Zdrówko, zdrówko i jeszcze raz zdrówko! Do dna. "Pora, by media oprzytomniały"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Grzegorz Michałowski
fot. PAP/Grzegorz Michałowski

W normalnym kraju podałby się już do dymisji rząd, o ministrze zdrowia nie mówiąc. Ale nie u nas. Pokora chorych ludzi, wzmacniana konsekwentnie wieloletnią pedagogiką wstydu za wszystko, co złe w ostatnich stu latach w Europie, powstrzymuje ich zapewne przed zwartym protestem. Zresztą, protestować mogłyby raczej ich dzieci i wnuki, bo ci biedni chorzy starsi ludzie nie mają na to sił.

Kolejny raz z przykrością patrzę na doniesienia prasowe na temat kryzysu w służbie zdrowia. Jak bardzo rzadko media bronią mieszkańców „tego kraju”, jak bardzo kryją niejasne zamiary i postępki rządzących, jak nie mają najmniejszego zamiaru kontrolować władzy. Pierwsze dni to było obwinianie lekarzy z Porozumienia Zielonogórskiego. Przez cały dzień w kilku telewizjach obserwowaliśmy ludzi, odbijających się od zamkniętych drzwi przychodni, i ministra, oskarżającego lekarzy o złamanie przyrzeczeń zawodowych. Widz nie mógł mieć wątpliwości - podłym lekarzom nie chce się pracować. Nie wyjaśniano, ile lekarz POZ dostaje rocznie na pacjenta (później padła kwota 136 zł rocznie), i że wypłacana mu „ogromna pensja” to kwota, z której musi pokryć koszty badania pacjentów, zapłacić pielęgniarce, opłacić rachunki za lokal, no i zapłacić za swoją pracę. Może to i nienajlepsze rozwiązanie systemowe, bo skłania do nieuzasadnionego oszczędzania na pacjentach, ale nie usłyszeliśmy o tym w mediach. I nie lekarze je wymyślili.

W tle kolejne oskarżenia Sikorskiego o machinacje finansowe przykrywały tylko temat zdrowia. Nie należy nadużywać władzy ani pieniędzy publicznych, ale naprawdę, jego „kilometrówki” to śmieszne groszaki w porównaniu z marnowaniem pieniędzy przez niemającego sobie nic do zarzucenia byłego ministra od kolejnictwa, czy miliardowymi nadużyciami przy budowie autostrad. A wstyd podobny, tyle że u Sikorskiego to zdaje się żadne przestępstwo. Sprawa finansów w służbie zdrowia jest z pewnością ważniejsza.

Rozwiązanie elementarnych potrzeb obywateli to pakiet spraw zupełnie podstawowych. I te sprawy powinni dziennikarze dokładnie oglądać przez okrągły rok, a nie tylko wtedy, gdy nadchodzi kryzys, lub raczej, jak mawiał sławny ironista, pisarz i muzyk, Stefan Kisielewski, rezultat.

Każdy, kto zetknął się z państwową służbą zdrowia już od lat wie, że jest ona ciężko chora. Zawsze była ciężko chora, reforma Buzka w 1999 roku nie była bez przyczyny. Stworzyła ona kasy chorych i warunki, by coś poprawić. Powinny być rozmaite kasy konkurencyjne, zatrzymano reformę w pół drogi, tworząc wojewódzkie, ale coś drgnęło. Kasy pobudowały lub kupiły piękne wykładane marmurem siedziby, a pisząc jakiś reportaż dowiedziałam się, że otrzymują na leczenie 12 proc. ze składki zdrowotnej, co roku rosnącej. 88 proc. szło zatem gdzie indziej - no tak, do budżetu Ministerstwa Zdrowia. To dawało już do myślenia.

Nie miała ta reforma dobrej prasy. Rząd Buzka to była m.in. pacyfikowana od 1990 roku „Solidarność”, to było zagrożenie lustracją i powołanie IPN. Media zachłystywały się nieuczciwą krytyką. Kiedy mimo wszystkich trudności reforma zaczęła już przynosić jakieś widoczne owoce (choć wyjechało wtedy z Polski kilka tysięcy anestezjologów), nastały rządy byłych komunistów, którzy jednym zręcznym ruchem zlikwidowali 16 kas wojewódzkich i wszystkie pieniądze wrzucili do jednego worka - Narodowego Funduszu Zdrowia. Worek pieniędzy, otrzymywanych przez NFZ, z którego pobudował sobie lub kupił kolejne piękne i wykładane marmurem siedziby, nie był publicznie dokładnie rozliczany. Trudno było się dowiedzieć, ile w końcu na co idzie. Ciekawe, że zaraz na początku powołania NFZ kilku prominentnych najwyższych urzędników postanowiło pożegnać się z posadą a nawet z życiem. W grudniu 2003 wskutek bojkotu zdesperowanych warunkami kontraktów z NFZ lekarzy podano, że tylko 70 proc. pacjentów będzie miało zagwarantowaną państwową opiekę zdrowotną. Ilu z nich ma zagwarantowaną opiekę dzisiaj? A teraz Fundusz ten jest dokładnie dwa razy większy niż jeszcze kilka lat temu.

Rozwiązania rządowe wyraźnie kierują się ku pełnej prywatyzacji służby zdrowia, zapowiadała to zresztą PO w programie wyborczym od wielu lat. Ot, tak, jak prymitywnie opisywała to słynna Sawicka, płacząca w sejmie: „Lód będzie kręcony na służbie zdrowia”. Gubi się w tym wszystkim pacjent, a sytuacja dynamicznie się zmienia, m.in. coraz mniej jest lekarzy, z których tłumy wybierają swobodną pracę w normalnie funkcjonujących krajach. Poza tym skoro miałaby być prywatna, to co ze składką zdrowotną, wpłacaną przez obywateli przymusowo z podatków? Albo składka na budżetową służbę zdrowia, albo na prywatną. Na razie w NFZ jest podobno ok. 60 mld zł rocznie, w prywatnych korporacjach około 4 mld. Trzeba by coś zaproponować dla ludzi, zamiast chować się, wymuszając rozwiązania i co? czekać na wybuch niezadowolenia społecznego? Trzeba stworzyć rozwiązania, trzeba je przedyskutować. Tymczasem mamy do czynienia z brutalnym pozbawianiem ludzi dostępu do leczenia przez budowany konsekwentnie system. To znowu pedagogika, ludzie mają błagać: niech będzie prywatna, byle w ogóle była!

I w tym wszystkim większość mediów hurmem biegnie za rządem, omawiając i reklamując nawet nie jego rozwiązania, tylko gadanie o winnych. Gdzie reportaże z dramatycznych sytuacji i kolejek na SOR, które mają być panaceum w sytuacji bojkotowania umów przez lekarzy POZ, gdzie wywiesza się informacje, że oczekiwanie na pomoc może trwać do 24 godzin? Gdzie reportaże z publicystyką z zagranicy, gdzie wszystko funkcjonuje może nie cudownie, ale w miarę normalnie, i człowiek w nagłej potrzebie dostaje natychmiastową pomoc?

I te bulwersujące komentarze, że procedury medyczne są tak straszliwie dziś drogie, że rozwój medycyny, że dializy i przeszczepy twarzy, że żadna gospodarka tego nie wytrzyma, itd. itp. Pora, by media oprzytomniały. Ludzie z ranami i ze złamaniami czekają po 10 godzin na zwykłe złożenie kości i opatrunek, upadek na ulicy może oznaczać wielomiesięczne leczenie pozostawionego samemu sobie człowieka. To nie są żadne procedury ani kosztowne zabiegi. To powinny przedyskutować media.

Niestety, nie można na nie liczyć.

Felieton ukazał się na stronie SDP

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych