W Krakowie 25 maja odbędą się nie tylko wybory do europarlamentu. Mieszkańcy stolicy Małopolski zdecydują tego dnia również o losach zgłoszenia do organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2022 r. W Krakowie ruszyła ogromna machina propagandowa, która ma na celu przekonać mieszkańców, że – zacytujmy – „igrzyska to metoda na smog” czy też „metoda na korki”.
Z billboardów spoglądają szczęśliwi, uśmiechnięci ludzie, którzy wydają się autorami konkretnych cytatów. Mało kto jednak wie, że są to modele agencji reklamowej, a zdjęcia wykonano… w Stanach Zjednoczonych. Na Rynku Głównym stanął namiot, gdzie można odbyć „konsultacje społeczne” z osobami, których zadaniem jest nie tyle wymiana poglądów, co czysta propaganda. Władza chce móc dalej procedować krakowską aplikację i zapewniać sobie oraz swoim kolegom intratne posady. Pozostaje mieć nadzieję, że krakowianie nie dadzą się nabrać na tak nachalną propagandę.
Z referendum wiąże się jeszcze jeden wątek. Otóż rządząca w Krakowie Platforma (ironicznie zwana Obywatelską) chciała za wszelką cenę uniknąć oddania obywatelom głosu. Gdy jednak zauważyła, że może na tym więcej stracić niż zyskać, zmieniła strategię i zgodziła się na głosowanie. Z tym wszelako zastrzeżeniem, że w referendum mają figurować jeszcze trzy dodatkowe pytania. I tu pojawiają się schody.
Obywatele odpowiedzą na pytanie, czy chcą mieć metro w Krakowie. Wszystko fajnie, ale nie wiedzą, jak miałoby ono przebiegać. Odpowiedzą na pytanie, czy chcą mieć ścieżki rowerowe. Tylko że nie wiadomo, gdzie miałyby one przebiegać – oraz czy jeśli wynik referendum byłby w tym punkcie „NIE”, to czy ścieżki rowerowe już nigdy by w Krakowie miały nie powstać. Pojawi się też pytanie o monitoring miejski. Jednakże nie wiadomo, gdzie miałby zostać zainstalowany.
Pytania są zatem bardzo nieprecyzyjne i mają charakter sondażowy, a nie referendalny. Czy jeśli referendum nie będzie wiążące ze względu na frekwencję, to metro, ścieżki rowerowe i monitoring nigdy w Krakowie się nie pojawią? Przecież to absurd. Takie pytania nie mają sensu.
Forum Młodych Prawa i Sprawiedliwości w Krakowie wysłało zapytanie w tej sprawie do przewodniczącego Rady Miasta Krakowa Bogusława Kośmidera (PO). W odpowiedzi można przeczytać, że „ekspertyzy w tej sprawie do niego nie wpłynęły”. Zatem same organa miasta nie wiedzą, nad czym obywatele za kilkanaście dni zagłosują. Super.
Duże wątpliwości budzi też fakt, że wzory kart referendalnych do głosowania zmieniono już po rozpoczęciu kampanii referendalnej. Nie wiadomo, jak stwierdzana będzie ważność i nieważność głosu (czy całościowo, czy pojedynczo według pytań). Największym skandalem jest jednak to, że nakładki na karty do głosowania dla osób niewidomych (zapisane alfabetem brajlowskim) będą zawierały tylko słowa „TAK” i „NIE”. Nie przewiduje się natomiast przepisania tym alfabetem referendalnych pytań. To jawne traktowanie niewidomych jako obywateli drugiej kategorii i praktyka, na którą nie może być zgody.
Wojewoda małopolski Jerzy Miller (tak, to ten specjalista od kopiowania rosyjskich raportów o katastrofach), jak informuje TVP Kraków, nie widzi w takich praktykach nic złego.
Arogancja rządzącej partii każdego dnia zadziwia. Ciekawe, na ile jeszcze takich wałów sobie będzie mogła Platforma pozwolić, aż obywatele nie powiedzą „dość” i nie odmówią swojego poparcia dla tej partii.
Szymon Huptyś,
krakowski językoznawca, absolwent Leiden Universiteit (Holandia), doktorant UJ
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/194696-ile-jeszcze-walow-platformo-sposob-przeprowadzania-referendum-w-krakowie-budzi-wiele-watpliwosci-arogancja-rzadzacej-partii-kazdego-dnia-zadziwia