Puścić pawia. "Najwspanialszy zabytek Warszawy zamienia się w teren łowny, deptowisko i lunapark"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Pawie z Łazienek Królewskich w coraz mniejszym stadzie. Wieczorem tarasy Pałacu na Wodzie jeszcze niedawno obsiadały gromadnie kaczki. Teraz jest ich mało. Również mniej jest wiewiórek. Czyżby nocą KTOŚ na nie polował? Oj, żeby się nie pomylił, bo rozwija się moda na nocne bieganie po parku Króla Stasia.

Gazeta Wyborcza zachwyca się tym wielotysięcznym tłumem, który w świetle reflektorów „Energii” biega tam i z powrotem po dróżkach i ścieżkach. Wystraszone zwierzęta, którymi niedawno tak się szczycono pochowały się i drżą. Długo tu już miejsca nie zagrzeją. Po dwustu kilkudziesięciu latach spokoju zadepczą je i wykurzą nocni biegacze. Brawo panie dyrektorze Tadeuszu Zielniewicz. Pańscy partyjni koledzy zdewastowali polski przemysł, Pan niszczy naszą kulturę.

Najwspanialszy zabytek Warszawy zamienia się w teren łowny, deptowisko i lunapark. Na razie wpuszczono tu Chińczyków. Ich pawilony, oczka wodne i latarnie tyle mają wspólnego z Warszawskimi Łazienkami co polska karczma z MacDonald’sem. Można zaakceptować jedno i drugie byle nie razem.

Onegdaj Prezydent Komorowski zabrał biznesmenów na wycieczkę do Chin. Pojechał i dyrektor Łazienek. Ale jest wiele innych parków, miejsc w Warszawie, gdzie można stawiać egzotyczne budowle. Dlaczego niszczy się własna kulturę?

To niestety retoryczne pytanie. Teraz liczy się tylko brutalny biznes. I szmal, o którym na ogół niewiele wiemy – skąd i do kogo naprawdę płynie.

Ponoć żyje jeszcze samotna sarenka, która zagnieździła się w rejonie restauracji „Belvedere”. Oby jej właściciel – restauracji, nie sarenki – który wrócił do łask przy nowej dyrekcji, nie przerobił jej na comber.

Są gusta i guściki. Dla niektórych kaczor Donald to ślicznota i sama radocha. Inni chcieliby pospacerować w ciszy wśród zieleni nieoszmirowanej. Dyrektor Zielniewicz przybył do Warszawy z Lublina. Był potem nawet szefem instancji powołanej do ochrony zabytków. Teraz zdejmuje żyrandole w Pałacu na Wodzie, a krzesła stylowe zastępuje plastikowymi. Po parkiecie henrykowskim kiedyś tańczył delikatnie król Staś. Dziś organizuje się tu potańcówy weselne. Owszem kosztują. Ale nowobogackich przecież stać. Do tego jeszcze tłumy bez kapci wydeptują parkiety. Nawet czerwona komuna przewraca się w grobie. Być może łajdaczyli się w zabytkowych salach również sekretarze. Ale robili to przynajmniej pojedynczo, a nie zbiorowo.

Słyszę że narodowej własności obrazy zdejmowane są ze ścian. Mają iść do konserwacji. Czy jednak wrócą? Oby nie było tak jak z Chełmońskiego „Lecą żurawie”, które odpłynęły ileś lat temu z Pałacu Namiestnikowskiego i mimo kolejnych wiosen jakoś nie wracają. Albo też - pamiętam – że w Sali Kościuszkowskiej na trzecim lub czwartym piętrze Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk (na Rynku Starego Miasta) wisiał piękny obrazek, choć mały, przedstawiający Tadeusza Kościuszkę przysięgającego narodowi na rynku Krakowskim. Teraz go w Kościuszkowskiej Sali już nie ma. A gdzie jest? Oto jest pytanie!

Tekst opublikowany na stronie SDP.pl

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych