Lewicowa filozof straszy lewicową publiczność: "czarne listy PiS wcale nie są czczym wymysłem, ale rzeczywiście istnieją"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Po pierwszym szoku powyborczym obóz III RP zdaje się wpadać już nawet nie w panikę, ale w stale nakręcającą się histerię. Sami uśmiercają - jak Tomasz Lis - swoją III RP. Sami straszą się wymyślonymi przez siebie „czarnymi listami”.

O tym, że takowe istnieją, przekonuje w rozmowie z „Kulturą liberalną” lewicowa filozof Agata Bielik-Robson, odpowiadając na pytanie, czego tak naprawdę się obawia w związku ze zwycięstwem PiS:

Zmian konstytucji. Jeśli w parlamencie nie będzie nawet śladu lewicowej opozycji, a PO pogrąży się w chaosie, to gromadzenie konstytucyjnej większości będzie dla PiS-u łatwiejsze. Boję się także nowych regulacji natury obyczajowej, czyli całkowitego zakazu aborcji, który przy obecnej konfiguracji sejmowej również może zostać przegłosowany. Wreszcie obawiam się – i mówię to zupełnie szczerze – cichego działania tzw. czarnych list, które wcale nie są czczym wymysłem, ale rzeczywiście istnieją i będą miały swoje skutki.

Na pytanie „jakie”, dodaje równie ogólnikowo:

Dokładnie nie wiemy, ale pewne represje będą miały miejsce. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości.

Skoro w rozmowie pojawiły się „czarne listy”, to musi pojawić się również historyczna analogia. A jakże, do Niemiec:

Nie uspokajają mnie deklaracje Jarosława Kaczyńskiego, że żadnego rewanżyzmu nie będzie. Już po ogłoszeniu sondażowych wyników reakcja sali na wystąpienie prezesa pokazała, jakie nastroje tak naprawdę panują w partii. Największy entuzjazm wzbudziły nie słowa o potrzebie pokory, ale o tych, którzy upadli i to upadli z własnej winy. Wniosek jest jeden – środki uspokajające, jakie serwuje nam prezes, nie mają nic wspólnego z jego rzeczywistymi zamiarami. Jak zwykle.

W Polsce demokracja jest wciąż bardzo słabo zakorzeniona. A w słabych demokracjach, co wiemy z historii, takich bezpieczników po prostu nie ma. Wiem, że w tej chwili niepopularne jest porównywanie Polski do Weimaru, ale takie porównania narzucają się same. Republika Weimarska to właśnie przykład żałośnie słabej demokracji, którą w ciągu kilku miesięcy udało się przewrócić jak domek z kart. Afera taśmowa pokazała, że także u nas bezpieczników właściwie nie ma i siedzimy na aktywnym wulkanie.

Jest naprawdę groźnie, ale zaczyna być zabawnie. Bo Bielik-Robson forsuje tezę, że walcząc o przetrwanie w opozycji PiS… doskonalił swoje techniki rządzenia Polską:

(…) mieli 8 lat na to, żeby opracować skuteczniejsze techniki rządzenia. To będzie jednak dziwne rządzenie. Kaczyński będzie korzystał ze swojej starej strategii, oskarżając wszystkich i wszystko o to, że „nie pozwalają nam rządzić”. Nawet mając pełnię władzy, znajdzie pretekst, żeby wskazać wewnętrznego wroga. Ale ta władza jest teraz po prostu wyraźnie silniejsza niż wtedy.

Łagodna twarz [Kaczyńskiego] to tylko pozory, które odciągają uwagę od jego prawdziwych celów. Faktycznie – Kaczyński już się nauczył, że radykalizm zapewnia mu co najwyżej 30 proc. poparcia, więc tym razem będzie po prostu dużo bardziej dyskretny. Ale nie wierzę, by chciał z jakichkolwiek elementów swojego planu rezygnować. A jeśli nie będzie krytycznych mediów, tylko takie, które wejdą do gry na jego zasadach, nikt się o tym nie dowie.

Do tego… tak, tak: Kaczyński chce być jak Putin:

W rzeczywistości podobieństw do stylu rządzenia Putina jest wiele. Chociażby mowa o „podnoszeniu Polski z kolan”. Noblistka Swietłana Aleksijewicz przypomniała niedawno, że dokładnie tego samego zwrotu użył Putin w jakimś swoim przemówieniu w Dumie. To rzucające się w oczy analogie.

Jedno cieszy: fakt, że jeszcze PiS nie zaczął rządzić, a już sięgają po najmocniejsze z możliwych porównania i epitety. A to znaczy, że histeryczna opozycja szybko zacznie pachnieć groteską.

Prej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych