Najpierw żyrafa, teraz lwy. Dlaczego w kopenhaskim Zoo wciąż w majestacie prawa zabija się zwierzęta?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.sxc,hu
fot.sxc,hu

Muszę wyznać, że jestem obrzydliwie nienowoczesna. Bo wciąż wierzę, że jest możliwe humanistyczne podejście do nauk przyrodniczych. Że na linii człowiek - natura mogą obowiązywać nie tylko prawa ewolucji, ale też wartości etyczne.

Niestety to co robią Duńczycy w ramach swojego „programu hodowlanego” w kopenhaskim ogrodzie zoologicznym mocno we mnie tę wiarę podkopuje. Można było mieć nadzieję, że głośna afera wokół zastrzelenia żyrafy - czegoś ich nauczyła. Okazuje się, że niewiele. Teraz ofiarą „selekcjonerów” z Kopenhagi padła lwia rodzina. Dwa stare osobniki  i dwa młode.
Uzasadnieniem dla zabicia starej pary lwów (16 letniego samca i 14 letniej lwicy) była konieczność odnowienia stada i zrobienia miejsca dla nowego reproduktora. A że w naturze nowy samiec obejmujący we władanie grupę lwic z reguły zabija potomstwo poprzedniego - duńscy urzędnicy - bo opiekunami zwierząt jakoś nazwać ich nie mogę - postanowili zabawić się w matkę naturę. I zabili młode sami.
Jakkolwiek ogrodami zoologicznymi trochę się interesuję - o takiej metodzie odmładzania populacji - słyszę pierwszy raz w życiu. To naprawdę jakieś kuriozum. Zabieg nie trzyma się kupy ani na poziomie etycznym ani logicznym ani żadnym innym. Bo:

a) Jeśli dotychczasowy samiec był za stary na reproduktora - można było odizolować go od lwic. To również zdarza się w naturze. Stare osobniki, zbyt słabe by utrzymać szefostwo grupy - odchodzą i żyją samotnie - póki są w stanie polować. Kopenhaskie zoo jest o ile wiem dość duże. Ne wierzę, że nie stać go na emeryturę dla jednego dużego kota.

b) Jeśli samiec wymagał zastępstwa, a młode stanowiły problem dla nowego - dlaczego nie poczekano aż podrosną i się usamodzielnią? W końcu pół roku - czy osiem miesięcy nie stanowiłoby chyba większego problemu w „odnowieniu” stada? Dlaczego to musiało stać się z dnia na dzień?

c) Jeśli życie młodych już teraz było zagrożone - dlaczego nie zdecydowano się na ich odizolowanie ? Najlepiej z matką? A jeśli to nie było możliwe  to choćby i sztuczne wykarmienie? Takie historie to niemal codzienność ogrodów zoologicznych na całym świecie, gdzie walczy się o życie każdego młodego osobnika. Nie wierzę, że w Danii nie było osób gotowych odchować lwie kocięta!

d) Ale najważniejsze - po kiego diabła kierownictwo ogrodu dopuściło do rozrodu osobniki, których potomstwa nie potrzebuje i nie jest w stanie odchować? Po co powiększano stado jeśli uznano, że ogród ma wystarczającą liczbę lwów? Przecież rozmnażanie to akurat pierwsza rzecz, którą bierze się pod kontrolę przy hodowli jakiegokolwiek gatunku!

Oddzielne pytanie to kwestia wypełnienia obowiązków europejskiego koordynatora hodowli lwów. Z tego co mi wiadomo - każdy przypadek planowanej eutanazji ( jak również rozrodu)- powinien być mu zgłaszany. Jego rolą jest też - pomoc w znalezieniu nowej lokalizacji dla osobników „nadwyżkowych”. Czy te procedury zostały dopełnione? Gdzie był i co robił człowiek odpowiedzialny z urzędu za los wszystkich trzymanych w niewoli kotów? Czy podjął jakiekolwiek działania, by zapobiec ich śmierci, czy po prostu przyjął do wiadomości komunikat z Kopenhagi i skreślił z ewidencji cztery osobniki?

Tak czy owak zachowanie kierownictwa duńskiego Zoo - jest ze wszech miar niezrozumiałe. Już śledząc sprawę żyrafy - Mariusa dotarło do mnie, że swoje decyzje o uśmiercaniu zwierząt Duńczycy usiłują uzasadniać odtwarzaniem praw natury. Prezentują taki oto tok myślenia: że skoro zwierzęta giną na wolności- to w ich uśmiercaniu w Zoo nie ma nic złego. I tu chyba tkwi główne nieporozumienie.

Ogród zoologiczny nie jest miejscem „naturalnym”. Może dobrze, gdyby był. Ale póki co - nie jest. W dość powszechnym przekonaniu ma służyć ochronie zwierząt, popularyzacji wiedzy o nich i ewentualnym badaniom naukowym. Czy ogrody w ogóle są dziś potrzebne to odrębna kwestia. Ale póki istnieją póty obowiązują je pewne zasady.
Lwy trzymane w niewoli ani same nie polują, ani same nie decydują o doborze swoich partnerów, nie wyznaczają swojego terytorium etc. Nie mówiąc już o tym, że same sobie życia w niewoli nie wybierały.

Nad losem zwierząt w Zoo człowiek panuje niepodzielnie. I jest za nie całkowicie odpowiedzialny. W Kopenhadze tej władzy ktoś ewidentnie nadużył. Postanowił zabawić się w Boga. W imię bardzo wątpliwych przesłanek. Najwyraźniej dla kopenhaskich zoologów - zwierzęta przestały być istotami żywymi, z których każda ma swoje indywidualne cechy, charakter, emocje - a stały się pulą genów - rozpisanym na papierze zbiorem chromosomów.

Przypomina mi to moje dyskusje z liceum z panią profesor od biologii, którą usiłowałam przekonać, żeby choć raz na semestr poprowadziła jakąś lekcję o etologii, geografii gatunków, psychologii zwierząt (sprawdziłam - program klasy biol - chem - je dopuszczał). Tłumaczyłam, żeby nie sprowadzała całej nauki wyłącznie do zadań genetycznych i nauki o funkcjonowaniu układów, bo to nawet przyrodniczych pasjonatów pozbawia motywacji do nauki. Nie udało mi się. Usłyszałam, że przyszłością nauki jest genetyka, a wszystko inne jest mało istotne.

W efekcie odpuściłam sobie edukację w kierunku biologicznym. Nieraz zastanawiam się czy słusznie. Niestety mam wrażenie, że szefowie kopenhaskiego Zoo mieli podobnych nauczycieli.
Bo rozumiem, że taka decyzja zapadła na poziomie kierownictwa ogrodu. Swoją drogą nie chciałabym być w skórze opiekunów lwiego stada, którym zakomunikowano, że czwórka ich podopiecznych została skazana na śmierć.

Na szczęście komentarze zarówno polskich jak i zagranicznych zoologów upewniają mnie, że polityka kopenhaskiej placówki nie jest jeszcze światową normą.

Postępowanie Zoo z Kopenhagi zaprzecza idei ogrodów zoologicznych

— tak o uśmierceniu kolejnych zwierząt w tej placówce mówi dyrektor Krakowskiego Ogrodu Zoologicznego Józef Skotnicki.

W naszej kulturze, w naszym społeczeństwie coś takiego nie mogłoby się przyjąć. Dlatego zawsze staramy się stworzyć odpowiednie warunki dla zwierząt, ograniczyć ich rozród. Jak już przyjdą na świat i nie możemy się nimi zająć, staramy się je przekazać do innego ogrodu zoologicznego

— tłumaczy z kolei Małgorzata Kościelak z Zoo w Oliwie, które właśnie szykuje się na przyjęcie czwórki lwów angolskich.

Amerykańskie Towarzystwo Ogrodów Zoologicznych i Akwariów już w lutym po incydencie z Mariusem wydało oświadczenie, że w Stanach do podobnych przypadków nie dochodzi. A to dzięki starannemu programowi hodowlanemu, który nie dopuszcza do powstawania osobników „zbędnych” oraz odpowiedniej koordynacji pomiędzy ośrodkami hodowlanymi, która umożliwia ich wymianę.
Dlaczego ten system nie działa w Europie? (EAZA, czyli Europejskie Towarzystwo Ogrodów Zoologicznych i Akwariów konsekwentnie usprawiedliwia poczynania Duńczyków).

Jednak opinia publiczna jest zbulwersowana. Pod petycją wyrażająca sprzeciw wobec duńskich praktyk podpisało się już ponad 100 tys. osób. To, co prawda, zabitym lwom życia nie wróci, ale może zniechęci potencjalnych naśladowców.

Koniec końców cieszę się, że w dziedzinie hodowli dzikich gatunków nie jesteśmy tak „nowocześni” jak Kopenhaga. Że na nasz „zaściankowy” sposób staramy się zwierzęta hodować i rozmnażać. Nie zabijać. I do tego zaprzęgamy wiedzę i naukę. Jak choćby w łódzkim Zoo, gdzie w ubiegłym tygodniu przeprowadzono zabieg sztucznego zapłodnienia dwóch azjatyckich lwic. (Interwencja człowieka okazała się konieczna, jako że „miejscowy” samiec Maximus nie zdradzał ochoty do prokreacji.) Był to pierwszy w Europie zabieg inseminacji tego gatunku. Czy się powiódł - będzie można ocenić latem.

Mam nadzieję, że do tego czasu ktoś skontroluje sposób prowadzenia ogrodu zoologicznego w Kopenhadze. I że - także stamtąd - zaczną dochodzić newsy o szczęśliwych narodzinach, a nie o kolejnych egzekucjach.

Anna Sarzyńska

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych