José Manuel Barroso nie dostanie tytułu doktora honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego, a posłanka do Parlamentu Europejskiego Róża Thun bije na alarm. Rozważmy tę sytuację.
Niestety opisy tej historii zawierają mało faktów. Alarm podniosła – co nie dziwi – „Gazeta Wyborcza”, inne media powtarzają za nią, ale nie przynoszą nowych informacji. Jesteśmy więc trochę jak dzieci we mgle. „Gazeta Wyborcza” wyjaśnia (Bartłomiej Kuraś, Olga Szpunar, „Kosz od UJ, bo Barroso promuje gender”, 7 maja 2014), że za odmową przyznania doktoratu honorowego miała stać przeszłość przewodniczącego Komisji Europejskiej (jego sympatia dla maoizmu), oraz teraźniejszość (jego poparcie dla gender). Skąd taki wniosek, nie wiadomo, bo wypowiedzi oficjalnych przedstawicieli uczelni – rzecznika prasowego oraz dziekana Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych – nic nie mówią o kierunkach (dawniejszych i obecnych) zaangażowań ideowych pana Barroso, wskazując jedynie na jego status czynnego polityka.
Być może taka (powód: maoizm i gender) była przeważająca opinia w Radzie Wydziału, ale tego też nie wiemy, poza źródłem w rodzaju „mówi się, że”, znamy tylko suchy wynik głosowania: większość była przeciwna temu wyróżnieniu. A może przedstawiciele Uniwersytetu chcieli z jakichś powodów ukryć rzeczywiste powody tej decyzji? Jeśli tak było naprawdę, ciekawą rzeczą byłoby zapytać o motywy tej mistyfikacji. Czyżby najstarszy polski uniwersytet miał poczucie, że nie może się swobodnie wypowiedzieć na temat – bądź co bądź - swojej autonomicznej decyzji. Tego też nie wiemy, bo Autorzy tekstu sprawy nie drążą. Zatem to jest pierwsza niejasność – dotycząca powodów odmowy.
Druga dotyczy samej procedury. Z tekstu w „Gazecie Wyborczej” dowiadujemy się, jakoby decyzja o przyznaniu doktoratu honorowego p. Barroso została już wcześniej podjęta przez rektora, następnie zaś poproszono prof. Zdzisława Macha (kierownika Katedry Kultury i Społeczeństwa Europy oraz Studium Europy Środkowej i Wschodniej) o przygotowanie wniosku. Dziwne, ale idźmy dalej. Stosowny wniosek został podpisany przez pięciu profesorów UJ. Następnie poproszono Radę Wydziału o jego zaopiniowanie, na koniec zaś (po negatywnej opinii) rektor zmienił zdanie. Nic się tu kupy nie trzyma.
Jeśli inicjatywa i decyzja należy do rektora, to po co było prosić prof. Macha o wniosek? Jeśli decydujący byłby wniosek, a zdanie Rady Wydziału ma jedynie charakter opinii, to rektor nie był nim związany. W takim razie dlaczego zmienił podjętą już decyzję? Jeśli zaś wiążąca jest opinia Rady Wydziału, to dlaczego poinformowano p. Barroso, że dostanie wyróżnienie, zanim w istocie zapadła taka decyzja?
Nie ma natomiast żadnej niejasności w stanowisku posłanki Róży Thun. Jest ono żarliwe jak ogień pieców Magnitogorska. Powiada, mianowicie, posłanka-kandydatka, że skandal polega na tym, że „wybitny człowiek został już przecież poinformowany”, a tu taki despekt. Z tekstu wynikałoby, że to sama posłanka zaproponowała rektorowi kandydaturę Barroso. Co więc znaczy, że Barroso „został poinformowany o planach UJ?”. Ale zostawmy to. Mnie bardziej interesuje wybitność pana Barroso.
Jest on – jak rozumiem - wybitny, bo tak po prostu ma. Nie dlatego, że się świetnie sprawdził w czasie swoich dwóch kadencji jako przewodniczący Komisji Europejskiej – bo był przeciętny. Nie dlatego, że był prawdziwym liderem Unii w czasie kryzysu strefy euro – bo był w cieniu przywódców narodowych jak Angela Merkel czy Nicolas Sarkozy. Jego wybitność nie wynika więc z przyziemnych cech polityka, który musi swoją pracą i swoją postawą coś udowodnić. O nie, w przypadku p. Barroso wybitność jest immanentna. Bierze się sama z siebie, jest przyrodzona jak godność, albo jak wysoka inteligencja. Tak, tak, szczególnie w Polsce „wybitność” się ma i koniec. To znaczy, jedni ją mają i koniec, drudzy zaś są jej definitywnie pozbawieni i też koniec, a właściwie: na pohybel. Otóż p. Barroso należy do tych pierwszych. A skąd to wiemy? To proste: został zaliczony do tej kategorii przez osobę wybitną par excellence, samą Różę Marię Grafin von Thun und Hohenstein. Roma locuta… Może należałoby wpisać mu to przed nazwisko? Powiedzcie sami, czy to nie brzmi godnie? I jak prawdziwie: José Manuel Durão Wybitny Barroso.
I komuś takiemu odmówić doktoratu honorowego? Szkoda słów dla niskich pobudek tych chudopachołków z Uniwersytetu!
Roman Graczyk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/194533-roman-graczyk-barosso-czyli-spostponowanie-czlowieka-wybitnego-szkoda-slow-dla-niskich-pobudek-tych-chudopacholkow-z-uniwersytetu