Tajemnicza, rosyjska agentura (wpływu?), broni sowieckich pomników w Polsce

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. w Polityce.pl
fot. w Polityce.pl

Ja bym tego nie tłumaczył agenturą, chociaż może tak być, ale raczej nazwijmy to agenturą wpływu

— ocenia na łamach „Naszego Dziennika” prof. Włodzimierz Marciniak z PAN - członek polsko-rosyjskiej grupy ds. trudnych niezwykłą aktywność tajemniczego Stowarzyszenia Przyjaźni Polsko-Rosyjskiej w związku z procesem Daniela L. i Wojciecha B., którzy oblały farbą warszawski pomnik tzw. braterstwa broni polsko-sowieckiego oraz pomnik Armii Czerwonej z praskiego parku Skaryszewskiego.

**Chyba mamy do czynienia z tego typu środowiskami, które w tego typu sytuacjach są gotowe bronić racji, tak jak one je rozumieją, często bez formalnej inicjatywy, Rosjan

— zauważa sowietolog.

To – zdaje się – ujawnia istnienie wielu środowisk, być może w tej chwili rozproszonych w Polsce, jednak gotowych w takim czy innym stopniu w sytuacjach konfliktowych przyznawać stronie rosyjskiej rację

-– ocenia prof. Marciniak i wskazuje, na pewną regularność tego typu inicjatyw i zachowań, na ogół zawsze w sytuacjach konfliktowych i spornych między Polską i Rosją.

A aktywność obrońców „rosyjskości” a dokładniej „sowieckości” pomników jest zadziwiająca. Na przykład owo stowarzyszenie zażądało już 2 lata temu od sądu informacji na temat oskarżonych o dewastację pomnika.

Z jakich środowisk rodzinnych i organizacyjnych pochodzą sprawcy profanacji pomnika Braterstwa Broni, zatrzymani na gorącym uczynku przez policjantów z Pragi Północ?

-– pytał pełnomocnik Stowarzyszenia Zbigniew Kornell.

Kiedy sąd odmówił udzielenia tego typu informacji, Kornell zażądał z kolei…

umożliwienia mu udziału w procesie jako przedstawiciel społeczny, uzasadniając to tym, iż wymaga tego „ważny interes państwowy dla dobra dobrych relacji polsko-rosyjskich”, a statut organizacji przewiduje „przyjaźń z państwem rosyjskim w każdej możliwej dziedzinie”

— relacjonuje „Nasz Dziennik”.

Kolejnej odmowy sądu Kornell nie miał jednak okazji usłyszeć, bo nie stawił się na procesie. Nie zrażony tym, zażądał w piśmie do sądu kolejnej informacji, właśnie na temat rozprawy, na której był nieobecny.

W czasie pierwszej rozprawy sądowej w sprawie profanacji pomnika Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni na warszawskiej Pradze miało dojść do zakłócania przebiegu rozprawy i znieważania sędziego. Czy to prawda? Jeśli to prawda, to czy jest to zaznaczone w protokole akt sądowych i czy ustalono, jakie środowiska dopuściły się tych aktów awanturnictwa? Pytam, ponieważ nasze środowisko (Stowarzyszenie) nie było obecne wtenczas na Sali rozpraw i mogło dojść do ewentualnej prowokacji pod naszym adresem

— pytał pełnomocnik Stowarzysdzenia Przyjaźni Polsko-Rosyjskiej.

Kuriozalne pisma i żądania „przyjaciół Rosji” możnaby zignorować, gdyby nie to, że na nie powołuje się prokuratura oskarżająca „sprawców” oblania farbą pomnika „czterech śpiących” i wskazująca, że ten pomnik cieszy się poparciem jakichś grup społecznych.

Rozumiem, że w społeczeństwie, jak wskazuje prokurator, istnieją sentymenty jakichś ludzi do tego typu monumentów, ale z punktu widzenia procesowego nie odgrywają oni żadnej roli, a z punktu widzenia moralnego jestem co najmniej zdziwiony, że ktoś taki, jeżeli poczuwa się do przynależności do Narodu Polskiego, chce sympatyzować z taką ideą, której tak naprawdę skutkiem było niszczenie Narodu Polskiego

— mówi mec. Krzysztof Wąsowski, obrońca jednego z oskarżonych.

Wiadomo, że tylko Rosja się tymi pomnikami interesuje. Ma poczucie jakiegoś zobowiązania wobec nich, ich dalszego istnienia i w związku z tym ci ludzie czują się pewnie zobowiązani, żeby się tym też interesować. Jeżeli są Polakami, obywatelami polskimi, to powinni wiedzieć, co ta armia przyniosła Polsce wcale nie wolność, tylko inne zniewolenie, i to na wiele lat

-– dodaje z kolei poseł Jarosław Sellin (PiS), członek sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.

Jednak te argumenty nie wzruszają członków stowarzyszenia. Wręcz przeciwnie - bronią sowieckich pamiątek wszędzie gdzie się tylko da - w Pieniężnie i Szczecinie walczą o pomnik gen. Iwana Czerniachowskiego i żołnierzy sowieckich. Wcześniej bronili byłego już pomnika w Katowicach, a kilka miesięcy temu wystąpili do władz Krakowa wraz z dwoma innymi organizacjami o nadanie jednemu z rond imienia… sowieckiego marszałka Iwana Koniewa.

Wracając do procesu Daniela L. i Wojciecha B., mec. Wąsowski uznaje go za kompletnie zbyteczny.

Ten proces to kolejna strata pieniędzy polskiego podatnika, prowadzenie tego typu spraw, które już na poziomie prokuratury powinny być dawno prawidłow rozstrzygnięte

-– podkreśla Wąsowski i za bezcelowe uznaje

Prowadzenie sprawy w sprawie zbezczeszczenia pomnika, gdzie nie ma pomnika, gdzie prokurator nawet nie podjął trudu, żeby zbadać, czy to jest pomnik w rozumieniu prawnym

Wąsowki przypomina, że

sąd za pierwszym razem wyraźnie to podkreślił, do tej pory w aktach sprawy nie znajduje się żaden oficjalny urzędowy dokument, jakiekolwiek potwierdzenie, że to ma status pomnika państwowego

– zaznacza adwokat.

A o kolejnych przejawach aktywności tajemniczego Stowarzyszenie Przyjaźni Polsko-Rosyjskiej pewnie usłyszymy przy najbliższej okazji - dewastacji następnego pomnika sowieckiego okupanta lub kolejnej próby usunięcia takowego z przestrzeni publicznej.

kim, „Nasz Dziennik”

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych