Andrzej R. Potocki: Dlaczego bronię Marysi. Ostateczna ocena tego, kto był zdrajcą, pozostaje zawsze w ocenie narodu. Radzę o tym pamiętać

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Osobiście cieszę się, że trwa gorąca dyskusja wokół Marii Sokołowskiej z Gorzowa Wielkopolskiego zwanej popularnie Marysią. Ponieważ jest osobą młodą i swoją postawą wzbudza moją sympatię, pozwolę sobie na używanie w stosunku do niej zdrobnienia od jej, skądinąd, poważnego imienia Maria. Chyba się nie obrazi. Dzięki sekwencji przypadkowych zdarzeń, która miała miejsce po jej wypowiedzi (nazwania premiera „zdrajcą”) został poruszony ważki temat: „czy nasz Prezes Rady Ministrów dopuścił się tego haniebnego czynu, czy też nie”?

Od razu chciałbym zaznaczyć, że nie będę w czambuł potępiał moich redakcyjnych kolegów: Łukasza Warzechy i Roberta Mazurka; ani za język, którego użyli w stosunku do niej (tu wyróżnił się bardziej ten pierwszy):

— „użycie właśnie tego słowa przez Marysię z Gorzowa pokazuje jej niedojrzałość”.

— „Czy życzymy sobie, żeby publiczny dyskurs kończył się na obrzucaniu się coraz mocniejszymi obelgami, zaś analiza polityczna kończyła się na sposobie widzenia rzeczywistości przez licealistów i gimnazjalistów”. (Warzecha)

Ani za krytykę reakcji (według Mazurka) na wypowiedź Marysi publicystów, nazwanych popularnie prawicowymi:

— ”pasowanie 17-letniej Marysi na ikonę polskiej prawicy jest dowodem na tejże prawicy, excusez le mot, zidiocenie”, co stara się udowodnić m.in. wymyślonym przez siebie przykładem a rebours:

— „Maj 2016, Rzeszów, deptak, ul. Kościuszki. 17-letnia Zosia rzuca do spacerującego premiera Jarosława Kaczyńskiego: „Pan jest wariatem, trzeba pana zamknąć! Przez pana żyję w średniowieczu, nie w Europie!”

Dlatego ponieważ bardzo podobnych argumentów używa od wczoraj rano moja żona, której „obcesowa wypowiedź Marysi zakłóciła poczucie estetyki”. Według jej opinii, stwierdzenie Marysi nie znajduje twardego pokrycia w faktach. Ponieważ argumenty, których używałem w dyskusji z małżonką w ogólnym zarysie nie różnią się od tych, których używałbym w polemice z moimi szanownymi redakcyjnymi kolegami, to pozwolę sobie przy nich pozostać.

Łukasz Warzecha zarzucił Marysi niedojrzałość. To prawda. Tylko w jaki sposób 17-letnia dziewczyna ma być dojrzała? Niedojrzałość to cecha w przytłaczającej większości młodych ludzi. Wynika z niej prosty podział na dobro i zło, który niekiedy bardziej odpowiada rzeczywistości niż skomplikowane intelektualne konstrukcje typowe dla świata dorosłych, trącące czasem relatywizmem. Młodość przez swoje widzenie świata jest bardziej spontaniczna i skłonna do emocjonalnych reakcji. Czy jest to powód, żeby zamknąć przed młodymi ludźmi publiczny dyskurs? W żadnym razie. W końcu skoro tak, jak Marysia, myślą setki tysięcy młodych Polaków, którzy w najbliższym czasie, po osiągnięciu pełnoletności będą mogli wziąć udział w wyborach (w rok czy dwa na pewno nie dojrzeją), to powstał problem społeczny, a nad takowym trzeba się pochylić. Przejście nad tym do porządku dziennego oznacza przeoczenie tego faktu i oddanie pola walki o wartości przeciwnikowi. To gorzej niż zbrodnia, to błąd.

Czy życzymy sobie, żeby publiczny dyskurs kończył się na obrzucaniu się coraz mocniejszymi obelgami, zaś analiza polityczna kończyła się na sposobie widzenia rzeczywistości przez licealistów i gimnazjalistów?

— jeszcze raz przypominam słowa Łukasza Warzechy.

Po pierwsze, Łukaszu, mocniejsze obelgi już dawno zostały użyte. Przypominam za „niezalezna.pl”:

Wy kmioty Kaczyńskiego, czego się kura czepiacie? To przez tego cha prezydenta, ch mu w d*ę wbijam, mogę go wyrać, wyram obydwie kaczki

— to były słowa lokatora Dworca Centralnego, kloszarda Huberta H., które ów wygłosił publicznie przed wyborami samorządowymi w 2006 r.

Niedługo po tej wypowiedzi Tomasz Lis zrobił z niego „medialną gwiazdę” w swoim programie „Co z tą Polską?” Na dzień przed występem jego redakcja postawiła temu „ciekawemu człowiekowi” hotel, a wysłani do kontaktów z bezrobotnym dziennikarze pili z nim wódkę w pokoju. Ostatnio, animator tego widowiska, „dziennikarz” tzw. „głównego nurtu” Tomasz Lis, odebrał osobiście wysokie odznaczenie państwowe z rąk samego Prezydenta III Rzeczpospolitej. Osobiście, fakt ten odebrałem jako zdradę ideałów moralności nie tylko dziennikarskiej, ale w ogóle, a wypowiedź Marysi przy takich i wielu innych zachowaniach przedstawicieli mediów prorządowych jawi się, jako wysoce kulturalna.

Toutes proportion gardees, messieurs. Tak więc, jak pisze Mazurek, ”pasowanie 17-letniej Marysi na ikonę polskiej prawicy jest dowodem na tejże prawicy, excusez le mot, zidiocenie”. Odpowiem tak. Po pierwsze nikt z niej ikony nie robi, tylko dzięki niej pokazujemy zjawisko szersze w skali społecznej, a po drugie nie robienie tego, byłoby zwykłym (przepraszam za kolokwializm, ale moim zdaniem oddaje on najlepiej istotę problemu) „frajerstwem”, czyli innymi słowy właśnie „zidioceniem”. W końcu to sam pan premier rozpoczął całą awanturę, ponieważ chciał „piarowsko odkręcić” wpadkę z Marysią. Gdyby nie pojechał do niej z kwiatami i media nie przeprowadziłyby dywanowego nalotu na Gorzowiankę, to cała sprawa rozeszła by się najprawdopodobniej po kościach.

Zgadzam tutaj się w pełni z tokiem myślenia innego mojego redakcyjnego kolegi - Krzysztofa Feusette’a. Najbardziej poruszył mnie jednak argument Roberta Mazurka hipotetycznie odwracający sytuację: „Maj 2016, Rzeszów, deptak, ul. Kościuszki. 17-letnia Zosia rzuca do spacerującego premiera Jarosława Kaczyńskiego: „Pan jest wariatem, trzeba pana zamknąć! Przez pana żyję w średniowieczu, nie w Europie!”.

I tu trafiamy w sedno sprawy, bowiem powyższe porównanie nie wydaje mi się adekwatne. Jarosław Kaczyński ma swoje wady, ale bynajmniej nie jest wariatem i nie przez niego żyjemy w średniowieczu, nie w Europie. To są kłamstwa wymyślone przez polityków w stylu Stefana „Loenarda” Niesiołowskiego i powielane przez usłużnych władzy dziennikarzy. Tego typu stwierdzenia wpisują się idealnie do pakietu zwanego „przemysłem pogardy”. Natomiast słowa Marysi nie są oderwane od rzeczywistości, bowiem prowokują uzasadnione pytanie, które powinno stanowić grunt do dalszej, poważnej już dyskusji - „czy Donald Tusk swoimi działaniami wokół katastrofy smoleńskiej zdradził kraj?”.

Na koniec kilka uwag o zdradzie. W czasach Napoleona Bonaparte żył we Francji nijaki Auguste Frédéric Louis Viesse de Marmont. Był postacią bardzo zasłużoną dla kraju. Nosił stopień marszałka i tytuł księcia Raguzy, który otrzymał wykazując się wyjątkową odwaga i przenikliwością w dowodzeniu na polu bitwy. Jako inżynier doprowadził do unifikacji artylerii w Wielkiej Armii, a jako namiestnik Ilirii (tereny dzisiejszej Chorwacji) budował tam namiętnie drogi i cywilizował region. Należał do jednych z najzdolniejszych dowódców wojsk francuskich. Jego osiągnięcia w kategorii „odwaga i poświęcenie” mogły by służyć jako trudny do doścignięcia wzór dla wielu ludzi, którzy dziś spektakularnie chodzą w nimbie wielkich bohaterów „Solidarności”. Podczas ostatniej, przed abdykacją Cesarza Napoleona, kampanii na terenie Francji, Bonaparte powierzył mu obronę Paryża. Darzył go dużym zaufaniem. Podczas, kiedy Marmont trzymał się na wzgórzach Montmatre, ostrzeliwując szturmujących stolicę Sprzymierzonych, jego przełożony i Wódz Naczelny rozgrywał kolejną finezyjna operację wojskową. Z dużym prawdopodobieństwem przyniosła by zwycięstwo, gdyby Marmontowi udało się związać poważne siły przeciwnika pod Paryżem. Zdając sobie sprawę z powagi sytuacji marszałek … nieoczekiwanie się poddał. Twierdził, że miał na celu dobro Francji poprzez jak najszybsze odsunięcie od władzy Cesarza (jakże popularny argument wyboru „mniejszego zła”).

Ten jednak powiedział: >To Marmont zadał mi ostatni cios.

I naród francuski pozostał właśnie przy tym zdaniu. Uznał zachowanie marsz. Marmonta za zdradę, bo paktował z wrogiem przeciwko (wtedy już wzbudzającego w społeczeństwie wiele uczuć negatywnych) władcy Francji. Od tamtej pory w języku francuskim obok słowa „trahison” – oznaczającego zdradę, używa się powstałego w tamtych czasach synonimu. Pochodzi on od tytułu księcia Raguzy i brzmi – „ raguser”.

Ostateczna ocena tego, kto był zdrajcą, pozostaje zawsze w ocenie narodu. Radzę o tym pamiętać.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych