Nie wtrącaj się w wychowanie!

Fot. sxc.hu
Fot. sxc.hu

Kiedy nie ma się dzieci, wszystko jest proste jak drut, czarno-białe bez domieszek szarości, poukładane, zaplanowane i przewidywalne. Z grubsza i oczywiście z pozoru. Kiedy jednak stajesz się rodzicem, nagle okazuje się, że na różne sprawy zaczyna się patrzeć inaczej, a każda oczywistość ma tysiące odcieni.

Odkąd pojawiły się dzieci, nauczyłam się bardzo ważnej rzeczy: nie można niczego, ani nikogo oceniać na pierwszy rzut oka.

Do tego przełomowego wniosku doszłam po paru zdarzeniach, które nagle otworzyły mi  bardzo szeroko oczy. Od tej pory przestałam wtrącać się w życie innych, zwłaszcza w wychowanie dzieci, jak to czyniłam dotychczas (na szczęście jedynie w swojej głowie).

Tym sposobem, stwierdziłam, że płaczący noworodek w wózku i spacerująca z nim osoba nie musi być nieczułym potworem, który nie dba o biednego noworodka. Sycząca na pięciolatka mama nie musi być wyrodna i wcale nie oznacza to, że nie kocha swego dziecięcia. Kategoryczna, nieustępliwa odmowa spełnienia zachcianki latorośli nie musi świadczyć o surowym, zimnym wychowie.

Nakaz założenia czapki, butów czy innych ciemiężących drobiazgów w siarczysty mróz, mimo sprzeciwu stanowczej, ledwo mówiącej małej główki, nie musi oznaczać chęci znęcania się nad bezbronnym dzieckiem. Nakaz zjedzenia kanapki z białym serem i pomidorem, gdy na stole stoi dżem truskawkowy - nie musi być oznaką zamierzonego pogwałcenia praw młodego człowieka. Segregacja i eliminacja zepsutych zabawek nie musi oznaczać, że rodzic jest poczwarą, chcącą zjeść osobowość własnego potomka.

I tak przykłady można mnożyć w nieskończoność.

Teraz wiem, że każdy rodzic wie najdokładniej, co dla jego dziecka jest najlepsze. Dlatego przestałam patrzeć krzywym okiem na rodziców dwulatka tarzającego się po podłodze supermarketu. Nie patrzę ze zgrozą na ściąganego siłą z placu zabaw małolata, który krzyczy wniebogłosy. Nie zwracam uwagi na próby przekupienia malucha dwoma lizakami. Nie niepokoi mnie zwrócenie uwagi dziecku podniesionym głosem. Na własnej skórze przekonałam się, że są sytuacje, które czasem wymagają zerwania zdroworozsądkowo wychowania, ku zgorszeniu psychologów. Wiem, że rodzic, zwłaszcza ten nieperfekcyjny, musi od czasu do czasu porzucić jedynie słuszne metody chowu i nagiąć się do zaistniałej sytuacji, ulec, ponieść wychowawczą porażkę lecz załagodzić konflikt, dać wygrać dziecku, które dopiero co kształci swój charakter. Byle nie za często.

Nie oceniajmy więc pochopnie spięć na linii opiekun - dziecko. Mogą świadczyć o czymś zupełnie innym, niż wskazuje na to pierwsze wrażenie. To może przytrafić się każdemu z rodziców, w najmniej oczekiwanym momencie. Zawsze może się bowiem okazać, że dziecię akurat ma bunt x-latka, zły humor, ból brzuszka lub zwykłą chęć wypróbowania możliwości swojego temperamentu i granic wytrzymałości swoich najukochańszych rodziców.

Zuzanna Czarnowska

tylkoczasem.blogspot.com

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych