Nowi ministrowie nie zmieniają faktu, że rząd Kopacz funkcjonuje niczym bunkier Hitlera w kwietniu 1945 r.

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.PAP/Radek Pietruszka
fot.PAP/Radek Pietruszka

Dwie nominacje pod publiczkę i dla ratowania wizerunku PO w opinii publicznej przedstawiła premier Ewa Kopacz. Ministrem zdrowia będzie prof. Marian Zembala, znany śląski kardiochirurg, bliski współpracownik Zbigniewa Religi. Ministrem sportu będzie z kolei Adam Korol, były wybitny wioślarz, złoty medalista olimpijski i czterokrotny mistrz świata. Obaj panowie, niewątpliwie osoby wybitne w tym, co robiły i robią, zaangażowali swój autorytet w przedsięwzięcie bez żadnych szans powodzenia. Dlatego ich decyzje mogą dziwić, szczególnie prof. Zembali. Podobnie dziwi firmowanie rządu Ewy Kopacz przez posła Marka Biernackiego, byłego szefa MSW i ministra sprawiedliwości. Zgoda Biernackiego na udział w rządzie oznacza, że jest naprawdę źle i nawet sceptycy zostali zaprzęgnięci do ratowania partii, bo rządowi już i tak nic nie pomoże przed wyborami parlamentarnymi. Biernacki ma opanować tajne służby, które stały się samodzielnym graczem politycznym, funkcjonującym poza wszelką kontrolą, co wyszło przy okazji afery taśmowej. I jest wątpliwe, by przez kilka miesięcy Biernacki służby opanował. Z kolei poseł Andrzej Czerwiński jako minister skarbu państwa, Anna Nemś jako sekretarz stanu w ministerstwie gospodarki czy Dorota Niedziela jako wiceminister środowiska to decyzje bez większego znaczenia.

Najnowsze zmiany kadrowe będą miały taki wpływ na funkcjonowanie rządu wyprowadzenia sztandaru III RP, czym w istocie jest gabinet Ewy Kopacz, jak komunikacja miejska w brazylijskim Manaus na działanie warszawskiego metra. Chodzi o to, że ktoś ten samochód pokiereszowany po zderzeniu z kilkoma dębami musi doprowadzić do mety, czyli na polityczne złomowisko. Jedno, co jest w tym wszystkim zaskakujące, to tempo, w jakim nieźle kiedyś wyglądające auta trafiają na złom jako kompletne graty, w których degradują się ostatnie sprawne podzespoły. Ma to znaczenie o tyle, że jednak do wyborów zostało około czterech miesięcy i można dejechać do końca rządem-rzęchem, tylko to jest niebezpieczne dla pozostałych uczestników ruchu. Nawet jeśli do tego rzęcha wstawi się na chwilę najnowszy model zestawu grającego, czyli kilka dobrze postrzeganych osób. Ale w rządzie mało kto się tym wszystkim przejmuje, bo politycy PO myślą tylko o tym, kto może mieć kłopoty z prawem, kto zniknie z polityki, a kto tylko nie dostanie się na listy wyborcze. Jeśli czymkolwiek się politycy PO przejmują, to kombinowaniem, jaką jeszcze minę zostawić następcom.

Generalnie gabinet Ewy Kopacz przypomina ostatnie tygodnie w bunkrze Hitlera pod tzw. starą kancelarią Rzeszy, gdzie wszystko było na niby i trwał tam swoisty danse macabre. Do bunkra docierały informacje o zdradzie najwierniejszych, czyli najpierw Hermanna Goeringa, a potem Heinricha Himmlera. Przy zachowaniu wszelkich proporcji takie samo znaczenie mają dla Ewy Kopacz wiadomości o kolejnych ekscesach, czyli politycznych zdradach kolejnych ważnych postaci rządu i PO, nagranych w dwóch warszawskich restauracjach. Fuehrer właściwie do końca wierzył w kontrofensywę 12. armii gen. Walthera Wencka oraz oddziałów gen. Felixa Steinera. Ewa Kopacz i politycy PO też wierzą w jakąś ofensywę, choć nie mają żadnej zdolnej do tego siły.

Nawet Donald Tusk, uważany do niedawna za zbawcę PO w razie wielkich kłopotów, jest coraz częściej postrzegany tak jak admirał Karl Doenitz, naczelny dowódca Kriegsmarine i ostatni dowódca Wehrmachtu. Po śmierci Hitlera (30 kwietnia 1945 r.) Doenitz został wybrany na stanowisko prezydenta Rzeszy, które w istocie było dekoracyjne i nie miało żadnego znaczenia dla losów Niemiec w ostatnich dniach wojny. Niegdysiejszy „cudotwórca” Tusk też już nie ma najmniejszego znaczenia dla przyszłości PO i rządu wyprowadzenia sztandaru III RP kierowanego przez Ewę Kopacz. Zastanawiam się tylko, jaką postać przypomina upadający Radosław Sikorski i najbardziej kojarzy mi się z Hermannem Fegeleinem, łącznikiem między Hitlerem a Himmlerem, mężem siostry Ewy Braun - Gertl. Jego zachowanie w ostatnich dniach kwietnia 1945 r. doprowadzało do pasji nawet Fuehrera.

Kadrowe zmiany Ewy Kopacz przypominają dekorowanie dzieci broniących Berlina w kwietniu 1945 r. Wszyscy udawali, że te dzieci to prawdziwi, dorośli żołnierze. Ale nawet udekorowanie ich krzyżami nie czyniło z nich siły zdolnej odwrócić losy wojny. Podobnie nie ma najmniejszego znaczenia, kto 15 czerwca 2015 r. stał się kandydatem na konstytucyjnego ministra. To wszystko jest już tylko przestawianiem figur rodem z Kabaretu po Egidą, gdzie „Dupiak na miejsce Bartkowiaka, Czajkowski z wydziału na wydział, Kubiak z wydziału na redakcję, Stefaniak z Paxu do śmaksu, a Maliniak w maliny”. Decyzje Ewy Kopacz mają oczywiście znaczenie dla samych nominowanych, szczególnie dla prof. Mariana Zembali, ale on pozostanie świetnym lekarzem niezależnie od epizodu w rządzie, choć pewnie kiedyś będzie tego żałował. A przeciętnymi Polacy nawet się nie zorientują, że coś się w rządzie zmieniło, bo na cztery miesiące przed wyborami kadrowymi roszadami interesują się tylko desperaci i nieuleczalnie uzależnieni od polityki. Reszta wie, że w tym okręcie są wielkie dziury i woda wielkim strumieniem leje się do środka.


TOM 2 BESTSELLEROWEJ KSIĄŻKI 2014 ROKU.

Nieznane fakty z życia ludzi służb - Spadkobierców PRL:„Resortowe dzieci. Służby”.

Prawie 1000 stron fascynujących historii, nazwisk, dat, liczb i dokumentów. Twarde dane o dynastiach w służbach specjalnych Peerelu i III RP. Pozycja dostępna wSklepiku.pl. Polecamy!

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych