Podróże kształcą? Nie w przypadku Ewy Kopacz i jej rządu. Oni są głusi na prawdziwe dramaty Polaków!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Radek Pietruszka
Fot. PAP/Radek Pietruszka

Ewa Kopacz podróżuje ze swoim rządem po kraju, ale rzadko styka się z prawdziwymi problemami Polaków. „Fakt” przytacza historie ludzi, których pani premier nie usłyszy na spotkaniach z działaczami swojej partii.

57-letni Zdzisława Jaglarza z Krakowa od roku cierpi na przykurcz palca. Niedowład postępuje każdego dnia i przenosi się na resztę dłoni. Tylko operacja może uratować mu rękę, ale jej najbliższy termin wyznaczono za… 5 lat!

Nie wiem, czy będzie co ratować

— martwi się pan Zdzisław w rozmowie z „Faktem”.

Jego sytuacja jest beznadziejna. 57-latek jest mechanikiem samochodowym, ale przez chorobę nie może pracować. Czuje się zbywany przez polską służbę zdrowia. Gdy poprosił o wydanie zaświadczenia o skandalicznym terminie operacji na papierze, odesłano go na kolejną konsultację chirurgiczną, która ma się odbyć… za pół roku!

W dramatycznej sytuacji znajduje się również Konrad Dmochowski (42 l.) z Gdańska. 700 zł renty nie wystarcza na przeżycie dla niego i jego rodziny, dlatego musi dorabiać na umowie-zleceniu, co daje mu dodatkowo co najwyżej 300 zł miesięcznie. Do tego dochodzi zasiłek pielęgnacyjny w wysokości 153 zł.

Ciekawe, czy ktoś z rządu utrzymałby się za takie pieniądze

— mówi rozgoryczony pan Konrad.

Gdyby był zdrowy, jego sytuacja byłaby zupełnie inna i nie musiałby liczyć na wsparcie ze strony państwa. Ale po wypadku, jakiemu uległ w młodości, pozostał mu m.in. uraz kręgosłupa, dlatego nie może podjąć żadnej stałej pracy.

Czarę goryczy przelewają informacje o kolejnych nagrodach rozdawanych pracownikom instytucji państwowych.

Mam taki sam żołądek jak pani prezes. Ale państwo wypłaca mi grosze. W czym jestem gorsza?

— pyta emerytka Genowefa Klimorowska z Kołobrzegu (67 l.) na wieść o 30 tys. zł nagrody dla pełniącej obowiązki prezesa ZUS Elżbiety Łopacińskiej.

Codziennie widzi uśmiechniętych emerytów z Niemiec, którzy w pogodne dni spacerują po kołobrzeskich plażach.

Mam 1500 zł emerytury, z tego na leki wydaję ok. 200 zł. Do tego dochodzą jeszcze rachunki za prąd i mieszkanie. Na życie zostaje połowa tego, co wypłaci mi ZUS. Nie sądziłam, że ten mój odpoczynek po ponad 40 latach pracy będzie tak ciężki. Myślałam, że będzie dużo lżej, a emerytura będzie wyższa i pozwoli mi utrzymywać się na przyzwoitym poziomie

— opowiada „Faktowi” rozżalona pani Genowefa.

Denerwuje ją, że rządzący szastają publicznymi pieniędzmi.

To ja tu oszczędzam, ciułam grosz do grosza, a oni tam na górze za moje pieniądze a to rozdają sobie nagrody, a to zajadają się ośmiorniczkami

— dodaje emerytka.

Ewa Kopacz twierdzi, że „słucha, rozumie i pomaga”. Po 8 latach rządzenia takie hasło na plakatach przedstawicielki partii władzy jest z kpiną z Polaków, którzy borykają się z prawdziwymi dramatami. Co zrobił rząd, żeby im pomóc?

bzm/fakt.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych