Prof. Legutko: "Sytuacja w polskiej edukacji jest fatalna. Nauczyciele czują się odtrąceni, poziom nauczania spada, a pani minister wygłupia się z drożdżówkami". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Paweł Supernak
fot. PAP/Paweł Supernak

Trzeba dać nauczycielom poczucie bezpieczeństwa i osłonę instytucjonalną, żeby nie bali się wychowywać

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Ryszard Legutko, były minister edukacji.**

wPolityce: Jak się panu podobały życzenia minister Joanny Kluzik-Rostkowskiej? W sytuacji, gdy pod jej ministerstwem zbierały się tysiące zdesperowanych nauczycieli?

Prof. Ryszard Legutko: Gdyby to była jednorazowa niezręczność, nie byłoby sprawy. Natomiast my mamy to nieszczęście, że od ośmiu lat jakieś dziwne osoby zajmują stanowisko ministra edukacji. Co jedna pani, to gorsza. Kiedy przyszła Katarzyna Hall, wydawało się, że gorsza już być nie może. Kiedy przyszła Szumilas wydawało się, że osiągnęliśmy dno. Niestety doszła pani Kluzik -Rostkowska, która „doprawiła” tę polską edukację.

Ostatnio głośnym sukcesem pani minister było przywrócenie do szkolnych sklepików drożdżówek, które wcześniej rząd – z tych szkół usunął…

Do historii przejdą te jej „trudne negocjacje”. To jakaś karykatura. Sytuacja w polskiej edukacji jest naprawdę zła. Nauczyciele czują się odtrąceni, poziom nauczania spada, a pani minister wygłupia się z drożdżówkami.

Wśród postulatów uczestników dzisiejszej manifestacji, oprócz tych dotyczących podwyżek płac pojawiły się też też protesty przeciw likwidacji szkół. Związkowcy podkreślają, że część placówek polikwidowano, a teraz klasy są przepełnione.

To było nieracjonalne. Z jednej strony klasy są przepełnione, z drugiej likwiduje się szkoły, bo ponoć nie ma młodzieży. Nie ma jednego klarownego planu, co z tym zrobić. Wiadomo, że jakość edukacji zależy od wielu czynników ale m.in. też od ilościowej konstrukcji klas. Jeśli klasy są zbyt liczne – nawet najlepsi nauczyciele nie dadzą sobie rady. Musi istnieć jakiś racjonalny scenariusz, który pozwoli myśleć racjonalnie o polskiej szkole. A tego scenariusza najwyraźniej nie ma. Są tylko jakieś wyskoki pani minister.

Rządy PO zapamiętamy chyba głównie z reformy dotyczącej przymusowego wysyłanie do szkół sześciolatków.

Sześciolatki to była sprawa polityczna, ponieważ  ten ruch rodziców na rzecz sześciolatków został potraktowany przez PO jako ruch antyplatformerski i propisowski. I dlatego oni go świadomie utrącili. Potraktowano tę akcję niezwykle brutalnie – niczym walkę z opozycją. I tu pani minister stanęła po stronie swoich partyjnych kolegów…

Inny głośny ruch Ministerstwa Edukacji to wprowadzenie darmowego podręcznika. Tu też coś chyba zaszwankowało…

To było typowe hucpiarstwo. Ogłoszono to w ostatniej chwili przed wakacjami. Podczas gdy wiadomo, że tworzenie takiego podręcznika trwa co najmniej rok, jeśli nie dłużej. Bo tu  nie chodzi tylko o uzgodnienie treści, ale też zrecenzowanie, wyłapanie błędów. Taki podręcznik tworzy się na lata. Tymczasem głównym pomysłem ministerstwa było to, że on będzie za darmo. Ale było to robione na chybcika. A edukacja nie znosi tego typu chodzenia na skróty. I nawet jeśli cześć rodziców będzie zadowolona, że ten podręcznik jest za darmo, to już niekoniecznie musi być zadowolona z tego, co na jego podstawie dzieci mają w głowie.

Ciąg dalszy na następnej stronie

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych