„Nie myślałem o osobistej satysfakcji. Raczej o tym, by ludzie, do których tę pieśń kierowałem, uwierzyli, że ta ofiara, cierpienie, łzy czy nawet śmierć wielu osób w okresie stanu wojennego, mają wartość” - mówi autor słów i melodii do pieśni „Ojczyzno ma” - nieoficjalnego hymnu solidarnościowej Polski lat 80.
Z ks. Karolem Dąbrowskim, michalitą, proboszczem parafii pw. Matki Bożej Królowej Męczenników Polskich w Przysieku k. Torunia, rozmawia Jaromir Kwiatkowski
„Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana, ach jak wielka jest twoja rana, jakże długo cierpienie twe trwa” – ten refren znał każdy, kto gdziekolwiek w kraju uczestniczył w latach 80. w mszach św. za Ojczyznę. Pieśń stała się hymnem tamtych trudnych czasów. Nie brakowało głosów stawiających ją w jednym szeregu obok „Roty”. Napisał ją ksiądz jako młody kapłan w pierwszych dniach stanu wojennego.
To było kilka miesięcy po moich święceniach kapłańskich. Byłem wikariuszem parafii w Pawlikowicach k. Wieliczki. Z czasów studiów w Krakowie pamiętałem strajki studentów i pracowników Nowej Huty. Te wydarzenia prowokowały mnie do zastanowienia się, co się dzieje, że ludzie wychodzą na ulice i protestują, dlaczego wybuchają strajki. Kiedy ogłoszono stan wojenny, to wszystko się we mnie odświeżyło. Wielu ludzi zostało wyrwanych w środku nocy i przewiezionych do miejsc internowania, a ja zastanawiałem się, co czują oni sami i ich najbliżsi. Pomyślałem wtedy: co mogę zrobić, żeby tych ludzi wzmocnić, podnieść na duchu? Przyszła mi na myśl Trylogia Sienkiewicza, napisana „ku pokrzepieniu serc”. Wiedziałem, że muszę stworzyć coś w tym duchu, oczywiście na miarę swoich możliwości. I znów przypomniały mi się słowa z Pieśni Wajdeloty – „pieśń ujdzie cało”. Wziąłem gitarę, zamyśliłem się i zacząłem wydobywać pierwsze dźwięki smętnej melodii. Towarzyszył mi symboliczny obraz z licheńskiego sanktuarium: biały orzeł skrępowany łańcuchem, lecz próbujący poderwać się do lotu. Czułem, że po raz kolejny naród pragnie wolności i tego wszystkiego, co wyrażali ludzie Solidarności.
Prawykonanie pieśni odbyło się jeszcze tego samego dnia u znajomych. Pani domu, Genowefa Stańda, nagrała pierwszą, jeszcze niedoskonałą, wersję pieśni na magnetofonie szpulowym. To nagranie, niestety, nie zachowało się.
Tak. To było młode małżeństwo, mieli trójkę dzieci. Byli żywo związani z Kościołem. Pani Genowefa była przedszkolanką. Kiedy napisałem tę pieśń, poszedłem do nich, usiadłem przy starym, rozstrojonym fortepianie i zaśpiewałem. Poprosiłem, by nagrali ją na magnetofon. Powiedziałem, że wykonuję ją po raz pierwszy i czuję, że będzie to pieśń historyczna. Dwa lata temu spotkałem panią Genowefę, która wspomniała tamto wydarzenie i stwierdziła, że z perspektywy lat widzi, iż ta pieśń stała się taką, o jakiej mówiłem.
Jako pierwszy publicznie wykonał ją michalicki zespół klerycki „Michael”, w którym zresztą ksiądz grał wcześniej jako kleryk i pisał dla niego piosenki.
Rzeczywiście, „Michael” wykonał tę pieśń po raz pierwszy pod koniec stycznia 1982 r., w naszej kaplicy seminaryjnej w Krakowie, na akademii z okazji 70. rocznicy śmierci założyciela naszego zgromadzenia, ks. Bronisława Markiewicza, dziś błogosławionego. Pamiętam, że wcześniej przyjechałem z Pawlikowic do Krakowa, przywiozłem klerykom nuty i poprosiłem, by przygotowali tę pieśń na akademię i ją na niej zaśpiewali. Tak też się stało. Później pieśń weszła do stałego repertuaru zespołu i była wykonywana w całej Polsce.
11 grudnia 1983 r. zabrzmiała w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu.
Zespół „Michael” został tam wtedy zaproszony na niedzielę powołaniową. Po jego występie ks. Jerzy Popiełuszko zaprosił członków zespołu do swojego pokoju, chwilę z nimi rozmawiał, rozdał obrazki. Do księgi pamiątkowej zespołu wpisał następujący tekst: „Jest taki dom, który można nazwać więzieniem. Gdzie uwięzione są nasze pieśni za głośne. Gdzie umieszczony jest nasz krzyk nie słyszany… Niech Wam Bóg błogosławi w Waszej służbie Bogu i ludziom poprzez słowa śpiewanej poezji. Szczęść Boże. Ks. Jerzy Popiełuszko”. To nie było długie spotkanie, nie było na to czasu, ale w pamięć zapadło głęboko.
W styczniu 1984 r. ks. Jerzy poprosił aktora i śpiewaka Leona Łochowskiego, by zaśpiewał tę pieśń podczas kolejnej mszy św. za Ojczyznę w parafii św. Stanisława Kostki.
Wiem od samego pana Łochowskiego, że czasu na przygotowanie było niewiele. Zaledwie dwa dni. Wraz z pianistą spisali z taśmy melodię i 29 stycznia pan Leon wykonał tę pieśń po raz pierwszy podczas mszy św. za Ojczyznę. Jak mówił, bezpieka natychmiast zainteresowała się wykonawcą, polecono „zdjąć tego człowieka”. Pan Leon opuścił kościół w przebraniu.
Później ks. Jerzy życzył sobie, by pieśń „Ojczyzno ma” była śpiewana na zakończenie każdej mszy św. za Ojczyznę. Co ciekawe, nigdy nie śpiewano pierwszej zwrotki („Poprzez kraj przeszedł okrzyk grobowy…”).
Rzeczywiście, pan Łochowski pomijał pierwszą zwrotkę, która obrazowała wprowadzenie stanu wojennego, pokazywała, że ta pieśń została napisana w konkretnym momencie historycznym. Aktor - śpiewak zaczynał od drugiej zwrotki: „Tyle razy pragnęłaś wolności”. Nie wiem, dlaczego tak robił, nigdy go o to nie pytałem. Może dlatego, że od wprowadzenia stanu wojennego upłynęło już trochę czasu?
Nie było dane księdzu w tamtych czasach cieszyć się sławą autora nieoficjalnego hymnu solidarnościowej Polski lat 80. Ujawnienie tego faktu byłoby dla księdza zbyt niebezpieczne. Po rozpowszechnieniu pieśni podczas mszy św. za Ojczyznę w kościele św. Stanisława Kostki pojawiły się odpisy odręczne – bez autora. Niektórzy przypisywali autorstwo tekstu samemu ks. Popiełuszce. W połowie lat 80. przy pomocy kurii warszawskiej zostały przygotowane ulotki z tekstem pieśni, podpisanym „KDM” (Karol Dąbrowski, michalita). Sprawa autorstwa „Ojczyzny” wyjaśniła się definitywnie dopiero w latach 90. XX w.
Co do autorstwa pieśni, krążyły dwie wersje. W gronie wychowanków placówek michalickich był pan Wielgosz, który powtarzał, że słowa napisał ks. Ferdynand Ochała, a ja napisałem tylko melodię. Owszem, ks. Ochała napisał wiele tekstów, do których ja ułożyłem melodie, jednak tej pieśni nie napisał. Zresztą, przy okazji pisemnej prośby o melodię do tekstu nowej piosenki, zamieścił dopisek: „Gratuluję ci pieśni >>Ojczyzno ma<<”. Tak więc niejako sam zaświadczył, że nie jest autorem tej pieśni. Stosowne sprostowanie ukazało się w latach 90. na łamach tygodnika „Niedziela”. Natomiast druga wersja – że autorem pieśni jest ks. Jerzy Popiełuszko – jest związana z miejscem, z którego ta pieśń rozeszła się w świat. Niestety, nie jest to prawda. Natomiast ks. Jerzemu trzeba oddać, że dzięki mszom za Ojczyznę stała się ona tak popularna, iż zaczęto ją traktować niemal jak hymn narodowy.
Co fakt napisania takiej pieśni oznacza dla jej twórcy?
Pisząc tę pieśń nie myślałem o osobistej satysfakcji. Raczej myślałem o ludziach, do których ją kierowałem. Pragnąłem, by ta pieśń dała im nadzieję i umocnienie. By uwierzyli, że ta ofiara, cierpienie, łzy czy nawet śmierć wielu osób w okresie stanu wojennego, mają wartość. Że przysłużą się Ojczyźnie, doprowadzą do wolności. A że ten cel osiągnąłem, doświadczyłem tego w tamtym czasie osobiście. W którąś niedzielę młodzież z warszawskiego Bemowa zabrała mnie na mszę św. za Ojczyznę do kościoła na Żoliborzu. Uczestniczyłem w niej nie przy ołtarzu, lecz wmieszany w wielotysięczny tłum. Powoli przesuwałem się do przodu, aż wreszcie znalazłem się w kruchcie kościoła. Pod koniec udzielania komunii św. pan Łochowski zaintonował „Ojczyzno ma”. Stałem oparty o ścianę, słuchałem tej pieśni i… nie potrafiłem jej zaśpiewać. Coś ścisnęło mnie za gardło, z moich oczu popłynęły łzy. Widziałem, z jak ogromnym przejęciem, całym sercem ludzie tę pieśń śpiewają. Widziałem, że ta pieśń ich rzeczywiście „pokrzepia”, jak tego pragnąłem, że ich umacnia, wyzwala. Druga sytuacja: to samo miejsce, 3 listopada 1984 r., pogrzeb ks. Jerzego. Kiedy zaczęto spuszczać trumnę z jego ciałem do grobu, ktoś z tłumu zaintonował „Ojczyzno ma”. Odebrałem wtedy tę pieśń jako wielką błagalną modlitwę o Polskę. To był jeszcze bardziej przejmujący moment niż ten pierwszy, bo towarzyszyła mu świadomość, że chowamy najbardziej zranionego brata, największą ofiarę stanu wojennego.
W pewnym momencie księdza losy w dziwny sposób splotły się z losami ks. Jerzego Popiełuszki. Został ksiądz proboszczem parafii w Górsku k. Torunia. To miejsce szczególne – tu bowiem, w lesie, niemalże na wysokości kościoła położonego 2 km w głąb od głównej drogi Bydgoszcz-Toruń, 19 października 1984 r. trzech oficerów SB uprowadziło ks. Jerzego. Obecnie jest ksiądz proboszczem parafii w sąsiednim Przysieku, gdzie uciekł oprawcom kierowca ks. Jerzego, Waldemar Chrostowski.
W 2005 r. przyszedłem jako proboszcz do Górska z zadaniem kontynuacji budowy kościoła w Przysieku, który przynależał wtedy do parafii Górsk, a w 2008 r. został odrębną parafią pod wezwaniem Matki Bożej Królowej Męczenników Polskich. Ojciec generał, kiedy posyłał mnie tutaj, powiedział: „ idziesz w miejsce ci bliskie poprzez ks. Jerzego i pieśń >>Ojczyzno ma<<”. Zawsze podkreślam, że tu jest początek męczeńskiej drogi ks. Jerzego, jego Ogrójec. Tu otrzymał pierwsze ciosy, tu popłynęły pierwsze krople jego krwi. Dlatego to miejsce ma dla mnie wartość szczególną. Chodzę po ziemi męczeńskiej i wciąż modlę się za Ojczyznę, pragnąc jej potęgi i świętości.
Ojczyzno ma
Poprzez kraj przeszedł okrzyk grobowy,
Kiedy kat podniósł znów krwawą dłoń.
Pozostały sieroty i wdowy,
Ojców, mężów nastąpił zgon.
ref. Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana,
Ach, jak wielka dziś Twoja rana,
Jakże długo cierpienie Twe trwa.
Tyle razy pragnęłaś wolności,
Tyle razy tłumił ją kat,
Ale zawsze czynił to obcy
A dziś brata zabija brat
Ref. Ojczyzno ma…
Biały Orzeł znów skrępowany,
Krwawy łańcuch zwisa u szpon,
Lecz już wkrótce zostanie zerwany
Bo wolności uderzył dzwon
Ref. Ojczyzno ma…
O, Królowo Polskiej Korony,
Wolność, pokój i miłość racz dać,
By ten naród boleśnie dręczony,
Odtąd wiernie przy Tobie trwał!
O Matko ma,
Tyś Królową polskiego narodu
Tyś Wolnością w czasie niewoli
I nadzieją, gdy w sercach jej brak
Ref. Ojczyzno ma…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/225870-piesn-ktora-dawala-nadzieje-historia-nieoficjalnego-hymnu-solidarnosciowej-polski-lat-80