To możliwe tylko w III RP. Jednej z najbardziej zasłużonych oficyn wydawniczych - Wydawnictwu TRIO - grozi upadłość. NASZ WYWIAD

Za niespełna trzy tygodnie będziemy hucznie obchodzić 25-lecie upadku komunizmu, odzyskania wolności czy po prostu początku transformacji w Polsce. Rząd, prezydent i sprzyjające im media już od dłuższego czasu, do obrzydzenia, sączą peany na cześć „cywilizacyjnego skoku” jakiego miała dokonać Polska od 1989 r. W tej zalewającej nas fali propagandy nie ma oczywiście miejsca na złe strony i skutki ostatniego 25-lecia - na zarżnięcie przemysłu, wykluczenie milionów Polaków, którzy „mieli pecha” i degrengoladę polskiej nauki i kultury, poddanych brutalnym prawom rynku, zgodnie z liberalnymi dogmatami.

Pouczającym przykładem takiego właśnie podejścia naszego państwa do tak delikatnych dziedzin jak nauka i kultura, ewidentnie wymagających jego wsparcia a nie obojętności, niech będzie los Wydawnictwa TRIO, niezwykle zasłużonego, które od 1992 r. wydało ponad 450 tytułów, w tym wiele serii i książek znaczących dla polskiej nauki i kultury, takich jak: Historia powszechna, Historia państw świata w XX i XXI wieku, W krainie PRL czy Oblicza Japonii, a także publikacje dotyczące wielu dziedzin nauki m.in. socjologii czy archeologii.

Co z tego, że niezwykle wysokie standardy merytoryczne i edytorskie zyskały uznanie w postaci wielu nominacji, wyróżnień i nagród, które zostały przyznane książkom i autorom wydawnictwa? Wprowadzenie VAT-u na książki i masowe kopiowanie treści książek w internecie sprawiło, że wydawnictwo stanęło na skraju bankructwa - przy zupełnej bierności zarówno wszelkich instytucji państwa jak i uczelni, które na książkach tego wydawnictwa wykształciły kilkanaście roczników studentów. Dziś wydawnictwu grozi licytacja jej książek po skandalicznych cenach - nawet po złotówce - bo tak chce komornik, który zajął magazyny wydawnictwa.

O perypetiach Wydawnictwa TRIO rozmawiamy z Bogusławą Radziwon, jej właścicielką.

wPolityce.pl: - Jak powstało Wydawnictwo TRIO?

Bogusława Radziwon: — Wydawnictwo powstało 22 lata temu. Działa na zasadzie wpisu do ewidencji, czyli jest to moje prywatne wydawnictwo. Od początku wydawaliśmy książki niszowe, przede wszystkim historyczne, książki dla studentów, środowiska akademickiego, czyli takie, które najtrudniej się wydaje.

Zainicjowaliśmy wiele serii, m.in. Historię państw świata w XX wieku, W krainie PRL, książki archeologiczne, socjologiczne, wydaliśmy np. najwięcej japoników w Polsce. To są książki trudne w przygotowaniu - trzeba np. za każdym razem pozyskiwać na nie środki. Ta działalność nie do końca jest więc komercyjna, choć jesteśmy prywatnym wydawnictwem.

Jak więc wydawnictwo sobie radziło przez te 22 lata?

— Bardzo skromnie, ale jakoś sobie radziliśmy. Staraliśmy się w większości przypadków o dofinansowania, a resztę staraliśmy się wykładać z własnych pieniędzy, ze sprzedaży. I to działało, bo były większe zakupy biblioteczne, było większe zainteresowanie książką i te niszowe przecież książki jakoś się sprzedawały. Ale dopiero przy sprzedaży większości nakładu mogliśmy liczyć na odzyskanie zainwestowanych pieniędzy i na niewielki zysk.

Kiedy zaczęły się problemy?

— Problem zaczął się kilka lat temu, w 2011 r., od wprowadzenia 5-proc. VAT-u na książki. To wtedy hurtownie dokonały ogromnych zwrotów książek, a tacy wydawcy niszowi jak my nie mamy gdzie tych książek składować - powierzchnie magazynowe są bardzo drogie. To wówczas nastąpiły masowe przeceny książek, żeby pozbyć się ich z magazynów i tu powstały ogromne straty wydawnictw.

My, książki, które normalnie sprzedalibyśmy bez zysku za 2,5 mln zł, musieliśmy sprzedać za 6% ich wartości - to była gigantyczna strata dla wydawnictwa.

Poza tym dotąd było ksero, ale potem doszedł internet i masowe, nielegalne kopiowanie, czyli kradzież plików, na ogromną, ogromną skalę. Coraz mniej pieniędzy mają też biblioteki, co też nas mocno uderzyło, bo nasze książki powinny być we wszystkich bibliotekach akademickich, naukowych, czy takich, gdzie czytelnik może skorzystać nie tylko z powieści, ale też z książek, które zawierają określoną dawkę wiedzy. A dla nas sprzedaż 200-300 egzemplarzy z nakładu 600 egzemplarzy oznaczała już stratę i pogłębiające się problemy. Jest taki fantastyczny, bardzo nowoczesny podręcznik prof. Andrzeja Buko „Archeologia Polski wczesnośredniowiecznej”. Pierwsze wydanie wydaliśmy z pomocą ministerstwa, natomiast dwa pozostałe już sami, choć tam były duże zmiany autora, a za tym idą koszty. Ostatniego wydania od kilku lat nie możemy sprzedać, a jak sprawdziliśmy, miesiąc w miesiąc ściągane jest z internetu po 200, 300 plików, a my nie możemy sprzedać 1,5 tysiąca nakładu.

Młodzież nie zdaje sobie sprawy, że nielegalnie kopiując, tak naprawdę odbiera komuś pieniądze za jego pracę, bo w tych chyba kategoriach trzeba to młodzieży tłumaczyć, a nie tylko, że to jest łamanie prawa. Kogoś okrada się z jego pracy. Jeśli my nie sprzedamy tych książek, bo te pliki zostaną skradzione z internetu, to nie zapłacimy drukarni, nie zapłacimy autorom, redaktorom, czyli osobom, które wykonały ogromną pracę na rzecz powstania tej publikacji. Ci młodzi ludzie powinni wyobrazić sobie, jak by się czuli, kiedy oni pójdą do pracy i ktoś im ukradnie zarobione pieniądze…

Jaka jest w tej chwili sytuacja wydawnictwa?

— Wydawnictwo ma ogromne długi, ale też ogromną liczbę niesprzedanych książek w magazynie - blisko 100 tysięcy egzemplarzy, wartych ok. 1,5-2 mln zł. I sytuacja jest kuriozalna - mamy te książki, o które stale proszą nas biblioteki, którymi jest zainteresowanych wiele osób - czyli ważne i dobre książki skoro cieszą się takim zainteresowaniem - nie mówiąc o nielegalnych kopiach na portalach internetowych - ale wszyscy chcą je kupić za parę groszy. To oznacza pogłębianie naszych długów, nie mamy na ZUS, na podatki, mamy opóźnienia w płatności czynszu, mamy długi w drukarniach, ale te wszystkie długi to mniej niż trzecia część wartości naszych książek w magazynach. Czyli gdyby udało mi się sprzedać te książki, gdyby znalazł się kupiec, to spłacamy wszystkie należności i mamy pieniądze na wydawanie kolejnych fantastycznych książek. A tak jesteśmy zablokowani.

I macie na głowie komornika…

— Tak, bo jeśli my nie płacimy, to cały rynek się chwieje. My nie płacimy drukarni, nie płacimy składom, drukarnie nie płacą papierniom i tworzy się zaklęty krąg. Mamy komorników, którzy weszli na nasze konto, zajęli płatności z hurtowni, z różnych księgarń. Kiedy mamy podstawowy dług wobec wierzyciela w wysokości 18 tysięcy zł, to komornik zajmuje nam cały magazyn książek wart prawie 1 mln zł i zapowiada ich sprzedaż dosłownie po złotówce. Jakie to są proporcje?…

Mamy 2 tygodnie na spłacenie długu i niedopuszczenie do wyprzedaży całego mojego dorobku życia. Oczywiście będę się odwoływała, ale nas nie stać na prawników - książkami mam im płacić?

Co dalej? Jaki ma Pani pomysł na uratowanie wydawnictwa?

— Sytuacja jest krytyczna. Nas może uratować tylko sprzedaż książek - po prostu sprzedaż tych dobrych książek. Próbuję aktywizować gminy, tak, jak np. podczas majówki w Radziejowicach, kiedy kupiono moje książki do biblioteki i na nagrody. Wspólnie z Fundacją Lwów i Kresy staramy się znaleźć nabywcę, żeby nasze książki trafiły do polskich szkół na Kresach, namawiam różne instytucje, banki, żeby kupowały nasze książki i przeznaczały na różne cele.

Ale teraz żeby sprzedać książki, najpierw muszę spłacić dług i zdjąć zajęcie komornicze z tych książek. Bo jeśli jest zablokowana sprzedaż z magazynu, to nie ma możliwości jakiegokolwiek działania… Sytuacja jest dramatyczna i właściwie wydaliśmy już ostatnie książki. Dwadzieścia lat płaciliśmy podatki i jakoś staraliśmy się to prowadzić, a od dwóch-trzech lat zaczęły się schody. Mamy ogromne długi i grozi nam eksmisja. Mamy jeszcze dwa, trzy miesiące…

Może należałoby zmienić profil wydawnictwa?

— To prawda, że gdybyśmy nie wydawali książek naukowych, na których są ogromne straty, bo ich sprzedaż przez ostatnie lata jest bardzo słaba, to nie byłoby tak źle. Ale my też wydaliśmy ostatnio bardzo piękne książki - np. „Sierpniowe dziewczęta ‘44” Patrycji Bukalskiej, o kobietach w Powstaniu Warszawskim, wydaliśmy „Dziewczęta w maciejówkach” Stanisława Jankowskiego - o kobietach w Legionach i przede wszystkim prof. Bogdana Cywińskiego „Szańce kultur” - ogromne, wielkie dzieło

A ostatnio - i tylko dlatego, że z jedną hurtownią podpisaliśmy umowę na wyłączność - wydaliśmy rewelacyjny kryminał historyczny „Prawda to marny interes” Jacka Mateckiego, rekomendowany przez Marka Nowakowskiego, opowiadający o czasach z początku XX w., rozgrywający się w warszawskiej dzielnicy żydowskiej - morderstwa, carska Ochrana, carskie struktury, służby, rewolucjoniści, wszystko tam się miesza - po prostu bardzo ciekawa lektura. Jeśli udałoby się ją sprzedać… Ale mamy związane ręce. Z jednej strony, jak mówię mamy książki w magazynie, które są częściowo zajęte, a z drugiej - zajęte konta, zamrożone wszystkie płatności, zajęte przez komornika w hurtowniach i tak naprawdę nie wiem co dalej…

Wierzę jednak w ludzi. Przychodzi bardzo dużo osób ze środowiska akademickiego, którzy są wstrząśnięci sytuacją wydawnictwa.

Jak można wyobrazić sobie społeczeństwo bez takich książek? Bez historii kultury polskiej? Bez dziejów średniowiecza, historii starożytnej? Na naszych podręcznikach kształciło się 20 roczników studentów humanistyki z całej Polski. Koniec wydawnictwa spowoduje ogromną lukę w tych dziedzinach…

not. Krzysztof Karwowski

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.