Kto kwestionuje to, co mówiła Ewa Kopacz – człowiek bez serca, kto kwestionuje uczciwość wyborów - szaleniec

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Pamiętam w latach dziewięćdziesiątych ostrą wyśmiewającą kampanie szyderstw wobec poglądów antykomunistycznych. Bycie antykomunistą przedstawiano jako aberrację umysłową,  bo co to znaczy być antykomunistą, gdy nie ma komunistów od 1989 roku, gdy komunizm upadł dzięki pokojowej rewolucji.

To ogłaszanie definitywnego końca komunizmu przez zawodowych historyków i ideologów, teraz udających liberalnych pragmatyków zaangażowanych w pokojową rewolucję od samego początku wydawało mi się podejrzane, gdyż jak uczy historia nic się w niej nie zaczyna ani nie kończy jak nożem uciął. Scenki z Korei Północnej miały uzasadniać szczęście w jakim się znaleźliśmy dzięki „ludziom honoru”. Ale generalnie - kto ukazywał swoje antykomunistyczne oblicze był oszołomem, nienawidzącym ludzi, a  w domyśle życiowym nieudacznikiem, który nie potrafi odnaleźć się w „wolnej” liberalnej gospodarce. Był człowiekiem skłonnym do urojeń. W trwałość tego stygmatyzowania dowodzi, że formacja postkomunistyczna, myślę tu o technikach manipulacji i utrzymania władzy ma się dobrze, ale słabnie. Urojeniem kwalifikującym na leczenie było trwanie przy hipotezie zamachu w Smoleńsku jako czymś wielce prawdopodobnym. Kto nie wpada w ekstazę nad polską wolnością, ten psychiczny.

Kto kwestionuje to, co mówiła Ewa Kopacz o swoim pobycie Smoleńsku i Moskwie po 10 kwietnia 2010, to człowiek bez serca, wobec mężnej postawy dzielnej lekarki. Teraz prezydent Komorowski stwierdza, że ci, którzy kwestionują uczciwość wyborów są szaleńcami. Takie przykłady emocjonalnych silnych komunikatów ludzi władzy nacechowanych miłością do wolności i autentycznością można mnożyć. Zwyczajni ludzie, według tzw. autorytetów, którzy snują spiskowe teorie - mają ponoć prostackie umysły, bo przecież ludzie władzy to wcielona szlachetność. Poziom obłudy i hipokryzji jest dzisiaj systemowy i w tym widzę dziedzictwo komunistyczne. Kilka tygodni byłem w Gliwicach i mieszkałem w hotelu, który znajduje się w przy ulicy Karola Marksa, niedaleko ulicy Róży Luxemburg. To wymowne, nawet jeśli mieszkający na tych ulicach ludzie nie wiedzą o kogo chodzi.

To co jest istotą bolszewizmu, to metoda sprawowania władzy za pomocą odwrócenia porządków, czyli nazwania czarnym tego, co jest białe, jest nadal żywa i twórczo się rozwija. Wychodzi ona na przeciw coraz gorzej wykształconym ludziom, skoro Natalia Siwiec odwiedza gimnazja i uczelnie, jako pochodnia wiedzy. A występuje z pozycji autorytetu, czyli niewidzialnej władzy.

Warto zatem przypomnieć, że bolszewicy zdobywali władzę dzięki spiskom, w potem dużo wysiłku włożyli, korzystając z wybitnych inteligencji oportunistów, aby ukazywać to zdobycie władzy, jako efekt obiektywnych praw historii. Kto zatem mówi o spiskach to wariat. I seksualnych wyzwolicieli w przemocy patriarchalnej tradycji bardzo początkowo także hołubili. A do walki z potencjalną opozycją, jak zauważył Aleksander Zinowiew, książce „Homo sovieticus”, zaciągali najzdolniejszych.

Robienie wariatów z tych, którzy kwestionują bolszewickie status quo, to stara bolszewicka sztuczka. W ZSRR kto kwestionował fakt, że żyje w raju ma bezobjawową schizofrenię. Dzisiaj coraz natarczywiej usiłuje się wariatami robić, tych którzy deklarują się jako chrześcijanie. Bo bolszewicy to dzisiaj ci wszyscy którzy robią rewolucję kulturalną, która jest nawiązaniem w jakimś stopniu do tego co działo się w pierwszej fazie Rewolucji w Rosji. Bolszewicy są plastyczni, jakby pozbawieni substancji, są jak transformer dostosowujący się do sytuacji, jak wirus który podlega ciągłym mutacjom. Dzisiaj posługują się neoliberalną nowomową, wzbogaconą o ideologię gender. Ale nie ideologia, ona jest dla pożytecznych idiotów, a metoda sprawowania władzy jest ważna. Bo bolszewizm to technika zdobycia i trzymania władzy. To, co piszę powyżej to przemyślenia będące efektem lektury znakomitej książki prof. Włodzimierza Boleckiego „Ptasznik z Wilna” o wielkim polskim pisarzu Józefie Mackiewiczu, którego doniosłość jest przez oficjalną kulturę polską ciągle kwestionowana, a to kwestionowanie uparte i mściwe wskazuje jak papierek lakmusowy na obecność nowej generacji neobolszewików w polskiej kulturze. Książka Boleckiego ukazuje jak przerażająco aktualna jest twórczość Józefa Mackiewicza.

„Ptasznik z Wilna” to wzór monografii naukowej. Dlaczego? Za sprawą znakomitego języka analizy twórczości i życia Mackiewicza, bez narzucania czytelnikowi czegokolwiek. To jest książka do czytania, dla ludzi którzy mają w cenie własny zdrowy rozsądek jako podstawową władzę sądzenia nie potrzebują wykreowanych autorytetów. Czytając ją miałem poczucie, że obcuję bezpośrednio z myślą i dziełami pisarza, co oznacza że nie daje się zauważyć pośrednictwa krytyka, który jakby zniknął. Postawa taka to coś niezwykle rzadkiego w czasach gdy krytycy-postmoderniści, poststrukturaliści wysuwają się przed pisarza, ogłaszając, że są od niego mądrzejsi, bo krytycznie przenicowują to, co sam pisarz sobie nie uświadamia. Taki krytyk nie weźmie Mackiewicza na warsztat, bo przeczuwa, że to Mackiewicz przenicowuje jego, i to nie najlepszym świetle, co oznacza, że mutacja neobolszewickiej krytyki literatury i sztuki ma się dobrze i „egzorcyzmuje” Mackiewicza milczeniem. Stosuje zabiegi magiczne, choć mówią ci badacze o sobie, że są scjentystami.

Włodzimierz Bolecki wykonał gigantyczną robotę, która ujawnia nie tylko przymioty umysłu ale i ducha. Humanistyka to nie pseudonaukowy bełkot, humanistyka to forma terapii w tym głębszym znaczeniu, terapii indywidualnej pozwalającej rozumieć świat a nie go zmieniać jak chciał i żądał tego od intelektualistów Karol Marks. To nie agitka polityczna mobilizująca do walki kolektyw o zmianę obyczajów, która daje szansę zaistnienia oportunistów, udających buntowników. Włodzimierz Bolecki napisał skromnie, że jego książka jest przewodnikiem i tylko przewodnikiem po życiu i twórczości Józefa Mackiewicza. Jest zarysem monograficznym. Chciało by się wykrzyknąć „ładny zarys!”, liczący ponad 700 stron. Problem z Mackiewiczem to problem znakomitego pisarza-artysty, którego substancja duchowa pozostała nienaruszona. Kierował się w swym życiu maksymą, że tylko prawda jest ciekawa. Nikt tak jak on nie przeniknął natury bolszewizmu. Pierwszy zobaczył i zanalizował operację „sowietyzacji języka”, jako klucza do zrozumienia czym jest komunizm. Bolszewizm i Rosja, podkreślał, to dwie odmienne rzeczy. Przestrzegał, aby Rosjan nie utożsamiać w całości z Sowietami. Sowiet to nowy wcześniej nieznany typ antropologiczny. Może mówić po francusku, angielsku, czesku, po polsku. Na czym polega fenomen tego nowego bytu-nibytu?

Bolszewicy doszli na podstawie studiów bardziej praktycznych niż teoretycznych, że skoncentrowane kłamstwo ludzkie posiada siłę, której granic na razie nie znamy, że można dokonać przewrotu gruntownego w takiej dziedzinie jak mowa ludzka, znaczenie słów

— pisze Mackiewicz.

Metoda bolszewików była i jest prosta: polega na radykalnym odwróceniu porządku rzeczy, z terrorem w tle. Białą ścianę nazwą czarną bez wstępnych ceregieli. Bolszewicy wytworzyli w skali globalnej coś, co można by nazwać nihilistyczną strefą. A obecna poprawność polityczna, to nic innego jak operacja zmiany znaczenia języka, zatem to zmutowany komunizm. Żeby w tym uczestniczyć trzeba być pozbawionym „logicznego sumienia”, czyli bardzo nienawidzić kultury zachodniej i chrześcijaństwa.

——————————————————————————————-

Szukasz wyjątkowego prezentu dla najbliższych? Zajrzyj TUTAJ!

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych