Kilka dni temu światową prasę obiegła informacja, że były włoski premier Silvio Berlusconi musi przejść resocjalizację i bardzo prawdopodobne jest, że przejdzie ją pracując w schronisku dla zwierząt.
Nie mam zamiaru rozwodzić się nad perypetiami włoskiego polityka. Ani mnie on ziębi ani grzeje. Ale to dobra okazja, by skreślić parę słów na temat resocjalizacji skazanych z udziałem zwierząt. Bo temat nie jest nowy, choć wciąż jeszcze słabo znany.
Otóż resocjalizację przez pracę z psami prowadzi się w USA już od lat 80 tych. W niektórych amerykańskich więzieniach nawet skazańcy z ciężkimi wyrokami stają się opiekunami psów. Oczywiście po przejściu odpowiednich kwalifikacji psychologicznych, szkolenia teoretycznego i pod okiem trenerów.
Więźniowie zajmują się powierzonymi im czworonogami na dwa sposoby. Jedni socjalizują zwierzęta ze schronisk, tak by mogły one bez problemów trafić do adopcji. Bo, choć rzadko się o tym mówi, ale psy w schroniskach to często zwierzęta po takich przejściach, że normalne funkcjonowanie w rodzinie jest dla nich nie lada wyzwaniem. Jedne mają ostre fobie, inne skłonność do agresji. Nie znają podstawowych komend, boją się ulicznego ruchu, nie umieją chodzić na smyczy, a nawet zachować czystości w domu. To wszystko szalenie utrudnia znalezienie im nowych opiekunów. Oczywiste jest bowiem, że człowiek szukający psiego towarzysza woli zwierzę bezkonfliktowe, które nie zdemoluje mu domu i nie pogryzie sąsiadów. Zresztą te stwarzające zagrożenie po prostu nie mogą być przekazane poza schronisko.
Drugi rodzaj szkoleń - bardziej ambitny - zakłada przygotowanie zwierząt do pracy z osobami niepełnosprawnymi. Mało kto zdaje sobie sprawę jak żmudne, czasochłonne i skomplikowane jest przyuczenie pasa do obowiązków przewodnika osoby niewidomej, czy poruszającej się na wózku. To są dziesiątki i setki powtórzeń poszczególnych ćwiczeń, masa pracy nad okiełznaniem naturalnego psiego temperamentu, tysiące wyzwań i sytuacji, z którymi takie zwierzę musi umieć sobie poradzić. Bo od niego później będzie zależało bezpieczeństwo, a czasem nawet życie człowieka. To nie jest kurs, na który wystarczy przyjść dwa razy w tygodniu. To wielomiesięczna praca 24 godziny na dobę. Dlatego psy- przewodnicy są tak cenne, a osoby niewidome na „swoje” zwierzę czekają czasem przez wiele miesięcy. I - właśnie dlatego opieka więźniów bywa tu nie do przecenienia. Dysponują oni bowiem najcenniejszym elementem, decydującym o powodzeniu takiego przedsięwzięcia. Czasem.
Programy szkoleniowe są różne. Jedne zakładają określoną liczbę godzin pracy z psami, które resztę czasu spędzają w kojcach. Inne przewidują, że ich tymczasowi opiekunowie spędzają z nimi całą dobę, to znaczy psy po prostu mieszkają z nimi w celach. Oczywiście nad takim programem czuwają instruktorzy - szkoleniowcy, którzy uczą poszczególnych ćwiczeń, kontrolują postępy, organizują egzaminy. Ale zasadniczą część pracy wykonuje więzień - przewodnik.
Sukces takich programów jest ogromny. I to zarówno dla ludzi, jak i psów. Osoby odbywające długie wyroki najczęściej mają poważne problemy psychologiczne i kłopoty z nawiązywaniem relacji z ludźmi. Miotają się między poczuciem winy, a przekonaniem o krzywdzie jakiej doznali ze strony społeczeństwa, popadają w depresję, nie widzą sensu życia, zamykają się w sobie.
Jest rzeczą zbadaną i wielokrotnie opisywaną przez psychologów, że takim ludziom znacznie łatwiej nawiązać emocjonalny kontakt ze zwierzęciem niż z człowiekiem. Bo zwierzę nie ocenia. Nie pyta o przeszłość. Okazuje bezinteresowne przywiązanie, zaraża własną radością życia. Pies przełamuje opory i bariery, których nieraz nie jest w stanie pokonać doświadczony psycholog. Wydobywa z zatwardziałych bandytów zaskakujące dla nich samych resztki człowieczeństwa.
Na takim układzie zyskuje też zwierzę. Przy odpowiednim prowadzeniu pies dostaje opiekuna, dla którego staje się najważniejszym stworzeniem w życiu. Dzięki temu odzyskuje zaufanie do świata, zapomina o niejednej traumie. I zdobywa szansę na szczęśliwe życie.
Oczywiście programy resocjalizacyjne nie są po to, by zapewnić więźniom rozrywkę. 24 godzinna opieka nad zwierzęciem to odpowiedzialne zajęcie, które uczy systematyczności, cierpliwości, empatii. Jeśli zaś jego efektem jest wyszkolenie wysoko wykwalifikowanego psa-przewodnika - to kolejna osoba niepełnosprawna zyskuje zwierzę, które ułatwia jej codzienne funkcjonowanie.
Najtrudniejszym elementem takiego programu jest zawsze rozstanie.
Widziałam reportaże, w których wielcy twardzi mężczyźni, skazani nieraz za brutalne morderstwa i rozboje nie potrafili ukryć łez wzruszenia przekazując smycz nowym opiekunom swoich podopiecznych.
W Stanach Zjednoczonych takie programy są realizowane w wielu zakładach karnych. W Polsce to wciąż nowość. Jako pierwszy zdecydował się nań Areszt Śledczy w Hajnówce. Po nim kilka innych placówek.
O ile mi wiadomo wszystkie na razie tylko w wersji lait - tzn. w zakresie przysposobienia zwierząt ze schronisk do adopcji w rodzinach i z udziałem więźniów z lżejszymi wyrokami. Słusznie, bo od czegoś trzeba zacząć. A program wymaga specjalistycznego nadzoru - zarówno nad ludźmi jak i zwierzętami. Niewątpliwie jest to jednak metoda, którą warto mądrze upowszechniać.
Czy i w jakim zakresie skorzysta z niej Silvio Berlusconi - tego nie wiem. Bodajże dziś ma o tym zdecydować sąd. Ale na pewno praca w schronisku będzie dla niego zdrowsza niż kolejne bunga- bunga…
Anna Sarzyńska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/190802-berlusconi-odbedzie-wyrok-w-schronisku-dla-zwierzat-brzmi-groteskowo-ale-resocjalizacja-przez-opieke-nad-psami-przynosi-zaskakujaco-pozytywne-rezultaty