Wyborcze komunały

fot: wPolityce.pl
fot: wPolityce.pl

Klepią klepacze i para w gwizdek idzie. Gdyby myśleli, nie powtarzaliby komunałów. Wystarczy zastanowić się przez chwilę i pomyśleć: co ja tak naprawdę chciałbym jako radny, wójt, burmistrz, prezydent zrobić. I jak to - osobiście powiedzieć.

Niestety chłopek lub paniusia powtarzają wycinki z partyjnych ulotek. Po co? Przecież tego się nie słucha. Człowiek ma taki mechanizm w uchu - w głowie, który wyłącza się natychmiast, gdy dobiega go „woda”, nuda, słowa wyświechtane i prawdy-nieprawdy.

A przecież tyle jest spraw ważnych i ciekawych. Niestety jeśli jeszcze nic się nie przeżyło, nic nie zrobiło - to słychać, widać i czuć. Gęgacze - gęgają, nudziarze - przynudzają, a od kłamczuszków aż kłamstwem bije.

Dlaczego tak chętnie ludzie biegają? Bo mogą w tej aktywności uczestniczyć całym sobą. A w polityce? Głównym motywem pchania się na listy wyborcze nie jest, że coś dam, ale że wezmę. Że chapnę coś z tego tortu. Tym bardziej, że sąsiad („przecież oczywiście głupszy”) się załapał, więc i ja mogę. I pchają się ludziska. Często bez predyspozycji i przygotowania. Bezczelny - wcale nie znaczy lepszy. Ale niestety skuteczność jest wprost proporcjonalna do bezczelności.

To samo dotyczy dziennikarzy. Choć tu liczy się bardzo „para”. Niektórzy ją mają. Idą do przodu, rozpychają się. Nie byłoby to nawet takie złe. Jeśli nad przebojowymi reporterami, a nawet publicystami, byli mądrzy redaktorzy. Mądrzy, odpowiedzialni to wcale nie oznacza: cenzorzy. Nie. Chodzi tylko o zdrowy rozsądek. O to by nie było „ad personam”, a „ad rem”. A przede wszystkim o dbanie, by przy przekazywaniu wiadomości, informacji dołożyć maksimum staranności. Sprawdzić, zasięgnąć wiedzy z kilku źródeł.

Dziennikarskiej pasji, zaangażowania nie należy hamować. Ale rozmawiać, dyskutować, wreszcie po prostu uczyć podstawowych etycznych zasad uprawiania zawodu – tak.

W środowisku dziennikarskim jest to możliwe. Bo jednak mimo różnic w sprawach podstawowych, uprawianie żurnalistycznej profesji musi odbywać się w pewnych ramach zwyczajowych, a nawet technicznych. Gorzej jeśli chodzi o pospolite ruszenie jakim jest kilkudziesięciotysięczna armia idących „po władzę”. Niektórzy przyklejają się do partii i odmawiają zadaną mantrę. Wypada to żałośnie. Facet recytuje: Polskie Stronnictwo Ludowe jest… etc. To samo z Platformą i PiS-em.

Ludzie chcą głosować na konkretnych ludzi. Mało ich pójdzie do urn, bo już kilka razy zawiedziono ich zaufanie. Gdyby jednak pojawiali się wśród tłumu kandydatów ludzie odważni z ciekawymi propozycjami - mieliby ogromne szanse. Nawet dlatego również, że bardziej zainteresowaliby media. Dziennikarze bardzo rozglądają się za takimi. Ale niestety wokół bryndza.

Już zrobiony błąd to fakt, że nie potrafiono kampanii rozłożyć w czasie. Nawet słowo kampania budzi zastrzeżenia. Właśnie nie kampanijnie, ale systematycznie, codziennie, powinno się popularyzować ciekawych ludzi. W obszernych rozmowach, wyczerpujących artykułach ludzie, nasi przyszli liderzy, powinni mieć szansę pełnego eksponowania swoich pomysłów i siebie. To trudne, ale możliwe.

Niestety dziennikarze rozmawiający z kandydatami też są uzależnieni od układów. Czym niżej tym trudniej. Może by więc przeprowadzających wywiady wykorzystywać właśnie nie na terenie gdzie na stałe pracują. Niech Pomorzanin odpytuje na Śląsku, a facet z Mazowsza w Wielkopolsce. To wbrew pozorom łatwe do zorganizowania i przeprowadzenia. A korzyści - dociekliwość, szczerość, a co za tym idzie atrakcyjność rozmów wyborczych - byłaby bardzo dużo.

Teraz łata się dziury. Kandydaci mają po kilkanaście sekund - bo czas wykupiony w TV drogi - i jest to klepanie komunałów zupełnie bez sensu. A nawet szkodliwe.

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych