Marek Jurek o senackim głosowaniu ws. in vitro: "To ustawa o selekcji dzieci do urodzenia". NASZ WYWIAD

J. Michalski/wPolityce.pl
J. Michalski/wPolityce.pl

Porzucenie cywilizacji chrześcijańskiej skutkuje porzuceniem jakiejkolwiek etyki normatywnej. A to otwiera pole rządom siły, wpływom potęg medialnych i grup interesów

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Marek Jurek, europoseł PiS.

CZYTAJ TAKŻE: Prof. Zoll: Przyjęta przez Senat ustawa o in vitro jest sprzeczna z antropologią. Wymaga rozpatrzenia przez Trybunał Konstytucyjny

wPolityce.pl: Czy liczy pan na to, że Bronisław Komorowski zawetuje ustawę o in vitro?

Marek Jurek: Jedno jest pewne: nie można prezydentowi Komorowskiemu pozostawić komfortu braku odpowiedzialności społecznej w tej (być może ostatniej) decyzji, jaką będzie podejmował. Rezerwa części senatorów PO wobec tej ustawy to znak, iż opinia publiczna musi nadal wywierać nacisk. Z perspektywy odpowiedzialności weto jest konieczne. W perspektywie ludzkiej – jest to ustawa o selekcji dzieci do urodzenia. Tu nie chodzi nawet o in vitro, o tym można dyskutować osobno. Ale o selekcję właśnie.

W planie prawnym ustawa ta oznacza radykalną destrukcję polskiego dorobku prawnego w zakresie ochrony życia, na który nawet Platforma Obywatelska powołuje się w swoim programie. Wśród nieszczęsnych wyjątków od tej zasady są nawet dzieci niepełnosprawne, ale nie ma nigdzie zezwolenia na zabijanie dzieci nienarodzonych w celach utylitarnych, tylko dlatego, że są przydatne w selekcji in vitro i z punktu widzenia tej selekcji – nadliczbowe.

Zwolennicy tej ustawy mówią, że lepsze takie prawo, niż żadne w sprawie in vitro. Do tej pory panowała „wolna amerykanka” i faktycznie żadne prawo tego nie regulowało.

Anarchia jest wynikiem tylko tego, że władza nie chciała używać istniejących instrumentów prawnych ochrony życia. O tych instrumentach i odpowiedzialności władzy przypomniał poselski projekt Rezolucji „wzywającej wszystkie władze publiczne do podejmowania konkretnych działań w obronie życia i zdrowia nienarodzonych dzieci poczętych in vitro”, który już trzeci rok leży nierozpatrzony w zamrażarkach dwóch Komisji sejmowych. Ten projekt przypomina zresztą, że już dziewięć lat temu, w uchwale z 21 lipca 2006 roku popartej wtedy przez wszystkie poza SLD partie, Sejm RP wyraźnie stwierdził, że niszczenie życia dziecka w fazie embrionalnej narusza zarówno Konstytucję, jak i art. 157 a Kodeksu Karnego, uznający za przestępstwo „uszkodzenie ciała dziecka poczętego lub rozstrój zdrowia zagrażający jego życiu”.

W tej samej Uchwale – odnosząc się wprost do praktyki niszczenia życia dzieci w fazie embrionalnej – Sejm stwierdził, że „instrumentalne wykorzystywanie ciała ludzkiego i niszczenie życia poczętego jest drastycznym naruszeniem praw człowieka. Nie można go usprawiedliwić żadnymi okolicznościami i należy tych praktyk zaniechać, niezależnie od intencji, dla których są podejmowane”. W prawie mogą być luki dotyczące ludzkiego genomu, ale gdy dochodzi już do pozaustrojowego poczęcia zaczynają działać prawa dziecka poczętego i władza ma obowiązek je szanować. Tymczasem z niszczeniem życia w laboratoriach in vitro jest tak jak z korupcją. Przymykanie oczu na jakieś zjawisko nie świadczy o jego legalności. Tyle, że korupcja budzi gniew i politycy widzą korzyść w mówieniu o niej, a niszczenie życia w laboratoriach in vitro traktowana jest z zupełną obojętnością, jako abstrakcyjna kwestia „światopoglądowa”.

Lewica lubi mówić dużo o prawach człowieka, ale w przypadku np. in vitro nie zauważa, że chodzi o selekcję człowieka, bo przecież wybiera się jedne zarodki spośród innych. Resztę się zamraża lub niszczy. Więc to eugenika – selektywne rozmnażanie, czyli to, co mieli na swych sztandarach naziści, którzy też chcieli „wyhodować” niebieskookich wysokich, zdrowych blondynów. Czy lewica nie widzi, że zbliża się do tego, co ponoć tak zwalcza?

Porzucenie cywilizacji chrześcijańskiej skutkuje porzuceniem jakiejkolwiek etyki normatywnej. A to otwiera pole rządom siły, wpływom potęg medialnych i grup interesów. Wyraźnie to było słuchać, gdy Donald Tusk na konferencji prasowej inaugurującej prace nad przepisami in vitro in vitro, zapytany przez jednego z dziennikarzy co – tu przepraszam za cytat – z „nadliczbowymi zarodkami”, odpowiedział, że „w tej sprawie nie będziemy się kierować żadną zewnętrzną normą. Jedyną normą będzie spełnienie oczekiwań ludzi”. A co znaczą „ludzie” w języku Donalda Tuska, doskonale wiemy: to głosy wyborcze dające władze, i stanowisko ośrodków medialnych i silnych grup interesu, które to poparcie mogą generować.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych