Czy w zabytkowych krakowskich Sukiennicach, do których codziennie przybywa tysiące turystów z całego świata, aby kupić regionalne pamiątki, można sprzedawać pluszowe zabawki z Chin i różnego rodzaju badziewie z importu?
Właściciele kramów tłumaczą, że jest to efekt wysokich stawek za czynsz.
Jest wielka przebitka na takich produktach. To jest produkowane za grosze w fabrykach, gdzie się wyzyskuje pracowników
— powiedział Radiu Kraków-Małopolska Łukasz Skinderowicz z organizacji Kupuj Odpowiedzialnie.
To prawda, ale trzeba przypomnieć, że Sukiennice pozostają pod zarządem Urzędu Miasta Krakowa, który powinien kontrolować, czym handluje się w reprezentacyjnym miejscu. Magistrat wprawdzie zastrzega, że przy zawieraniu umów o najem wymaga od handlarzy, by w ich ofercie był wyłącznie towar lokalnej produkcji, ale - jak widać - te zapewnienia są warte tyle, ile papier, na którym je zapisano.
Prawa wolnego rynku są niepodważalne, ale tak samo poważnie należy traktować umowy, zwłaszcza jeżeli chodzi o niepowtarzalny obiekt o historycznym znaczeniu, a nie o pospolitą galerię handlową.
Myślę, że magistraccy urzędnicy powinni pojawiać się w Sukiennicach codziennie i rygorystycznie egzekwować od sprzedawców to, do czego zobowiązali się wobec władz Krakowa. A może trzeba też pomyśleć o obniżeniu czynszów dla zachowania prestiżu tego miejsca?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/224067-szwarc-mydlo-powidlo-i-chinskie-pluszaki-w-sukiennicach?wersja=mobilna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.