Po raz tysięczny „Gazeta Wyborcza” zajęła się tematem polskiego antysemityzmu podczas drugiej wojny światowej. Zamarkowała nawet spór – „pryncypialnego” Jana Tomasza Grossa kontruje „umiarkowany” Adam Michnik. Nie jest to zresztą jedyne miejsce w tym jednym tylko numerze, gdzie ten temat się pojawia, ale przyznajmy: tu pojawia się najobficiej.
Gross orzeka o, że polski Kościół i polskie państwo podziemne były obojętne wobec Holocaustu. W oparciu o to założenie odmawia Polakom prawa do jakiejkolwiek satysfakcji z powodu ich postawy podczas drugiej wojny światowej. Choć przecież wiadomo, że takie satysfakcje zawsze w historii dotyczą jakiejś części, pytanie jak licznej (rzecz niełatwa do ustalenia), a nie bitych 100 procent. Owszem Gross przytacza argumenty, które mogłyby te tezy zrelatywizować, choćby czynnik strachu przed represjami. Ale odrzuca je ot tak, jednym pstryknięciem palców. Nie zadając sobie nawet trudu aby odnieść się merytorycznie, próbować pozbijać. Nie, to się ma kompromitować samo przez się.
Mamy tu zaś do czynienia z czymś absolutnie wymykającym się naukowemu opisowi. No bo jak ocenić stan nastrojów w kraju, gdzie nie ma sondaży, ba gdzie w danej chwili działa jedynie cząstkowo opinia publiczna. Kraju pozbawionego chwilowo elit, zatomizowanego i zastraszonego.
Michnik podważa kategoryczność niektórych twierdzeń Grossa. Jego uwagi są nawet celne. Niemniej łaskawie przyznaje Grossowi prawo do patrzenia „przez żydowskie okulary”. Ja zaś rozumiem, że rozgoryczenie prowadzi do nieprawd lub uproszczeń. Ale czy wystarczy frazes: każdy ma swoją rację?
W efekcie obserwujemy ten sam spektakl co zwykle. Wielu czytelników zakrzyknie, że nie ma co się tym w ogóle zajmować. Gross kłamcą i tyle. Ja jednak rzadko zabierając głos w sprawie sporów polsko-żydowskich, nie uważam tego za stratę czasu.
Po pierwsze, boję się aby Polska nie stała się przestrzenią zderzenia dwóch schematów, dwóch mantr do wierzenia. Po jednej stronie fałszywa wiara, że Polacy to naród krwawych antysemitów, którzy podczas wojny głównie wydawali lub mordowali Żydów, a jak już tego nie robili bo nie mogli to cieszyli się z ich nieszczęścia. Po drugiej wizja nieskalanego monolitu, gdzie nie mogło być brzydkich epizodów, a jeśli ktoś o nich mówi, wymyśla je sobie.
Oba schematy są nieprawdziwe. I wprawdzie za bardziej szkodliwy uważam ten szkalujący Polaków (bo ci co chcą widzieć w tym narodzie głównie aktywistów Żegoty wybierają w sumie dobrą tradycję). Ale posługiwanie się takimi kalkami zwiększa tylko kakofonię. Zmienia wszelkie wymiany zdań w bełkot.
Jest i drugi powód, dlaczego warto się tym zajmować. Masa ludzi, zwłaszcza młodych, nie ma zielonego pojęcia jak było. Wybiera więc jedną i drugą wersję na podstawie zupełnie dowolnych, a czasem przypadkowych czynników. Nie chcę aby tak się działo. Polska historia warta jest dyskusji. Jeśli ktoś ma wybierać interpretacje, niech ma warunki do wyboru świadomego.
Gross żąda od Polaków czegoś, czego nie oczekuje się od żadnego narodu w Europie. To prawda, że we Francji napisano sporo artykułów i nakręcono trochę filmów o marności tamtejszego aparatu państwowego pomagającego Niemcom w pozbyciu się Żydów. Ale przecież w Polsce to wszystko dzieje się także – od kilkunastu lat (choć my aparatu nie mieliśmy). Ba, tu przyjmuje to postać samobiczowania, na które Francuzi czy inne narody nigdy nie przystaną. Żądanie aby na całą polską historię patrzeć coraz bardziej „przez żydowskie okulary” jest niewykonalne i upokarzające. Przy okazji wzmaga zresztą opór, co naturalnie sprzyja krzewieniu się wersji hagiograficznych, a w samym Grossie podsyca ambicje kaznodziejskie.
To kaznodziejstwo polega zaś na głośnym skandowaniu: w zasadzie wszyscy, lub prawie wszyscy, byliście świniami.
Widzę dwa powody uporu, aby Polaków nękać tą tematyką bardziej niż innych. Pierwszy jest obiektywny i we mnie wywołujący pewien rodzaj empatii. Francuzi pomogli usunąć Żydów ze swojej ziemi, ale najstraszniejsze rzeczy działy się na naszych terenach. Z pewnością to sprzyja traumom. Każdy przypadek podłości, a nawet tylko obojętności, przedstawiciela polskiej większości urasta do nieprawdopodobnych rozmiarów. Bo kojarzy się z niebywałym lękiem własnym i niesłychanym upokorzeniem.
Znikają wszelkie dysonanse poznawcze, które cały ten obraz komplikują i relatywizują, pokazując, że strach i oportunizm nie mają narodowej barwy. Choćby policja żydowska – to tylko Roman Polański miał odwagę pokazać jej brutalność wobec własnych ludzi w „Pianiście” i za to zawsze będę mu wdzięczny, podobnie jak za przypomnienie zachodnim widzom, że za pomaganie Żydom groziła tu kara śmierci. Dlaczego Polański, którego rodzina przeżyła Holocaust w Polsce, uważa to za okoliczności ważne, a Gross nie?
Ale o ile te traumy rozumiem, a wierzę że wielu Żydów stąd mogło je przekazać dzieciom i wnukom, o tyle druga okoliczność wydaje mi się dość ponura. Polska przeszkadza, kłuje w oczy. Nie antysemityzmem, który stał się folklorem, ale relatywnie dużym przywiązaniem do wartości, które Europa odrzuca.
Myślę, że pamięć naszych rodaków z czasów drugiej wojny jest swoistym zakładnikiem dzisiejszych wojen ideowych. Trzeba Polaków wdeptać w ziemię, a to można zrobić tylko przedstawiając ich jako świnie totalne.
Co przeważa u Grossa, który motyw, nie wiem. Wiem, że o obu warto mówić. Pierwszy wymaga empatii także od nas. Drugi doprasza się niestety samoobrony.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/230060-roman-polanski-ma-racje-gross-sie-myli-tysieczna-odslona-tego-samego-widowiska
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.