Nie jestem szczególnym zwolennikiem składania tak zwanych deklaracji sumienia przez kolejne grupy zawodowe, np. nauczycieli. W Ewangelii można znaleźć wezwania do dawania świadectwa, ale można też trafić na apele o brak ostentacji w wyznawaniu wiary. Więc na takich decyzjach powinny ważyć realia. Lekarze stają na co dzień wobec najbardziej dramatycznych dylematów związanych z wiarą, obroną życia, itd. Nauczyciele niekoniecznie.
Jest i argument praktyczny. Wizja, że oto policzymy się wszyscy w różnych grupach zawodowych może być wizją przedwczesnego ujawnienia naszej słabości, także liczebnej. Lepiej zacząć od przekonywania do poglądów niż od żądania od wszystkich wokoło jednobrzmiących deklaracji.
Natomiast rozumiem pokusę żeby się natychmiast określać w świetle tego co się dzieje. Nie mamy dziś do czynienia z pasmem samych porażek ludzi określających się jako chrześcijanie, to raczej remis, raz wygrywają jedni, raz drudzy. Ale na pewno mamy do czynienia z gigantyczną kampanią przemocy symbolicznej wobec ludzi już nawet nie tylko o katolickich, a po prostu o tradycyjnych poglądach.
Dowiódł tego paradoksalnie TVN relacjonując we wczorajszych „Faktach” problem owych nieszczęsnych deklaracji. Miałem wrażenie, że przeniosłem się do świata Dziennika Telewizyjnego z lat 80. Ten sam prokuratorski ton, to samo przerysowanie –- nic się wszak jeszcze nie stało, ale może się stać, więc reporter czujnie oskarża i szuka inspiratorów.
Ta sama galeria przywoływanych świadków, wyłącznie oskarżenia, na czele z minister edukacji Joanną Kluzik-Rostkowską. Gdy ona mówi, że zapewni szkole neutralność światopoglądową i spotka się w tej sprawie z kuratorami, pobrzmiewa w tym groźbą represji, choć powtórzmy nikt jeszcze niczego nie zrobił poza wezwaniem w Internecie.
Katolickie bojówki nie biegają po szkołach obwieszone krzyżami. A jednak autorytety już protestują z groźnymi minami. Oznajmia się nawet, że „wątpliwości ma wielu księży”. Po czym pojawia się niezawodny ojciec Paweł Gużyński, dominikanin, który ma zawsze takie samo zdanie jak stacja Mariusza Waltera. I który chyba nawet nie wyjeżdża na wakacje, żeby móc dawać w TVN odpór to temu, to tamtemu.
Ale o przemocy symbolicznej można się dowiedzieć nie tylko z tego materiału. Czasem najbardziej wymowne są marginalia. Oto Marzanna Zielińska, reporterka TVN z Łodzi pokazuje historię z jakiejś wsi, gdzie… Zacytujmy, bo język jest tu wielce charakterystyczny: „Pani Halina nie wytrzymała i krzyż ścięła”.
Czego nie wytrzymała nieszczęsna kobieta? Chodzi o zrąbanie i ukrycie na swojej posesji krzyża, pod którymi lubiły śpiewać miejscowe pobożne staruszki. Przy czym opowieść TVN jest mętna. Wprawdzie na koniec materiału pojawia się kolejny posępny autorytet z komunikatem, że trzeba szanować uczucia także niewierzących. Ale pani Halina twierdzi, że nie ścięła krzyża z powodów religijnych. A jakich? Tego nie umie objaśnić ani ona, ani reporterka Zielińska. Mowa jest o tym, że krzyż tkwił na gruncie pani Haliny. Ale postawił go tam podobno jej dziadek, nie ma tu więc mowy o jakimś zamachu. Z drugiej strony inni mieszkańcy wsi oskarżają ją o kradzież i nawet złożyli stosowne powiadomienie, więc tak jakby krzyż nie był jej własnością.
Napisałbym „bez wódki nie razbieriosz”, gdyby nie to, że sprawa jest jednak bardzo drastyczna. Zwalanie z pomocą siekiery krzyża, który dla bardzo wielu ludzi jest symbolem najświętszym (nawet jeśli nie poświęcony, o czym pani Halina skwapliwie nas powiadamia), to świadectwo jakiejś ułomności, kłopotu z samym sobą.
Ale nie dla TVN. Fakty widzą w tym okazję do kibicowania, choć ponieważ nie umieją opisać motywów pani Haliny, nie bardzo wiedzą czemu. Kogo będziecie bronić jutro? Co znajdziecie? Trochę to śmieszne, a przecież mocno obrzydliwe. W obliczu takiego klimatu, są ludzie, którzy chcą – wracam do początku - odpowiedzieć jasnymi deklaracjami wiary. Nie jestem pewien, czy pomagają wartościom, które wyznają, ale ich rozumiem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/207229-zaremba-zwalanie-krzyza-za-pomoca-siekiery-to-swiadectwo-jakiejs-ulomnosci