„Małżeństwa lesbijek są opresyjne!” – alarmuje w brytyjskim „Guardianie” (tekst przedrukowuje „Wyborcza”) Julie Bindel – feministyczna pisarka.
Kiedy byłam młoda, nosiłam plakietki i koszulki z napisem „YBA Wife?” [„Why Be A Wife?”, „Po co być żoną?”], przy czym nie byłyśmy pierwszymi feministkami, które krytykowały małżeństwo
-– wspomina z łezką w oku Bindel.
Co więc dzieje się dzisiaj? W latach 70. i 80., kiedy mówiło się o małżeństwie jako instytucji patriarchalnej, lesbijki o wiele aktywniej niż dziś włączały się w ruch wyzwolenia kobiet… Tymczasem
w ostatnich latach brak debaty o małżeństwie jako potencjalnym problemie kobiet. Wygląda na to, że dzisiejsze lesbijki niemal totalnie je akceptują
– oburza się pani Julia.
Przyczyną tej bardzo negatywnej według niej zmiany są zdaniem Bindel małżeństwa homoseksualne. To osiągnięcie sukcesu, jakim dla gejowskich radykałów była ich legalizacja spowodowało konformizację społeczności „nieheteronormatywnych”. Dlatego teraz wielu homoseksualistów „marzy o „zwyczajności” i nie chce być uznawanych za osoby, które prowadzą „alternatywny styl życia””.
To bardzo źle, to niemal zdrada, a w każdym razie podcięcie skrzydeł rewolucji społecznej. Bo przecież ruch gejowski miał – marzyła kiedyś Bindel – całkowicie zmienić społeczeństwo, a nie znaleźć sobie w nim cichy kącik…
Bindel, dodajmy, nie jest osamotniona w swoich refleksjach. Na przykład Masza Gessen, znana amerykańsko-rosyjska dziennikarka i działaczka gejowska (a przy okazji antyputinowska opozycjonistka…) również uważa, że w całym tym zamieszaniu walka o homoseksualne małżeństwa (nawet z pełnym prawem do adopcji) to tylko pewien etap. Zasadniczo chodzi bowiem o likwidację instytucji małżeństwa i tradycyjnej rodziny….
Czy małżeństwo homoseksualne nie jest tylko sprytną sztuczką, żeby nas uciszyć w trudniejszych kwestiach, takich jak deportacja lesbijek proszących u nas o azyl czy powszechne prześladowanie homoseksualistów w szkołach i społecznościach religijnych?
– pyta retorycznie Bindel. Bo „podczas gdy tak wiele lesbijek zajmuje się pospiesznym spisywaniem listy weselnych gości, trafiając przy okazji na czołówki gazet, czy nie straciliśmy z oczu tych, którzy w naszym społeczeństwie cierpią w milczeniu? A przecież szokująca większość - 78 proc. - lesbijek i gejów spotkała się przynajmniej raz w życiu z uprzedzeniami…”
Pani Julia żąda więc pogłębienia i radykalizacji rewolucji. Nie gejowskie śluby, tylko – można domniemywać – likwidacja ślubów w ogóle (bo przecież to jawny instrument patriarchalnej opresji…). No i wreszcie dobierzmy się do skóry „szkołom i społecznościom religijnym”…
Wszystko to razem można interpretować dwojako.
Można uznać, że cała sprawa potwierdza argumentację tych, którzy uważają (tak twierdzi np. premier Cameron i część brytyjskich oraz amerykańskich konserwatystów) iż legalizacja małżeństw gejowskich jest w istocie działaniem na rzecz zachowania – w nieco zmienionej formie, rzecz jasna – tradycyjnego społeczeństwa. Bo tak naprawdę większość homoseksualistów nie jest zainteresowana rewolucją, chce tylko żyć tak, jak ich sąsiedzi, i po umożliwieniu im tego dołączy do większości społeczeństwa. I nie będzie popierać dalej idących, jeszcze bardziej destrukcyjnych postulatów. W myśl tej interpretacji legalizacja małżeństw jednopłciowych to taki koń trojański. To posunięcie, które de facto wyrywa zęby obyczajowej agresji progresistowskich radykałów.
Można sądzić, że takie rozumienie tekstu Binden legło u podstaw decyzji „GW”, aby go przedrukować. Bo to może być perswazyjnie bardzo skuteczne – oto jakaś oderwana od życia radykałka pomstuje na gejowskie śluby, więc może nie ma czego się tak bardzo obawiać…?
I możliwe jest też inne rozumienie sytuacji. Oto po spełnieniu jednego, wydawało się że bardzo daleko idącego postulatu natychmiast formułowane są następne. Kołowrót radykalizacji obraca się. Owszem – być może część gejów, po spełnieniu postulatu legalizacji małżeństw, jest mniej skłonna do wspierania jeszcze bardziej szalonych żądań. Ale przecież kiedyś również jednopłciowe małżeństwa wcale nie były popierane przez większość ludzi o tych skłonnościach… Radykalne grupki, wspierane coraz bardziej przez media, potrafiły jednak zmienić tę sytuację. Czy nie jest możliwe, że tak będzie i teraz? Rzeczywistość społeczna nie jest stała, jest zmienna. I to, że większość ludzi (w tym gejów) lubi jakąś stabilizację, nie oznacza jeszcze, żeby odpowiednio zindoktrynowani nie poparli np. postulatu poddania systemowym represjom „szkół i społeczności religijnych”…
Możliwa jest więc i jedna, i druga interpretacja. Zresztą zapewne żadna z nich nie jest do końca prawdziwa, bo dzisiejsza rzeczywistość społeczna jest nieskończenie bogata i bardziej skomplikowana od każdego teoretycznego modelu.
Warto jednak zauważyć, że w tym całym zamieszaniu przechodzi się do porządku dziennego nad kwestią podstawową. Otóż niezależnie od tego, czy co bardziej konformistycznie (czy raczej: zdroworozsądkowo…) nastawieni działacze gejowscy po legalizacji jednopłciowych małżeństw są rzeczywiście mniej niż kiedyś skłonni do podpalania świata, to te małżeństwa, już przez sam fakt swego istnienia, zmieniają społeczeństwo. Może nie błyskawicznie, może długofalowo. Ale wywierają wpływ. Już choćby poprzez kształtowanie dzieci – kto chce, może przypomnieć sobie chociażby raport amerykańskiego profesora Marka Regenerusa.
I na wiele innych sposobów.
Bo eksperyment, polegający na manifestacyjnym odejściu od wzorców i społecznych modeli, wbudowanych w historię prawie całej ludzkości (i, podkreślmy, całej kultury europejskiej, która przecież nie bez przyczyn zdominowała inne kultury) musi być skrajnie niebezpieczny. I musi wywierać wpływ wysoce destrukcyjny.
Sądzę, że ta konstatacja powinna przeważyć nad ewentualnymi doraźnymi pożytkami, wynikającymi z „uspokojenia sytuacji” po legalizacji homoseksualnych małżeństw. Nawet, jeśli taka legalizacja może rzeczywiście posłużyć skonformizowaniu części potencjalnych obyczajowych rewolucjonistów.
Polecamy wSklepiku.pl książkę naszej publicystki Marzeny Nykiel „Pułapka Gender. Karły kontra orły. Wojna cywilizacji”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/205739-malzenstwa-homoseksualne-tama-dla-progresywistycznej-agresji-jednak-nie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.