Siadywał na kamieniu Sokrates i debatował. Spotykał się we lwowskiej kawiarni Stefan Banach i debatował. I sporo z tego zostało. Całe pokolenia mają co trawić.
Niestety zamiast debatować wielu woli wymądrzać się, klepać komunały. Na szczęście są i dobre przykłady. To dobre nie idzie jednak „z góry”, ono przebija się „od dołu”. Oto dodarły do Polski i zaczęły się coraz bardziej przyjmować na naszym gruncie tzw. Debaty Oxfordzkie. To taki format wymyślony i sprawdzony w mądrym kraju. Polega na tym, że uczniowskie reprezentacje szkół ponadpodstawowych dyskutują na ściśle określony temat. Trzyosobowe drużyny mają limitowane czasy wypowiedzi. Jedna drużyna broni określonej tezy, a druga krytykuje.
Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich dwukrotnie patronowało młodzieżowym bojom na słowa – ze szkół śląskich i z miast świętokrzyskich. Jako jurorzy braliśmy ostatnio udział w rywalizacji między uczniami liceów z Opatowa i Ostrowca Świętokrzyskiego. Trud organizacyjny podjęły Ostrowieckie Towarzystwo Naukowe i Wyższa Szkoła Biznesu i Przedsiębiorczości w Ostrowcu Świętokrzyskim. Dotrzymano zasady, by była to dyskusja „ad rem” a nie „ad personam”. W efekcie nagrody – puchary, książki, wycieczka do redakcji i uczestnictwo w dziennikarskim stażu. To wszystko wyniki międzypowiatowej inicjatywy, ale najważniejsza korzyść to nauka jak ze sobą rozmawiać, zaszczepianie przekonania, że warto organizować debaty To także przygotowywanie młodych ludzi do podejmowania dyskusji, pomoc w nabieraniu pewności siebie i umiejętności radzenia ze stresem.
Ktoś mógłby zauważyć – szkoda że nie uczono tego wcześniej. Widać bowiem: praktyka debat obca jest w naszym kraju. Na szczęście może nowe pokolenie nie będzie miało kompleksów i oporów jak niektórzy dziś. Na to jednak trzeba poczekać.
Na razie spróbujmy zastanowić się nad jednym z elementów takiego publicznego dyskursu. Nad ważną sprawą. Mianowicie, kto miałby debaty prowadzić. Oczywiście chodzi o debaty polityczne, które wywołują najwięcej zacietrzewienia. Konsensus w tej sprawie może mógłby przyśpieszyć decyzję o podejmowaniu debat. Od czegoś dogadywanie się trzeba zacząć. Jak bowiem ma w przyszłości rządzić gość (albo gościówa), gdy boi się nawet dyskutować o rządzeniu. Wybór jakiego moderatora mógłby zachęcić do podjęcia debaty. W wypadku dwóch samców można by pomyśleć o zaproponowaniu kobiety do poprowadzenia spotkania. Ale jak jej szukać? Jest wprawdzie bardzo wiele pań aktywnych, poważnych, a jednak gdy padają konkretne nazwiska zaczyna się wybrzydzanie. Oczywiście chodziłoby o taką, która nie zadeklarowała poparcia konkretnemu politykowi lub jego partii. Taka Pani powinna też być „ad rem”, a nigdy „ad personam”. Pisarka, artystka, bezpartyjna działaczka społeczna, nie ważne czy blondynka, czy brunetka, duża czy mała, chuda czy gruba. Ważne by była sprawiedliwa.
Ale tak naprawdę to do kogo my w Polsce mamy jeszcze zaufanie? Do dobrego lekarza, do dzielnego wojaka, do …? Aż strach bierze od takiej wyliczanki zawodowej, bo zaraz przypominają się różne mroczne typy – ludzie, którym zaufano, a oni zawiedli. Może więc ktoś z samorządowców? Może odważny misjonarz lub dzielna siostra zakonna pomagająca biednym w Afryce spływającej krwią - czyli tacy, których nie wystraszyły ani maczety ani budzące się wulkany. Nie wystraszą więc i „groźni politycy”. A może dziennikarka? Czy są jednak jeszcze wśród nich naprawdę niezależne albo przynajmniej dokładające starań, by obiektywnymi być.
MY – ONI! Niestety ONO debaty nie poprowadzi. Choć maturzystka – taka bardzo zdolna – np. z Dąbrowy Górniczej, Zabrza, Opatowa czy Ostrowca Świętokrzyskiego ( moim zdaniem) mogłaby. Jeśli już nie posłuchać, to przynajmniej byłoby na co popatrzeć (vide: patent Millera – czyli Pani Ogórek).
Felieton ukazał się na stroni Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/239506-zamiast-debatowac-wielu-woli-wymadrzac-sie-klepac-komunaly-na-szczescie-sa-i-dobre-przyklady