Milion złotych kary za dodawanie przypraw w barze mlecznym? Oto dyktatura postkolonialnej mentalności

fot. gastronomiczne.uslugi-opinie.pl
fot. gastronomiczne.uslugi-opinie.pl

Nigdy nie byłem zwolennikiem krzyczenia o totalitaryzmie, rodzącej się dyktaturze w kwestiach, które na to nie zasługują. Nawet jeżeli medialnie można było dobrze takie zarzut opakować i przywalić nim w nielubianych polityków. Nie mam oczywiście złudzeń co do demokracji jako sytemu, który ostatecznie i tak pewnie zamieni się w jakiś rodzaj dyktatury. Szaleństwo poprawności politycznej dowodzi dobitnie słów Nicolása Gómeza Dávili, że „liberalna demokracja to reżim, w którym demokracja poniża wolność zanim ją zdławi.”

Ograniczanie alarmistycznych tonów wyłącznie do partyjnych wojenek, normalnych w demokratycznych krajach gier służb specjalnych jest ostatecznie kontr skutecznie, bowiem pozwala na zwycięstwo totalniaków w szerszym, systemowym kontekście. Ba, jestem nawet przekonany, że ci, którzy globalnie pragną krępować społeczeństwa najróżniejszymi ideologiczno-ekonomicznymi kajdanami, chętnie inspirują rozdzieranie szat w sprawach przyziemnych.

Niemniej jednak, gdy czytam takie wiadomości jak poniższa, nie przychodzi mi nic innego jak użyć słowa „totalitaryzm” w kontekście właśnie bieżących wydarzeń.

Milion sto tysięcy złotych kary dla baru mlecznego w Słupsku. Jadłodajnia została ukarana za dodawanie przypraw do posiłków dotowanych przez Ministerstwo Finansów. Karę nałożono od roku 2008 mimo, że wcześniejsze kontrole Izby Skarbowej nie wykazały nieprawidłowości.

— informuje Radio Gdańsk. I choć właścicielka baru mówi, że zrobi wszystko by nie zapłacić absurdalnej kary, to jak wiemy walka z polskim fiskusem bywa Donkiszoterią.

Dostaliśmy dwie decyzje nakazujące zapłacenie 486 tys. zł oraz prawie 600 tys. złotych. Już zapłaciliśmy prawie 40 tysięcy złotych kar. Sprawa miliona stu tysięcy złotych już trafiła do windykacji, ale udało nam się na razie wstrzymać płatność na poziomie Ministerstwa Finansów. To kuriozalna sytuacja, bo byliśmy kontrolowani kilka razy w roku i wszystko było w porządku. Potem te same urzędniczki z Izby Skarbowej przyszły na powtórne kontrole i naliczyły kary. To ogromna kwota, przecież do tego wszystkiego musimy też naliczyć odsetki za kilka lat.

—mówi Eugenia Rębacz, prezes PSS Słupsk, która dodaje, że firma działa już 70 lat. Jej upadłość grozi wyrzuceniem na bruk 130 pracowników.

Skąd problemy barów mlecznych, które przecież działają na korzyść gorzej usytuowanych Polaków? Zgodnie z rozporządzeniem ministerstwa finansów, do dotowanych przez Skarb Państwa posiłków nie można dodawać, uwaga to nie Monthy Pyton ani Bareja, większości przypraw i mięsa. I choć, nie bójmy się używać jasnych określeń, debilne przepisy mają się zmienić od 1 kwietnia i doprawienie w barach mlecznych ma być legalne, to kłopoty właścicieli barów pozostają. I nawet jeżeli mędrki w ministerstwa odpuszczą kolosalne kary za dodawanie do jedzenia soli i pieprzu, to nie zmienia faktu, że istnieją w Polsce ludzie konstruujący tak absurdalne przepisy.

I to jest przerażające mocniej niż jakiekolwiek straszenie pełzającym totalitaryzmem neobolszewików czy mitycznych faszystów. Przykład przepisów o przyprawach w barze mlecznym to nie żaden socjalistyczny problem, „który bohatersko się w socjalizmie pokonuje” czy kolejna zabawna anegdota o zblazowanych kosmitach z Brukseli, opracowujących krzywość banana. Choć można użyć tutaj kisielowskiego określenia „dyktatura ciemniaków”, to ja jednak będę się upierał, że mamy do czynienia z czymś o wiele poważniejszym. Polski system podatkowy jest celowo konstruowany tak by wydoić jak największą liczbę podatników. Czy chodzi tylko o łatanie dziury budżetowej? Pewnie nie, bowiem nawet średnio rozgarnięty ekonomicznie urzędnik wie, że zabicie podatnika zmniejszy wpływy do tego worka bez dna. Stawiam na coś bardziej prozaicznego. Niejasne i ciągle zmieniające się przepisy czy oparcie się na ich interpretacjach przez urzędników to tylko wierzchołek zgnilizny we współczesnej Polsce. W III RP wpływ na bandyckie prawo mają ludzie, który ani chwili nie przepracowali jako właściciele firm i nie znają przepraw przez mękę drobnych przedsiębiorców. Są to osoby o mentalności uwolnionego ze smyczy niewolnika. Zawistni, zazdrośni, pełni jadu i kompleksów ludzie, którzy muszą gdzieś przelać swoje frustracje. Tak wygląda w praktyce mentalność postkolonialna.

Wiemy jak wygląda „wolność” w afrykańskich koloniach, które zrzuciły z siebie okupacyjną władzę. Polska wcale nie jest tak daleko od krajów trzeciego świata jakby mogło się nam wydawać. Szkoda, że w obecnej kampanii wyborczej nie ten fakt jest najważniejszym w sporze kandydatów.

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych