wSieci: Marcin Wikło recenzuje książkę Marty Kaczyńskiej o rodzicach. „Piękne wspomnienie śp. Prezydenta i Pierwszej Damy”

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Książka „Moi rodzice” to piękne wspomnienie Marii i Lecha Kaczyńskich. Prezydenta, odważnego męża stanu i wiernie stojącej przy jego boku Pierwszej Damy, ale także rodziców i dziadków, dobrych ludzi - pisze w tygodniku „wSieci” Marcin Wikło recenzujący wywiad - rzekę przeprowadzony przez Dorotę Łosiewicz.

CZYTAJ TAKŻE: Dorota Łosiewicz na Targach Książki w Warszawie. Serdecznie zapraszamy!

Czytając opowieść Marty Kaczyńskiej o jej rodzicach, można momentami zapomnieć, że oni nie żyją. Trudno zrozumieć, jak to się stało, że zwykłe, choć niezwyczajne życie Marii i Lecha Kaczyńskich zostało tak nagle przerwane. Niektóre fakty są czytelnikowi znane, Marta przytacza je w rozmowie z Dorota Łosiewicz dla uporządkowania historii. Nowością są na pewno opowieści o sytuacjach, do których dostęp mieli tylko najbliżsi

— czytamy w recenzji we „wSieci”.

W książce „Moi rodzice” pada niewiele pytań, co sprawia, że opowieść Marty Kaczyńskiej nie jest klasycznym wywiadem rzeka, których na księgarskim rynku jest wiele. Pytania są tam, gdzie to konieczne do doprecyzowania wypowiedzi albo zmiany wątku. W efekcie dostajemy niezwykła i spójna opowieść córki o rodzicach

— recenzuje Marcin Wikło, przytaczając fragmenty książki, które go zaskoczyły.

Marta chętnie o tym mówi, w opowieść wplatając **wiele drobnych wątków, które opisują Marię i Lecha Kaczyńskich jako ludzi zwyczajnych, niezmanierowanych splendorem prezydenckiego urzędu. Kto do tej pory wiedział, ze Lech Kaczyński lubił pic herbatę w szklance? I że herbata musiała być gorąca, a mimo to szkło nie parzyło go w palce? Że nie dolewał wrzątku do pełna? Drobnostka? Owszem, ale to bardzo dobrze, ze Marta opowiada o takich chwilach, chcąc je zatrzymać, bo one przecież nie wrócą

— zaznacza publicysta.

Maria Kaczyńska do męża zwracała się pieszczotliwie: „Leszku”, „Leszeczku”, „Leszuńku”. Tak pozostało do końca. Przez małżonka nazywana była „Babusikiem” albo „Maluszkiem”. Na córkę Lech mówił „mały Babusik” lub także „Maluszek”. Pisał tak nawet w liścikach, które siostry oddziałowe przekazywały Marii do szpitala po narodzinach córki. Ta korespondencja wciąż się znajduje w domowym archiwum Kaczyńskich, jej cześć Marta udostępniła i opublikowała w książce

— zachęca do przeczytania „Moich rodziców” autor recenzji.

Cała recenzja autorstwa Marcina Wikło w tygodniku „wSieci”. Polecamy także w formie e-wydania.

——————————————————————————————————————-

Książkę „Moi Rodzice” można kupić w naszym internetowym sklepie wSklepiku.pl.Polecamy!

TU JEST NASZ SKLEP!

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych