Jaka jest więc recepta na polityczną głupotę?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.PAP/Radek Pietruszka
fot.PAP/Radek Pietruszka

Celebrycka forma sprawowania rządów ma wielu zwolenników; jest przy tym niewymagająca i lansuje jednostki łatwo zapadające w pamięć wyborców. Krótko mówić, medialna technika ogłupiania społeczeństwa ma więc swoich wiernych kreatorów - i w stopniu równie adekwatnym zasługuje na uznanie  ze strony tych, którym usłużnie układa modus operandi do zdobywania zaszczytnych stanowisk - jednakowoż w administracji publicznej. Gdyby tak rządy partyjnych satrapów, jak w przypadku rządów PO-PSL, opływały bez końca w unijny dobrobyt i nie pociągały za sobą żadnych uciążliwych obowiązków, to ten stan laickiej (dyletanckiej) błogości mógłby trwać i trwać…

Jaka jest więc recepta na polityczną głupotę? Bo nie sposób uznać za zasadne dokuczliwe dopominanie się o cokolwiek przez sfrustrowanych obywateli, jeżeli skutkiem obywatelskiej staranności są (niestarannie) dokonywane wybory, które tylko szkodzą i bezpowrotnie niszczą dorobek wcześniejszych pokoleń. Dorobek? Jaki dorobek? Czy komuś znowu odbiło? Przecież każdy rozsądnie myślący dobrze wie, że w Polsce dorobić się tylko można garbu na plecach i względnie niskiej ulgi w komunikacji publicznej, ewentualnie przewidzianej dla emerytów i inwalidów trzeciej grupy. Natomiast obszar politycznej dominacji zarezerwowany jest od samego początku dla grup uprzywilejowanych - tych samych, które od zarania upadku polskiej państwowości (targowiczanie) specjalizują się w zakładaniu niebezpiecznych związków interpersonalnych, budowaniu poufnej sieci wpływów w partyjnym konglomeracie (lewacko-liberalnym), przejmowaniu kontroli nad centralnymi organami państwa (układ okrągłostołowy) i dojeniu kasy - na zasadzie, „co twoje to je moje” (PO-PSL).

Obżarli się, popili, wykpili, po świecie pojeździli - państwowego grosza natrwonili. Jeszcze odprawy sute ponieśli do domu - że dymisje to niby taka forma dodatkowego relaksu (?). Przypadek nie częsty w przyrodzie nieprawdaż? Czasami niedźwiedź w lesie gniazdo dzikich pszczół łapą rozniesie i liźnie sobie co nieco pszczelego wosku. Ale nie ma nic  za darmo - bo urwisowi nie w smak jest nadstawiać gołego pyska na jad zatapianych żądeł. Wynika z tego, że rozsądna natura z powodzeniem radzi sobie z tego rodzaju samowolą. Inaczej niż w cywilizowanym świecie ? Jaka szkoda - bo od razu można byłoby podchwycić zamysł skłucia tyłków niesfornym mamisynkom z partyjnej ferajny, tak - żeby przez długie tygodnie moczyli swoje pokąsane zadki w limitowanym mleku. A tak, niestety, wlecze się to wszystko latami, aż w końcu umorzą wszelkie występki w majestacie prawa - i głupoty (?).

Wpadli więc zawczasu na pomysł (jaki znowu genialny?) wyforowania na premiera taką sobie kobitkę o drżącym i płaczliwym głosie. Ulubienicę „gadzinowego” Tuska. Spanikowana aż do przesady - naprawdę żal było patrzeć, jak plątały jej się nogi na czerwonym dywanie w Berlinie. Na co komu była ta dyplomatyczna schadzka, skoro rezultat - to wstyd i upokorzenie? Już wcześniej przecież w Bundestagu fanfary zgrały - w ramach laudacji - na cześć polskiej dyplomacji z Sikorskiego wziętej - uległej i poddańczej. Wbrew polskim interesom i na przekór narodowej dumie Polaków - pospolite chłystki rozmiękczają względy osobiste w wywarze unijnej aprobaty. Jakże „oni” frymarczą Rzeczypospolitą - jak poganie. Jakby dla innych celów (?) zapomnieli o wywalczonej - krwią milionów istnień ludzkich -niepodległości - i nie dopuszczali żadnego (podniosłego) aktu patriotycznego poświęcenia. Odgrodzeni murem absurdu i niechęci do ludzkich spraw, pławią się w luksusie państwa - jego kosztem. Zwyrodniali nikczemnicy roszczą sobie prawo do stanowienia prawa w imię rozweselonej bylejakości. Przy tym nieustannie drwią i plują jadem w kierunku tych, co mają inne zdanie i nie godzą się na dalsze psucie państwa.

Żadnych względnych manier - po 8 latach partyjniackiej błazenady - totalny odlot w krainę ułudy, gdzie panuje iluzja dobroczynności, ale za to - gdzie ewaluuje etos elitarnego chciejstwa. Marionetkowy świat - przestronne hole, wypukłe podesty do wspólnych zdjęć, sielskie życie w brukselskich i strasburskich ogrodach - to wszystko skrojone podług bizantyjskich (bogatych) wzorców. Nie dla wszystkich - dla wybrańców losu. Dla nadętej tłuszczy - wizerunkowo obciachowej, fizycznie obojętnej i zapyziałej moralnie. Walczącej z buntem młodości - klasyką dziejów, która - na odwrót - człowiekowi rozumnemu stawia wymagania i nakazuje porządek wszechrzeczy, a nie zgodę na „starcze” rozwarstwienie nihilistyczne (ontologiczne, epistemologiczne, egzystencjalne i moralne).

Obraz kruszącej się skały i upływ czasu na politycznym (i biologicznym) zegarze, to nic innego, jak nakładające się na siebie wehikuły - rekwizyty: czasu i działania. „Przysadzista” pewność siebie zdymisjonować może każdy szczegół z nieubłaganej prawdy, lecz kiedy kobieta będąca premierem dymisjonuje ministrów (chłoptasiów), w przyrodzie muszą dziać się niewyobrażalne zjawiska - to koniec cywilizacji?

Jaka jest więc recepta…? Mężczyzno mały (Tusku), jak ziarnko pisaku - przemyśl to raz jeszcze i już więcej nie zabieraj głosu w żadnej słusznej sprawie.

Antoni Ciszewski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych