Zamki, dwory, chaty, drezyny, browary, winnice, czyli czym wabi turystę Podkarpacie. ZDJĘCIA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.ansa
fot.ansa

Przeważnie mijamy je w drodze w Bieszczady, albo na Ukrainę.

Wiemy, że jest, ale po co się tu zatrzymywać? Otóż warto! Podkarpacie kryje dziś wiele atrakcji i tych historycznych i zupełnie współczesnych. Na zaproszenie Podkarpackiej Izby Turystycznej dane mi było zobaczyć region zaledwie w pigułce. Ale nie wątpię, że od najlepszej strony. Zacznijmy od oczywistości.

Historyczną wizytówką Podkarpacia jest niewątpliwie Łańcut - jeden z najpiękniejszych zamków magnackich zachowanych na terenie Polski. Imponująca rezydencja Stadnickich, Czartoryskich, Lubomirskich i wreszcie Potockich - śmiało może rywalizować z Kozłówką, Książem, a nawet podwarszawskim Wilanowem.

fot.ansa
fot.ansa

Piękny – choć wciąż restaurowany - zamek, pomyślany został w średniowieczu jako budowla obronna. O takim przeznaczeniu świadczy otaczająca go fosa. Kamień węgielny zamku kładziono zapewne w czasach Kazimierza Wielkiego. Ale dopiero za Izabeli z Czartoryskich Lubomirskiej (nie mylić z księżną z Puław, tą od muzeum - jej bratową) – został przekształcony w nowoczesny, luksusowy – pałac.

Pod koniec XVIII w. Łańcut należał do najwspanialszych rezydencji w Polsce. Kwitło tutaj życie muzyczne i teatralne, bywało wielu znakomitych gości.

Kolejną modernizację zafundowano mu na przełomie XIX i XX wieku. Zainstalowano wtedy telefony, a nawet windę. Na skutek dość dyskusyjnej postawy rodu Potockich wobec Niemców pałac w stosunkowo dobrej formie przetrwał zawieruchę II wojny światowej. Spryt zarządców pozwolił też ocalić wnętrza od sowieckiego wandalizmu. (Przed nadejściem czerwonoarmistów na bramie wywieszono tabliczkę napisaną cyrylicą – co dało wrażenie, że „towarzysze” obiekt już „wzięli pod kuratelę”.)

W rezultacie znaczna cześć wyposażenia pozostała oryginalna. Każdy przedmiot świadczy zarówno o bogactwie jak i dobrym smaku gospodarzy. Od podłóg, przez obrazy, lustra, sekretarzyki, stoliczki, kanapy, piece i kominki. Nic dziwnego – że większą część zamku zajmuje muzeum. I , że właśnie Łańcut posłużył jako scenografia dla większości scen „Trędowatej” Jerzego Hoffmana, z powodzeniem odgrywając siedzibę ordynata Michorowskiego. Sala balowa, ogrody, dziedziniec, galeria obrazów, gdzie dochodzi do pocałunku ordynata z guwernantką, wreszcie monumentalna obrośnięta winoroślą fasada – to wszystko obrazki z Łańcuta.

Kto chciałby silniej wczuć się w tamten klimat – ma szanse. W jednym ze skrzydeł pałacu funkcjonuje bowiem hotel. Dodatkową atrakcję stanowi powozownia, w której zgromadzono kilkadziesiąt zabytkowych pojazdów konnych (nie tylko należących do rodu Potockich). One również często grywają w filmach. W ogromnym parku funkcjonuje też, bodajże jedyna w Polsce ,storczykarnia z kolekcją rzadkich, żywych kwiatów.

Wszystko to sprawia, że Łańcut na brak turystów nie narzeka.

Nieco mniej dociera ich do Krasiczyna pod Przemyślem. A szkoda. Bo jeśli chodzi o bryłę budynku – kto wie czy nie jest to zamek ciekawszy.

fot.ansa
fot.ansa

Zbudowana na przełomie XVI i XVII wieku przez Stanisława Krasickiego i jego syna Marcina siedziba ściany zdobione piękną ażurową attyką. Szczególne wrażenie robią jednak cztery okrągłe baszty - Boska, Papieska, Królewska i Szlachecka (ich nazwy symbolizują aprobowaną przez fundatorów hierarchię świata obejmującą doczesność i wieczność). Z zamkowego dziedzińca podziwiać można niezwykle rzadko spotykane przepiękne sgraffitowe (wykonywane poprzez wydrapywanie wzorów w kolejnych warstwach różnobarwnego tynku) dekoracje - przedstawiające sceny biblijne, medaliony z popiersiami cesarzy, wizerunki polskich królów oraz sceny myśliwskie.

fot.ansa
fot.ansa

Wzniesione przez ród Krasickich zamczysko w XIX wieku przeszło w ręce książąt Sapiehów. To tu urodził się kardynał Adam Sapieha – późniejszy promotor Karola Wojtyły. Jemu też poświęcona jest jedna z zamkowych ekspozycji.

Niestety wnętrze zamku jest znacznie skromniejsze niż mury. Zachowało się niewiele mebli. Na uwagę zasługuje natomiast piękna kaplica ze zrekonstruowanym sarkofagiem księżniczki Zofii Sapieżanki – miejscowej „białej damy”.

fot.ansa
fot.ansa

Wedle legendy dziewczyna rzuciła się w wieży Zegarowej, bo nie chciała poślubić niekochanego mężczyzny. Po śmierci zaś zaczęła nawiedzać zamczysko w charakterze zwiastującego nieszczęście widziadła. Jej obecność odnotowano przed pożarem zamku, w przededniu II wojny światowej, a także w czasie walk z bandami UPA.

Dziś administratorzy zamku „wskrzeszają” zamkowego ducha za pomocą laserów przy okazji różnych widowisk. Bo zamek aby się utrzymać radzi sobie jak może. Istnieje tu hotel (o zaskakująco przystępnych cenach), centrum konferencyjne, organizowane są śluby na śluby, wesela i wszelkiego rodzaju eventy. Nad przyszłością obiektu cieniem kładą się jednak nierozstrzygnięte dotąd roszczenia spadkobierców.

Ale Podkarpacie to nie tylko zamczyska, To także liczne dwory drobniejszej szlachty - często adaptowane na obiekty hotelowe.

Taki los wiedzie m.in. kompleks pałacowy w Dubiecku, będący rodową siedzibą naszego najsłynniejszego bajkopisarza - bpa Ignacego Krasickiego. Ale też jednego z większych sarmackich warchołów - Stanisława Stadnickiego, zwanego Diabłem.. Obaj się urodzili się w tym samym miejscu, ale każdy inaczej zapisał się w ludzkiej pamięci. Za Stadnickiego zamkowe lochy rozbrzmiewały jękami ludzi więzionych przez znienawidzonego Diabła. Ignacy Krasicki, poeta i biskup, choć spędził tu tylko dzieciństwo często wracał w rodzinne strony. W Sali Kominkowej zamku wisi obraz przedstawiający jego rodzinę. Być może tu powstały niektóre z jego słynnych bajek? Dubiecko ma również swojego Ducha. Legenda opowiada o tajemniczej postaci karła, która nagle znika z oczu; o krokach rozbrzmiewających w zamkowych korytarzach, choć są puste; o nagle przestraszonych bez powodu koniach itd. Czy jest to duch Stadnickiego, czy jednej z jego ofiar? Nie wiadomo.

Być może wie to ponad dwustuletni dąb rosnący przed wejściem do pałacu. Ale szum jego liści trudno odczytać niewtajemniczonym. Poza nim historycznych pamiątek tu niewiele. Ale jest piękny park i znakomita kuchnia. Obecny jej szef – rodowity Dubiecczanin zdobywał swój fach w wielu krajach Europy. I potrafi zaimponować. Zarówno wykwintnymi przekąskami w stylu włoskim, hiszpański, francuskim,  jak i znakomicie przyprawioną polską dziczyzną. Biesiadujących gości rozweselają tu dodatkowo dwie fantastyczne papugi. Oskar – żako i kakadu -Aron. Obie kapitalnie naśladują ludzką mowę i lubią się tą umiejętnością popisywać.

Kto jednak woli miast rozkoszy stołu – ucztę dla ducha - w obecności historycznych pamiątek, ten powinien pojechać do Kopytowej. Tu właściciel odremontował z ruin i doprowadził do rozkwitu – XVII wieczny cysterski dworek. Trzeba było być istnym wizjonerem, by w kompletnie zrujnowanej przez PRL-owskich włodarzy budowli dostrzec urodę szlacheckiego domostwa. Dziś mieści się tu prywatne muzeum kultury szlacheckiej.

fot.ansa
fot.ansa

Starannie skompletowane meble, broń, obrazy, zastawy i inne drobiazgi – przypominają o splendorze polskiej szlachty.

A gospodarz o każdym potrafi opowiedzieć oddzielną historię.

fot.ansa
fot.ansa

Kolejny wart uwagi dworek to kompleks pałacowy w Komborni. Choć zabytkowy anturaż dziś służy głównie zaspokojeniu kaprysów hotelowych gości – to jednak historia tego obiektu jest fascynująca.

Początki Komborni sięgają osady na prawie niemieckim w XV w. Szybko stał się kwitnącym majątkiem. Przeżył i najazd Tatarów w XVII wieku i skomplikowane rodzinne waśnie rodu Urbańskich, którzy nabyli ją w XVIII w. Była świadkiem rzezi galicyjskiej i okrucieństw II wojny światowej. Dzieła zniszczenia dokonały stacjonujące tu wojska radzieckie, których żołnierze palili we dworze ogniska.

Po wojnie obiekt przez lata nie mógł otrząsnąć się z ruiny. Ale od kilku lat – jego oblicze uległo zmianie. Powstał tu ekskluzywny kompleks hotelowy ze spa, basenem i innymi atrakcjami. Jedną z nich jest winiarnia – serwująca trunki z regionu całych Karpat. Z profesjonalnym komentarzem. Tyle, że pobyt w tym akurat obiekcie trudno uznać za tani…

Apropos win, warto wspomnieć, że region Podkarpacia wyrasta z roku na rok na coraz bardziej liczące się zagłębie uprawy winorośli.

fot.ansa
fot.ansa

Do niedawna uprawami takimi chlubiło się głównie województw lubuskie. Ale winiarstwo - to bardziej lub mniej amatorskie – zyskuje na Podkarpaciu z roku na rok nowych adeptów. Jednym z nich jest Dariusz Rosół z Przeworska, który schował do szuflady dyplom inżynierski, by poświęcić się winiarskiej pasji. Dwie niewielkie winnice pozwalają mu dziś utrzymać rodzinę. Niedawno otrzymał nawet certyfikat niezbędny dla produkcji wina mszalnego. Warto  w lokalnych sklepach rozejrzeć się za jego produktami – noszącymi przeważnie imiona członków rodziny. A że zbiory w tym roku – ze względu na niezwykle ciepłe lato zapowiadają się obiecująco – więc pewnie i wino nie zawiedzie oczekiwań.

A żeby już wyczerpać wątek alkoholowy – również zwiedzając zamek w Łańcucie warto zajrzeć też do założonej przez ród Potockich gorzelni, gdzie w muzeum usytuowanym na terenie dzisiejszej fabryki Polmos można zapoznać się z tradycyjną produkcją wódek. Króluje tu lokalny specjał - nalewka „rosolis”, którego receptura powstała jeszcze za czasów świetności rodu i która jest chroniona ścisłą tajemnicą. W ramach zwiedzania – przewidziana jest oczywiście degustacja…

Historia Podkarpacia, to rzecz jasna nie tylko dwory. Życie ludzi mniej zamożnych przybliża sanocki skansen. Jeden z największych w Europie. Całkiem niedawno pieczołowicie zrekonstruowano tu galicyjski XIX-wieczny rynek.

fot.ansa
fot.ansa

Można obejrzeć i zwiedzić także bojkowskie, łemkowskie, polskie i żydowskie chałupy. Zobaczyć jak łatało się buty i lepiono garnki. Zwiedzić cerkwie i świątynie grekokatolickie. Jest co oglądać.

fot.ansa
fot.ansa

Śladami historii warto wpaść też choć na chwilę do Haczowa, gdzie stoi jeden z najstarszych drewnianych polskich kościołów gotyckich z unikatowymi freskami wykonanymi wprost na drewnie. Zabytek jest wpisany na listę UNESCO.

Ale u podnóża Bieszczad nie brak i współczesnych atrakcji. Jak np. drezyny w Uhercach.

fot.ansa
fot.ansa

Po starych torach, ale w nowoczesnym pojeździe – można spróbować swoich sił w pedałowaniu. ( To drezyny nożne, nie ręczne). Startujemy ze stacji utrzymanej w stylistyce wojaka Szwejka. Można przejechać nawet kilkanaście kilometrów. O ile ktoś ma dość siły w nogach. Mniej ambitnym – zapewne spodoba się finisz w oryginalnym browarze Ursa Maior – serwującym kilkadziesiąt gatunków lokalnie wyrabianego piwa.

Ci, którzy wolą więcej kontaktu z naturą – powinni natomiast skorzystać z oferty jaką daje obserwacja gwiazd w tzw. Parku Gwiezdnego Nieba. Bieszczady stwarzają bowiem niezwykłą możliwość obserwacji ciał niebieskich – na niebie, którego nie „zaśmiecają” światła ludzkich siedzib.

Daleko od świateł cywilizacji, nocne niebo zyskuje swój pierwotny magiczny wymiar. Przypomina, że poza naszą planetą istnieje coś, co nas przerasta. Pod okiem astronomów-pasjonatów naprawdę można tu sięgnąć gwiazd. I to nie koniecznie per aspera… Wystarczy przyjechać na Podkarpacie.

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych