Pomógł bezrobotnemu i stał się gwiazdą internetu. "Głodnego trzeba nakarmić" - mówi pan Tomek

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Facebook/Tomek Motyliński
Fot. Facebook/Tomek Motyliński

Pogromca policyjnych radarów z Włocławka wyjaśnia, że osoba, której zrobił zakupy nie jest bezdomna. Jego celem nie było także dotarcie do szerokiej publiczności.

Czytaj również: Opisał, jak zrobił zakupy bezdomnemu. Zebrał już masę polubień na Facebooku!

Wpis Tomasza Motylińskiego na Facebooku polubiło już 175 tysięcy internautów. Zdjęcie paragonu z zakupami za 46 złotych i 18 groszy ma także 50 tysięcy udostępnień.

Autor wpisu zupełnie nie spodziewał się takiej popularności.

Nie miałem pojęcia, że ludzie aż tak na to zareagują. Zwłaszcza że nie miałem takiego celu, umieszczając wpis przecież tylko na swoim prywatnym profilu. To było spontaniczne wyrażenie moich emocji, które nagromadziły się po tym zdarzeniu. Właściwie to chciałem wyrazić żal, jaki poczułem do ludzi, zwłaszcza tych stojących za mną w kolejce, którzy byli oburzeni tym, że chciałem pomóc potrzebującemu człowiekowi

— mówi w wywiadzie dla portalu Onet.pl.

Pan Tomek znany jest w sieci jako „pogromca” policyjnych radarów ręcznych. Teraz jednak będzie tym od „zakupów dla bezdomnego”.

Moja koleżanka, która jest socjologiem, powiedziała mi, że nie chodzi o to, co napisałem, ale jak – że zawarłem tam wiele emocji

— wyznaje.

Motyliński prostuje także informację o tym, że mężczyzna, któremu pomógł jest bezrobotny.

Podwiozłem go potem do jego domu. On jest po prostu biedny. Jak mówił, nawet czasem światła nie zapala, bo go nie stać na prąd. Pomogłem mu, bo jakoś mnie wzruszył i po prostu był głodny. A głodnego trzeba nakarmić

— zauważa.

Bohater internetu nie przejmuje się także niektórymi negatywnymi komentarzami pod jego adresem.

Wiadomo, wszędzie są hejterzy. Jednak cieszy mnie to, że na 79 tysięcy wiadomości prywatnych, które dostałem, a które – proszę mi wierzyć – przeczytałem, tylko siedem było negatywnych. Ja widzę to tak – dlaczego miałbym nie napisać o czymś, co może wywołać jakąś pozytywną reakcję różnych osób. Co prawda spodziewałem się, że dotrze to najwyżej do kilku moich znajomych. Cóż, stało się inaczej

— puentuje pan Tomasz.

MG/onet.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych