"Wielka Księga Cenzury PRL" Tomasza Strzyżewskiego. O cenzurze wczoraj i dziś

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot: blogpress
fot: blogpress

Imprezą towarzyszącą Targom Książki Historycznej była premiera pierwszego krajowego, jawnego wydania książki Tomasza Strzyżewskiego „Wielka Księga Cenzury PRL”.

W spotkaniu uczestniczyli: Grzegorz Braun, Justyna Błażejowska i prof. Zbigniew Romek. Głos zabrał również wydawca książki Paweł Toboła-Pertkiewicz z wydawnictwa Prohibita. Podczas dyskusji rozmawiano nie tylko o cenzurze w PRL-u i barwnych losach autora, ale też np. o tym jak Adam Michnik cenzurował podziemne wydanie księgi cenzury, oraz o Eugeniuszu Smolarze - KO „Korzec” czy powodach wycofania się z wydania tej książki przez Narodowe Centrum Kultury, nazwane złośliwie „Narodowym Centrum Cenzury”.

Grzegorz Braun:

Tę księgę każdy powinien przeczytać, nawet jeśli nie od deski do deski, to na wyrywki, ponieważ jest to jeden z fundamentów aktualnego porządku świata, który ciągle jeszcze, niestety, daje nam się we znaki. To jest najważniejsza demaskacja systemu komunistycznego, sowieckiego, na skalę całego bloku i szerzej, systemu. Najważniejsza być może od czasów tzw. rewelacji Światły w latach 50. do czasów powstania IPN.

Paweł Toboła-Pertkiewicz podziękował wszystkim prelegentom, a szczególnie autorowi książki oraz osobom, które przybyły na premierę do Domu Literatury, również naszemu portalowi, który przygotował relację z tego wydarzenia.

Dodał nieco przewrotnie:

Muszę podziękować jednej instytucji i jednej osobie, za to, że możemy się w tym gronie, miejscu i czasie spotkać, to jest Narodowemu Centrum Kultury, które gdyby wywiązało się z umowy z panem Tomaszem, to dzisiaj byśmy się nie spotkali […] I panu dyrektorowi tejże państwowej instytucji, że się powstrzymała od wydania tej księgi - mimo zmarnowania kilkudziesięciu tysięcy złotych - ze „względów ważnych społecznie”. Dzięki czemu moja prywatna inicjatywa będzie w stanie na tym zarobić. Jestem bardzo wdzięczny Narodowemu Centrum Kultury i panu dyrektorowi Dudkowi, że nie chciał, z jakichś nieznanych względów, zgodzić się na publikację tego tekstu. Z wielką dumą i honorem uważam, że jest to, w siedmioletniej karierze mojego wydawnictwa, najważniejsza publikacja, jaka dotychczas ukazała się.

Pretekstem do odmowy publikacji przez NCK były fragmenty wstępu Tomasza Strzyżewskiego, który mógłby „wywołać konflikty personalne”. Jak zauważył Grzegorz Braun chodziło o braci Smolarów.

Prof. Zbigniew Romek, który jest autorem wstępu do książki, przedstawił krótką charakterystykę systemu cenzury w PRL.

To był rzeczywiście system. To nie był jedynie urząd, który ograniczał wolność słowa w PRL-u. Podstawowym zadaniem Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk było wciąganie do współpracy publicystów, dziennikarzy, redaktorów, autorów wszelkiego typu. I cała machina działała w taki sposób, aby to oni, autocenzurując swoje teksty, zrobili podstawową pracę samoograniczania się w przedstawianiu różnych tematów, materiałów, w czasie pisania swoich prac naukowych, dziennikarskich, artykułów, tworzenia filmów itd. Cenzura miała spełniać rolę kosmetyczną i gdy badałem sprawy cenzury, zaglądałem do archiwów w Polsce, także w Moskwie, ku mojemu zdumieniu tych skreśleń, tych materiałów było naprawdę niewiele, nie dlatego, że zostały zniszczone (bo też były niszczone), ale to nie to było główną przyczyną. Do urzędu cenzury trafiały materiały, publikacje już ocenzurowane. Autocenzura działała wspaniale.

Cenzura zaś została zaszczepiona i zorganizowana na wzór i pod kierownictwem doradców sowieckich.

Tomasz Strzyżewski zatrudnił się jako radca w krakowskiej delegaturze GUKPPiW. Gdy zorientował się jak wygląda i czemu służy urząd, „podjął bezprecedensowe dzieło - na nocnych dyżurach w drukarni, w tych krótkich godzinach, gdy miał wyłączny dostęp do księgi zapisów i zaleceń, zaczął przepisywać ten tajny dokument.” – przedstawiał działalność Strzyżewskiego Grzegorz Braun.

Pod pretekstem urlopu Strzyżewski wystąpił o paszport i w 1977 roku w sensacyjnych okolicznościach wyjechał z Polski przemycając przepisane materiały.

Justyna Błażejowska omówiła to co się działo po przyjeździe Strzyżewskiego do Szwecji, mówiła o jego próbach nawiązania kontaktu z paryską Kulturą i Radiem Wolna Europa.

Okazało się jednak, że wszędzie był ignorowany. […] Tomasza Strzyżewskiego nikt nie znał, traktowano go niczym prowokatora, i tylko dzięki jego nieustępliwości i wielomiesięcznym staraniom materiały zaczęły wzbudzać coraz większe zainteresowanie zachodnich mediów.

Po pewnym czasie pojawiły się artykuły o PRL-owskiej cenzurze w The Times, zainteresowała się BBC i Wolna Europa, a same materiały trafiły też do Polski do KSS KOR.

Justyna Błażejowska zacytowała fragment dzienników Stefana Kisielewskiego, który był zszokowany listą tematów, których nie wolno było poruszać w PRL, (po tym gdy „Nowa” w 1977 roku je opublikowała). Lista była długa, nie wolno była pisać m.in. „o wybuchu gazu, o orzeczeniach Sądu Najwyższego, o szerokotorowej kolei z Katowic do Rosji, o licencjach zagranicznych, o handlu z Afryką Południową, o życzeniach Gierka dla Piaseckiego, o zburzeniu starych młynów we Wrocławiu, o produkcji cukru, o autorce Annie Prucnal, o szpitalach budowanych przez zagraniczne firmy, o Unitach, o umowach kooperacyjnych z NRF, o filmach Wajdy, o zatruciach żywnością, o chorobach zwierząt, o możliwościach emigrowania, o produkcji papieru, o Panoramie Racławickiej, o książce Bartoszewskiego, etc.” Była tam też lista nazwisk zakazanych i podejrzanych.

Po kilku miesiącach Eugeniusz Smolar opublikował Czarną Księgę Cenzury na Zachodzie w wydawnictwie Aneks. „Mimo to stosunek emigracji pomarcowej do Tomasza Strzyżewskiego od początku był i pozostawał negatywny, czy wręcz wrogi”. Przykładem był szkalujący Strzyżewskiego list pomarcowego emigranta Andrzeja Koraszewskiego, który do dziś nie przeprosił za swoje kalumnie i insynuacje.

Również później to środowisko zarzucało Strzyżewskiemu chęć wzbogacenia się i z roku na rok mówiło o coraz większych kwotach, jakich niby miał się domagać za zgodę na publikację. Urosła ona w ustach Smolara do miliona dolarów w roku 2009.

Rzecz polega na tym, że Tomasz Strzyżewski nie otrzymał za druk książki żadnego honorarium, bardzo szybko został bez środków do życia. Pracował w pralni, pizzerii, piekarni, przy rozładunku bananów. „Aneks” wydał dokumenty bez zawarcia jakiejkolwiek umowy wydawniczej, odpowiedni dokument przygotowano dopiero w 1981 roku, a więc 4 lata po ukazaniu się Czarnej Księgi Cenzury PRL.

— kontynuowała Błażejowska. W myśl tej umowy „Aneks” otrzymał tekst bezpłatnie, miał też pobierać 15% od wydań obcojęzycznych, do których jednak nigdy nie doprowadził.

Strzyżewski opowiedział też o swoim bardzo chłodnym przyjęciu po pierwszym przyjeździe do Polski w 1990 roku. Spotkał się wówczas m.in. z Leszkiem Moczulskim (Strzyżewski reprezentował KPN na emigracji).

Tomasz Strzyżewski wystąpił do IPN o przeprowadzenie kwerendy i nadanie statusu pokrzywdzonego. Został też odznaczony przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jednak mimo upływu czasu „Czarna Księga” nie ukazała się w normalnym obiegu.

Grzegorz Braun:

Tomasz Strzyżewski otrzymał status pokrzywdzonego. […] Okazało się, że w tych dokumentach do których Tomasz Strzyżewski otrzymał wgląd, nie zostały udostępnione dokumenty Departamentu I MSW, czyli PRL-owskiego wywiadu. Aliści dzięki pewnym zbiegom okoliczności to i owo jednak się zachowało. Zachował się skromny protokół brakowania akt Kontaktu Operacyjnego o pseudonimie „Korzec”, ale w istocie, w nomenklaturze Departamentu I w pragmatyce wywiadu PRL-owskiego KO to była kategoria pełnej świadomej współpracy ze służbą. KO „Korzec” to Eugeniusz Smolar, ów emigracyjny wydawca, który nie tylko nie spieszył się z tym, żeby „Czarną Księgę” Polakom przybliżyć, ale jego edycja emigracyjna, z punktu widzenia Tomasza Strzyżewskiego, pozostawiała niejedno do życzenia.

Tomasz Strzyżewski zwrócił uwagę na fakt, że zamazywana jest świadomość tego, czym naprawdę była cenzura, że nie był to tylko GUKWiP, ale cały system autocenzury, począwszy od autorów, poprzez redakcje aż do owego urzędu. A sposób przedstawiania dzisiaj cenzury to zabieg manipulacyjny, służący środowiskom postkomunistycznym czy pomarcowym emigrantom.

Cenzura to jest czynność. To jest selekcja informacji, która jest przeprowadzana w celu wprowadzenia w błąd masowego odbiorcy przekazu medialnego wytwarzanego wówczas w PRL w mediach reżimowych i koncesjonowanych, a urząd cenzury służył kontrolowaniu szczelności cenzury stosowanej przez wewnętrzną cenzurę, która funkcjonowała w mediach, wśród ludzi, kadr, które obsługiwały media komunistyczne.

Strzyżewski zwrócił też uwagę, że cenzura jest jeszcze groźniejsza niż zwykłe kłamstwo. „Trudno jest wskazać, że ona [informacja] jest nieprawdziwa, ponieważ dla większości ludzi coś co składa się z samych prawd cząstkowych nie może być kłamstwem.”

Twierdzenie, że dziennikarze w systemie medialnym komunistycznej Polski byli ofiarami tego urzędu, czyli ofiarami cenzury jest kłamliwe. Oprócz tej zewnętrznej cenzury, która służyła tylko kontrolowaniu szczelności cenzury stosowanej wewnątrz mediów, istniała również wewnętrzna cenzura, autocenzura.

Strzyżewski zacytował wypowiedzi kilku dziennikarzy i reżyserów, którzy stosowali tę autocenzurę w PRL. Nawet z tych wypowiedzi wynika, że podobny mechanizm autocenzury działa i obecnie, w III RP.

Obecny na sali Tomasz Michalak, który pracował przy pierwszym podziemnym wydaniu „Czarnej Księgi”, podzielił się też pewną historią o tym jak „Czarna Księga Cenzury PRL” była cenzurowana przez Adama Michnika.

Byłem obecny przy sczytywaniu matryc przez Michnika w obecności Mirosława Chojeckiego. Matryce czytał Michnik i naradzali się co z tego należy jeszcze wyrzucić, nim matryce założymy na maszynę. […] Michnik sczytywał z matryc, próbując pokazać palcem, co jeszcze Chojecki powinien wyrzucić, czyli sporządzić kolejną matrycę, bez zawartości jakichś tam fragmentów. O ile mnie pamięć nie myli, chodziło o rodziny pisarzy, którzy byli wyszczególnieni wówczas w tej księdze.

W trakcie dyskusji okazało się, że nie wszystkie redakcje podlegały instytucjonalnej cenzurze - niektóre posiadały przywilej, by cenzurować się same. Przykładem takiej cenzury na poziomie redakcji była „Polityka”. Ma to swoje ślady w biuletynach wewnętrznych.

Grzegorz Braun:

To co w tej książce przeczytacie, to są dokumenty, które historia zna wyłącznie dzięki Tomaszowi Strzyżewskiemu, ponieważ część tego tekstu nie zachowała się w żadnym archiwum.

Mówiono też o cenzurze w III RP i o Tadeuszu Mazowieckim, „który wcale się nie spieszył z likwidacją cenzury, wręcz przeciwnie. Mowa była o tym, że cenzura się bardzo przyda do tworzenia tej otuliny propagandowej, do rozpościerania parasola nad działalnością rządu w okresie transformacji ustrojowej. Cenzura instytucjonalna, budynek przy Mysiej, zostaje zamknięta dopiero na początku roku 1990.” (6 czerwca 1990 r.)

Prof. Romek odniósł się też do współczesności, mówił o naciskach, manipulacji, karierach, pieniądzach, poprawności politycznej, Unii Europejskiej - czyli powodach cenzury, czy autocenzury dzisiaj.

Cenzurze sprzyja też zamieszczanie ogłoszeń przez instytucje i firmy kontrolowane przez państwo - dodał Grzegorz Braun.

Relacja: Bernard

Blogpress.pl

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych