Zakaz sprzedaży tzw. śmieciowego jedzenia doprowadził sklepiki szkolne do bankructwa. Nawet kilka tysięcy punktów mogło zniknąć w wyniku rządowej rewolucji – podaje „Rzeczpospolita”, powołując się na dane Konfederacji Lewiatan.
Ze szkolnych sklepików zniknęły słodkie napoje, batoniki czy czipsy. Podczas rozpoczęcia nowego roku w jednej z gdańskich szkół Ewa Kopacz, tłumaczyła, że zadbała o to, by dzieci w przyszłości nie zostały „grubaskami”.
Uczniowie jednak znaleźli sposoby, by ominąć przepisy - przynoszą „zakazane” produkty z domu lub wychodzą ze szkoły w trakcie przerw - i z jeszcze większą chęcią spożywają niezdrową żywność. Bez wątpieniach na zmianach ucierpiały przede wszystkim szkolne sklepiki, którym nie opłaca się już prowadzenie swojej działalności. Chodzi nawet o sklepiki z kilkunastoletnim stażem.
Najwięcej placówek zamknięto na Pomorzu – ok. 80 proc. – oraz Podkarpaciu, gdzie ich liczba zmniejszyła się o połowę
— czytamy w gazecie.
Minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska w ubiegłym tygodniu ogłosiła swój sukces - „wynegocjowała” z ministrem zdrowia powrót drożdżówek. Czy słodkie bułki uratują sklepiki? Na razie trudno powiedzieć, gdyż nie wiadomo, kiedy złagodzone przepisy wejdą w życie. Dyrektorzy szkół natomiast podkreślają, że sklepiki powinny wrócić do placówek, gdyż uczniowie nie tylko mogli kupić tam jedzenie, ale także szkolne przybory.
lap/Rzeczpospolita
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/267556-szkolne-sklepiki-padaja-jeden-po-drugim-dane-nie-pozostawiaja-zludzen