Rządowa propaganda w dobranocce dla najmłodszych

Fot.zdjęcie ilustracyjne freeimages.com
Fot.zdjęcie ilustracyjne freeimages.com

Wieczorynka z TVP1 została przeniesiona na TVP ABC i można mieć o to pretensje, ale na kanale „z bajkami” też daje się oglądać. Do pewnego stopnia niestety, bo przed samym zakończeniem pojawia się aktorka z książką i czyta przed spaniem w ramach tego, że cała Polska czyta dzieciom. Sam pomysł nie jest przecież zły, nawet wykonanie ciekawe, ale niekiedy, słysząc treść, można popaść w zdumienie.

Cała Polska nie czyta dzieciom klasyki literatury, baśni – choćby w ich złagodzonej wersji – czy starych, wiecznie aktualnych powieści dla najmłodszych. Nie, cała Polska czyta bajki psychologiczne, mające przekazać pseudomądre treści za pomocą historii nie dotyczących spersonifikowanych zwierząt, lecz wyrwanych z niby-prawdziwego świata ludzi. I oto w sobotę aktorka Marietta Żukowska przedstawiła opowiadanie „O sklepiku pani Żurawiny”.

Główni bohaterowie to czworo dzieci z niecierpliwością oczekujących na koniec lekcji, gdyż są stęsknione za szkolnym sklepikiem. Sklepik, nieczynny od tygodnia ze względu na remont, ma rozłożyć przed nimi niekończącą się paletę słodyczy, lizaków, chipsów i kolorowych napojów. Zdziwienie dzieci jest wielkie, gdy biegną do sklepiku i widzą, że zamiast „Słodkiego kącika” są „Witaminy u Żurawiny”. Kiedy próbują udowodnić, że nie są zwierzętami i nie zamierzają karmić się trawą, sprzedawczyni raczy ich tekstem:

Nie jesteście też koszami na śmieci. Nie możecie zjadać jedzenia, w którym są kopalnie soli, cukrownie, fabryki wzmacniaczy smaku, spulchniaczy i barwników, a źródeł witamin i składników mineralnych jest tyle co kot napłakał.

Po czym informuje, że od dziś, zamiast „słonych i słodkich śmieci”,można zjeść owocową lub warzywną tęczę albo kanapkę z warzywnym pasztetem, a wszystko to popić lemoniadą z kiwi, jabłek i pietruszki. Dzieci postanawiają spróbować nowości i – o dziwo – są nimi zachwycone! Wszyscy w szkole piją zieloną „lemoniadę”, a dyrektor ogłasza, że uczniowie wolą tabliczkę mnożenia od tabliczki czekolady, a ponieważ od tajemniczej mikstury chce się biegać i skakać, to on sam pod koniec roku zrobi podwójne salto.

Jeśli dzieci posłuchają podobnej „bajki” ze spokojem, to ich rodzice – znający aktualną sytuację polityczną – przyjmą ją z całkowitym zdumieniem, a nawet przerażeniem. Przecież to paskudna propaganda! Więcej, nie jest to nawet propaganda, nie jest to próba przekonania dzieci do jedzenia warzyw i omijania słodyczy. To jest zakłamywanie rzeczywistości.

Wiadomo bowiem przecież, w jaki sposób została przyjęta wprowadzona w wakacje ustawa żywnościowa w szkołach. Sklepiki się zamykają, bo nikt nie chce tak naprawdę kupować wafli ryżowych i koktajli z pietruszki. Dzieci przynoszą własny cukier i sól albo biegają na przerwach do pobliskiego sklepu. Niektórzy starsi uczniowie rozdają na korytarzach kawę i burgery z fast foodów. A minister Kluzik-Rostkowska w panice negocjuje drożdżówki. Tymczasem dowiadujemy się o wyimaginowanej placówce, w której uczniowie brak słodkości przyjmują z rozkoszą, przełykając pasztet z warzyw i lemoniadę z zieleniny, a sprzedawczyni do spółki z dyrektorem fikają koziołki. I nie wierzymy własnym uszom.

Rzeczywistość przekłamuje autorka książki Joanna Krzyżanek, czytająca ją aktorka Marietta Żukowska i telewizja publiczna, która zamiast mądrze edukować, sieje kłamliwą propagandę. Niestety, nie jest to sposób na przekonanie dzieci do jedzenia warzyw. Za to świetnie sprawdza się przy wkurzaniu rodziców.

Mateusz Gajek

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.