w którym sprzeciwia się karaniu za
publicznie i wbrew faktom przypisywanie Rzeczpospolitej Polskiej lub narodowi polskiemu udziału, organizowania lub odpowiedzialności, lub współodpowiedzialności za popełnienie zbrodni przez III Rzeszę.
CZYTAJ WIĘCEJ: Karanie za naruszenie dobrego imienia Polski to fatalny pomysł
Otóż red. Warzecha nie ma racji i jednocześnie ją ma. Ma ją w tym sensie, że jeśli w ostatecznym projekcie pozostanie ten powyższy zapis, to może się to prawo okazać martwe z tego prostego względu, że zapis zbyt szeroko obejmuje ochronę dobrego imienia Narodu Polskiego. Swoboda badań naukowych musi pozostać jak najszersza, bowiem naukowiec nie może żyć w strachu, że jeśli rozpędzi się w swych polemikach, czy wnioskach, to natrafi na prokuratora. Tu nie ma sporu z Łukaszem Warzechą.
Dobrym przykładem, kiedy prawo musi „zacisnąć zęby” jest przypadek J.T. Grossa, który – według wszystkich właściwie danych naukowych – kłamie w celach zarobkowych na temat współudziału Polaków w holokauście. Kłamie poprzez zawyżanie liczb ofiar, czy przez wyciąganie pochopnych wniosków, choćby ze słynnego zdjęcia „kopaczy” z książki „Złote żniwa”. Ale czy za te kłamstwa należą mu się sankcje karne? Nie. Powinien zostać (naukowo) napiętnowany. Rzetelne badania historyczne powinny doprowadzić do skompromitowania tego łże-naukowca. Wolność słowa obejmuje także smutną działalność Grossa.
Ale tu się kończą racje mojego szanownego kolegi. Otóż państwo polskie ma obowiązek chronić swoje dobre imię w sytuacji, gdy stosowany jest obraźliwy zwrot „polskie obozy zagłady” (koncentracyjne, śmierci) w odniesieniu do niemieckich obozów. Rocznie sto kilkadziesiąt razy w mediach na całym świecie czytamy lub słyszymy ten zwrot. Z reguły tłumaczenie jest identyczne: to wskazanie miejsca, gdzie obóz był położony.
Nieprawda. Na stronie internetowej dziennika „New York Times” ukazał się swego czasu tekst na temat „polskiego obozu koncentracyjnego” w… Dachau w Bawarii.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wszędzie tam, gdzie prawo wkracza w sferę badań historycznych (czy szerzej – naukowych), ich swobody, a także wolności słowa, tam budzą się wątpliwości lub przynajmniej powinny się budzić
— pisze Łukasz Warzecha w tekście, w którym sprzeciwia się karaniu za
publicznie i wbrew faktom przypisywanie Rzeczpospolitej Polskiej lub narodowi polskiemu udziału, organizowania lub odpowiedzialności, lub współodpowiedzialności za popełnienie zbrodni przez III Rzeszę.
CZYTAJ WIĘCEJ: Karanie za naruszenie dobrego imienia Polski to fatalny pomysł
Otóż red. Warzecha nie ma racji i jednocześnie ją ma. Ma ją w tym sensie, że jeśli w ostatecznym projekcie pozostanie ten powyższy zapis, to może się to prawo okazać martwe z tego prostego względu, że zapis zbyt szeroko obejmuje ochronę dobrego imienia Narodu Polskiego. Swoboda badań naukowych musi pozostać jak najszersza, bowiem naukowiec nie może żyć w strachu, że jeśli rozpędzi się w swych polemikach, czy wnioskach, to natrafi na prokuratora. Tu nie ma sporu z Łukaszem Warzechą.
Dobrym przykładem, kiedy prawo musi „zacisnąć zęby” jest przypadek J.T. Grossa, który – według wszystkich właściwie danych naukowych – kłamie w celach zarobkowych na temat współudziału Polaków w holokauście. Kłamie poprzez zawyżanie liczb ofiar, czy przez wyciąganie pochopnych wniosków, choćby ze słynnego zdjęcia „kopaczy” z książki „Złote żniwa”. Ale czy za te kłamstwa należą mu się sankcje karne? Nie. Powinien zostać (naukowo) napiętnowany. Rzetelne badania historyczne powinny doprowadzić do skompromitowania tego łże-naukowca. Wolność słowa obejmuje także smutną działalność Grossa.
Ale tu się kończą racje mojego szanownego kolegi. Otóż państwo polskie ma obowiązek chronić swoje dobre imię w sytuacji, gdy stosowany jest obraźliwy zwrot „polskie obozy zagłady” (koncentracyjne, śmierci) w odniesieniu do niemieckich obozów. Rocznie sto kilkadziesiąt razy w mediach na całym świecie czytamy lub słyszymy ten zwrot. Z reguły tłumaczenie jest identyczne: to wskazanie miejsca, gdzie obóz był położony.
Nieprawda. Na stronie internetowej dziennika „New York Times” ukazał się swego czasu tekst na temat „polskiego obozu koncentracyjnego” w… Dachau w Bawarii.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/281856-zydzi-scigaja-kazdego-kto-osmieli-sie-podwazyc-istnienie-komor-gazowych-my-scigajmy-kazdego-kto-osmieli-sie-tworcow-obozow-z-tymi-komorami-przypisac-polakom-polemika-z-lukaszem-warzecha?strona=1
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.