Dajmy spokój Polańskiemu. Zgłaszam wotum separatum wobec powszechnych na prawicy głosów

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/R. Pietruszka
Fot. PAP/R. Pietruszka

W sprawie Romana Polańskiego przydałoby się trochę więcej zimnego namysłu - dlatego zgłaszam wotum separatum wobec powszechnych na prawicy głosów, że należałoby polskiego reżysera zamknąć w areszcie i wydalić do USA, gdzie dożyłby swoich lat w więzieniu.

Na początek chcę sprawę postawić jasno: jestem zdania, że żadne zasługi, renoma, zaszczyty nie mogą chronić przed poniesieniem odpowiedzialności za swoje czyny. Jeśli ktoś tak uważa, to stawia się poza kręgiem naszej cywilizacji, która równość obywateli wobec prawa uznaje za jeden z fundamentów (inna sprawa, kto był w różnych okresach uważany za obywatela; ale to temat na całkiem inne rozważania). Amerykański wymiar sprawiedliwości imponuje mi swoją autentyczną ślepotą na atuty celebrytów. Pamiętam Winonę Ryder, skazaną na prace społeczne za kradzież w sklepie, zamiatającą ulice Naomi Campbell czy Michaela Jacksona, który postanowił się spóźnić do sądu, a ten zagroził, że jeśli nie zjawi się w przeciągu 30 minut, zostanie siłą doprowadzony, a po rozprawie zamknięty w areszcie za obrazę sądu. Król popu przygalopował przed oblicze sędziego w piżamie przed upływem wyznaczonego terminu i pokornie przepraszał.

Nie mam wątpliwości, że gdyby przed amerykańskim sądem stanął Polański, sędziego interesowałby jedynie przebieg sprawy sprzed lat, a nie to, ile nagród filmowych otrzymał reżyser, z kim sławnym pracował i komu ściskał prawicę. I dobrze, tak być powinno.

Ale - i tu zaczyna się cała seria zastrzeżeń - sprawa nie jest taka prosta.

Po pierwsze, wydaje się, że zarówno reżyser, jak i jego ofiara w jakiś sposób sprawę zamknęli. Tak przynajmniej można było wywnioskować z oświadczeń, które pojawiły się, gdy Polańskiego zatrzymano w Szwajcarii kilka lat temu. Nic też nie wiadomo o tym, żeby twórca „Frantica” i „Autora widmo” miał na koncie inne podobne wyczyny.

Po drugie - Polański do więzienia nigdy nie trafił, ale też nie można powiedzieć, żeby nie poniósł żadnych konsekwencji. Od lat jest człowiekiem w gruncie rzeczy ściganym. Nie może postawić nogi na amerykańskiej ziemi, musi uważnie dobierać cele podróży, a w każdym kraju grozi mu zatrzymanie lub przynajmniej przesłuchanie. To nie jest sytuacja komfortowa, choć oczywiście nie może się równać ze spędzeniem lat w więzieniu.

Po trzecie - pod względem prawnym w Polsce sytuacja wydaje się rozstrzygnięta na korzyść Polańskiego, w związku z czym - przynajmniej w obecnym stanie prawnym - apele o jego zatrzymanie i ekstradycję do USA nie mają u nas sensu. Tego się po prostu nie da zrobić i koniec. Gdyby nawet Polański został zatrzymany w areszcie, trzeba by go następnie wypuścić.

Ale - po czwarte i najważniejsze - na szczęście zatrzymany nie został i wiemy, że nie zostanie. Na szczęście, ponieważ patrząc na sprawę na chłodno - nie leży to w naszym interesie. Zatrzymanie Polańskiego i wydanie go Amerykanom (gdyby było to w ogóle możliwe) byłoby wydarzeniem na tyle głośnym, że trzeba by je rozpatrywać w kategoriach potencjalnych korzyści i strat dla Polski. Zysków nie dostrzegam żadnych. Polański nie budzi w kraju negatywnych emocji, jego filmy są lubiane. Za granicą jest po prostu uznawany za wybitnego twórcę filmowego. Co bardzo ważne - jest Żydem, uratowanym z holocaustu przez Polaków, który nie wyspecjalizował się w pluciu na swój kraj, który przyznaje się do polskości i łamie w ten sposób stereotyp o Polakach szmalcownikach i wspólnikach w zagładzie, powielany często właśnie za oceanem. Warto porównać postawę Polańskiego (przechowywanego podczas okupacji niemieckiej w trzech polskich rodzinach) z postawą innego, nieżyjącego już, celebryty, Jerzego Kosińskiego, także ukrywanego w czasie wojny Żyda, który karierę literacką zrobił na przedstawianiu Polaków jako prymitywów, świń i zboczeńców. Polański nigdy w ten sposób się nie zachowywał, a to nasz atut. W opowieściach o swoich wojennych losach był uczciwy.

Minusy jego aresztowania i ekstradycji byłyby natomiast wymierne. Polska zostałaby pokazana jako kraj, który nie szanuje dorobku swojego wybitnego rodaka i który w swojej decyzji bez wątpienia kierował się naturalnym u nas antysemityzmem. Takie opinie w niesprzyjających okolicznościach mogą zaś przełożyć się na całkiem wymierne straty, gdy to czy inne lobby postanowi zaszkodzić Polsce choćby podczas jakichś kluczowych negocjacji. Po co nam to? Nie mam pojęcia.

Rozumiem irytację, jako wywołują tokowania polskiego salonu wokół sprawy Polańskiego. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że wśród przedstawicieli tej grupy obowiązuje zasada „naszym wolno więcej”. Sądzę jednak, że akurat sprawa Polańskiego nie jest najlepszą okazją, żeby udowadniać im, iż nie mają racji.

Wolałbym - i obchodzi mnie to znacznie bardziej - żeby wreszcie przywleczono przed polski sąd rzekomo obłożnie chorego Kiszczaka albo żeby z uporem i konsekwencją domagano się ekstradycji ze Szwecji do Polski stalinowskiego sędziego Stefana Michnika. To znacznie ważniejsze niż jałowe spory o reżysera, który - w odróżnieniu od wielu - wydaje się przychylnie usposobiony do swojej ojczyzny.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych