„Jingle Bells…”, czyli najpiękniejsze w całym roczku święta w papierku od „snickersa”.

fot. PAP/Marek Zakrzewski
fot. PAP/Marek Zakrzewski

Krok po kroczku, najpiękniejsze w całym roczku przyszły święta… W świątecznym wydaniu tygodnika „wSieci” Marta Kaczyńska zadała pytanie, czy powoli tracimy ich istotę? Dzięki, Pani Marto, za tę ze wszech miar uzasadnioną wątpliwość…

Bo, czym stają się dziś święta Bożego Narodzenia? To taka „nowa, świecka tradycja”, to zuniwersalizowane dekoracje w sklepach, anglojęzyczne życzenia wesołych ferii zimowych, szał zakupów przy dźwiękach dyskontowych „Jingle Bells” i, rzecz jasna, „Kevin sam w domu”, serwowany od niemal ćwierćwiecza na ekranach naszych telewizorów…

Obawy o stopniowe wymazywanie genezy i natury bożonarodzeniowych świąt nie są bynajmniej bezpodstawne i pojawiają się nie tylko w naszym kraju. „Pole-Kathole”, mawiają Niemcy zgryźliwie o naszym przywiązaniu do wiary katolickiej i Kościoła, ale nawet za Odrą rozbrzmiewa dyskusja o zamieraniu ich wielowiekowych tradycji i kultury. Renomowany psycholog i muzykolog prof. Eckart Altenmüller, któremu zbiera się na wymioty, gdy po raz enty słyszy w każdym sklepie „Last Christmas” czy „All I Want for Christmas Is You”, mówi wręcz o świątecznych „skorkach” - skrzydlatym robactwie drenującym niemieckie uszy.

W latach pięćdziesiątych mojego dzieciństwa piosenka „Jingle Bells” była w ogóle nieznana. Dziś ta muzyka dobiega nas zewsząd, spomiędzy kramów na bożonarodzeniowych jarmarkach w każdym mieście, na dodatek my to zaczynamy nucić

— ubolewa prof. Altenmüller na łamach dziennika „Der Tagesspiegel” i wykłada swą definicję anglojęzycznych „skorków”:

Pojawiają się wówczas, gdy zanika frontalna kontrola. Nasze przyćmione umysły zatracają hamulce, które zazwyczaj sprawiają, iż nie robimy rzeczy, które są dla nas złe.

Nie zamierzam nikomu zatruwać świątecznej atmosfery. Ale, czy rzeczywiście mikołaje, bałwany i dyskontowe „Jingle Bells” w papierku od „snickersa” to jest istota i duch Bożego Narodzenia? Jeśli chodzi o doganianie Europy, pod tym względem my, Polacy, nie tylko już ją dogoniliśmy, lecz nawet prześcignęliśmy. Najpiękniejsze w świecie, polskie kolędy wypchnęły w sklepowych głośnikach bezduszne tzw. Christmasy. Oto na naszych oczach rodzi nam się „nowa, świecka tradycja”. Czy wobec postępującej ateizacji najważniejszych świąt w chrześcijańskiej Europie będziemy wkrótce czekali na… „Kevina”? A propos tej skądinąd zabawnej, amerykańskiej komedii Chrisa Columbusa:

Zgadzasz się z tym, że to już bożonarodzeniowa tradycja?

— zahaczyła swych czytelników „Gazeta Wrocławska” na koniec reklamy corocznej emisji filmu „Kevin sam w domu” w bożonarodzeniowe święta.

Nie, nie jest tradycją, i mam nadzieję, że nigdy nią nie będzie. Bo - jak wykładał stary węglarz w Barejowym „Misiu”:

Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza! Tradycja naszych dziejów jest warownym murem. To jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza, to jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni. A to co dookoła powstaje od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy…

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.