Bulwersująca kampania „Podziel się jajeczkiem” sforsowała granice manipulacji. Można bardziej zakłamać i zinfantylizować prawdę o in vitro?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. askgramps.org
Fot. askgramps.org

Wkraczamy w nowy etap „dobroczynności”. Jedna z łódzkich klinik przekroczyła granice absurdu i manipulacji. Oddanie komórki jajowej stawia na równi z oddaniem krwi czy szpiku. Namawia kobiety do pochylenia się nad losem bezdzietnych par i oddawania im „jajeczek” w ramach kampanii „Podziel się jajeczkiem”.

Ludzie wiedzą, że mogą pomóc innym oddając krew czy szpik kostny. Nie wszystkie kobiety wiedzą jednak, że mogą pomóc parom, które nie mogą mieć dzieci

— zachęca Katarzyna Matuszkiewicz z łódzkiej kliniki leczenia niepłodności. Twierdzi, że jak na razie klinika przyjmuje komórki jajowe od dawczyń spokrewnionych z bezpłodnymi kobietami. Teraz chcą rozszerzyć tę grupę „o osoby, które po prostu pomogą z potrzeby serca”.

Biznes in vitro wkracza więc drapieżnie w kolejną fazę łamania barier. Jak na razie udało się lobbystom skłonić Ministerstwo Zdrowia i część samorządów do przekazywania pieniędzy na zapłodnienie pozaustrojowe. Jednym z warunków otrzymania dofinansowania jest wiek małżonków. Łódzka akcja ma pomóc kobietom, u których okres rozrodczy już się zakończył.

Dobroczynność ma zostać hojnie nagrodzona. Przedstawiciele kliniki twierdzą, że zapłata ma zrekompensować trud i dyskomfort związany z poddaniem się licznym badaniom. Ma też wynagrodzić ewentualne powikłania, które są bardzo realne. Zastrzegają, że „każde pobranie jajeczek to ingerencja z zewnątrz w ciało kobiety”.

Chcemy, żeby ludzie widzieli w tym formę pomocy społecznej. Uświadamiamy, że kobieta może dać niewyobrażalne szczęście innej rodzinie

— twierdzi Matuszkiewicz.

Czy akcja łódzkiej kliniki może mieć coś wspólnego z dobroczynnością? Czy rekompensata wynosząca 4 tysiące złotych nie jest przypadkiem zwyczajną sprzedażą własnego materiału genetycznego? Z przekazanej komórki jajowej urodzi się przecież konkretne dziecko. Będzie spacerowało po tych samych ulicach, możliwe że usiądzie w szkolnej ławce z przyrodnim bratem lub siostrą, o której istnieniu nie będzie wiedziało. Możliwe, że po latach przyrodni brat zwiąże się z przyrodnią siostrą. Kto ochroni ich przed skutkami takiego biegu zdarzeń? Oczywiście o ile się urodzi. Istnieje przecież spore niebezpieczeństwo, że zapłodniony na szkle zarodek nie przeżyje albo utknie na lata w zamrażarce.

Promowana na w Wielkanocnym klimacie dobroczynność z pewnością nie jest propozycją dla katoliczek. Kościół wyraził swoje jednoznaczne stanowisko w sprawie in vitro, podkreślając że kto wspiera metody, w której dochodzi do realnej zawinionej śmierci człowieka na jakimkolwiek etapie jego życia, sam wyklucza się ze wspólnoty Kościoła. Może to więc nowy wymiar dobroczynności dla feministek, które wprawdzie własnych dzieci mieć nie chcą, ale może chętnie zaspokoją potrzebę niesienia pomocy innym i powierzą własny potencjał macierzyński w ręce innej kobiety.

CZYTAJ WIĘCEJ: Kategoryczne stanowisko Episkopatu. „Nie” dla aborcji, in vitro, eutanazji i antykoncepcji. Bo życie ludzkie jest „wartością podstawową i niezbywalnym dobrem”

Pojawia się tu także niebezpieczne zagrożenie związane z czynnikiem ekonomicznym. Iluż ludzi cierpiących kryzys posunęło się do sprzedaży własnych organów. Tym łatwiej oddać komórki jajowe, jeśli może się to przyczynić do rozwiązania finansowego dramatu. Już kilka lat temu mówiło się o studentach, którzy w ramach dorabiania sobie do stypendium oddawali za pieniądze nasienie do banku spermy. Co dalej z poczętymi w ten sposób dziećmi? Gdy zaczniemy na serio rozważać ten problem, zobaczymy że wdzieramy się w bardzie niebezpieczną przestrzeń.

CZYTAJ WIĘCEJ: Uwaga! Szarlatani u sterów! Prof. Hartman zapowiada eugeniczny dyktat urodzeń i stworzenie nowego gatunku. Handel embrionami to ledwie początek

Marzena Nykiel

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych