„Nie poczekano i to było bolesne wtedy, bo sprawiało takie wrażenie, jakby chciano rzeczywiście bardzo szybko zagospodarować ‘owoce’ tej tragedii. ‘Owoce’ dla tych, którzy wówczas w Polsce rządzili, dla Platformy Obywatelskiej” – stwierdził na antenie Telewizji wPolsce Jacek Sasin, wspominając to, co działo się tuż po katastrofie smoleńskiej w 2010 roku. „Ta skala i szybkość przejmowania, brutalność przejmowania funkcji prezydenta (…) szokujące wówczas informacje o takim siłowym wejściu do gabinetu szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego” – dodał ówczesny wiceszef Kancelarii Prezydenta RP.
Jacek Sasin, w rozmowie z Żakliną Skowrońską i Bartoszem Łyżwińskim podkreślił, że „mimo upływu czternastu lat te szczegóły bardzo mocno są wryte gdzieś w moją pamięć”.
Dowiedziałem się o tym, że coś się wydarzyło na lotnisku, chociaż nie miałem wtedy świadomości o skali tej tragedii, będąc właśnie na cmentarzu w Katyniu. Czekaliśmy tam, ja byłem wiceszefem Kancelarii Prezydenta RP, miałem za zadanie właśnie przypilnować wszystkiego na cmentarzu, tam gdzie miała odbywać się uroczystość z udziałem pana prezydenta. Dlatego przyjechałem tam wcześniej, poprzedniego dnia wieczorem, tak żeby od rana móc być na cmentarzu w Katyniu
— wspominał Sasin.
CZYTAJ TAKŻE: Apel Pamięci przed Pałacem Prezydenckim w 14. rocznicę tragedii smoleńskiej. Pęknięty krzyż z białych i czerwonych zniczy
Widok, który pozostanie już do końca życia
Czekaliśmy na delegację prezydencką, z niecierpliwością czekając na sygnał, że samolot wylądował. W którymś momencie od pracownika MSZ-tu z protokołu dyplomatycznego dowiedziałem się, że doszło do jakiegoś wypadku. Tyle potrafił mi w tym momencie powiedzieć po rozmowie z ambasadorem polskim w Moskwie, który był na lotnisku. Właściwie żadnych informacji więcej nie było, trudno było jakąkolwiek informację zdobyć w tym momencie. Szybko podjąłem decyzję, że musimy po prostu jechać i zobaczyć, co się naprawdę wydarzyło. Szczerze mówiąc, jeszcze wtedy do głowy mi nie przyszło, że może być tak wielka tragedia. Myślałem, może być może jest to jakiś incydent, jakaś awaria, problemy z lądowaniem, coś, co spowoduje, że sama uroczystość rozpocznie się z opóźnieniem. Tym bardziej, że wcześniej przychodziły takie informacje, że być może samolot zostanie przekierowany do Moskwy, ze względu na złe warunki atmosferyczne, więc tak naprawdę rozmawialiśmy już, jak zorganizować to wszystko, jak spowodować, że ludzi, którzy tam przyjechali (…), spędzą te kilka godzin w oczekiwaniu na opóźnione przybycie pana prezydenta
— opowiadał polityk Prawa i Sprawiedliwości.
Natomiast szok przeżyłem, kiedy przyjechałem na lotnisko, kiedy udało nam się na to lotnisko wjechać, a potem już pobiec na miejsce, gdzie samolot się rozbił. To był rzeczywiście widok, który pozostanie w mojej pamięci już do końca życia, ale też świadomość wówczas, do jak wielkiej tragedii doszło. No bo trudno było mieć wątpliwości, że skala tragedii jest ogromna. Oczywiście wtedy jeszcze można się było łudzić, że może ktoś przeżył, że może kogoś udało się uratować, ale to, co zobaczyliśmy, nie napawało optymizmem. Nikt się czegoś takiego nie spodziewał
— podkreślił na antenie Telewizji wPolsce.
Jadąc na lotnisko udało mi się połączyć z jednym z moich współpracowników z Kancelarii Prezydenta, który był na lotnisku, i który przez telefon relacjonował mi, co się wydarzyło, w bardzo emocjonalny sposób. Tak nie byłem w stanie przyjąć tego, co on do mnie mówi, że to ja go przekonywałem, że to, co on mówi, na pewno nie jest prawdziwe, że przesadza, że dramatyzuje, żeby się uspokoił. Dopiero kiedy przyjechałem na miejsce zdałem sobie sprawę, że mówił prawdę, że rzeczywiście jest tak, jak mówił, a może nawet jeszcze gorzej, niż byłem sobie w stanie wyobrazić
— powiedział.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Prezydent Duda w 14. rocznicę katastrofy smoleńskiej: To jeden z najtrudniejszych, najtragiczniejszych momentów w naszych dziejach
Nie poczekano i to było bolesne
Po powrocie do Katynia, to właśnie Jacek Sasin przekazał oczekującym tam ludziom, co się stało.
To był trudny moment. (…) Już informacja krążyła, że coś się wydarzyło, że jest katastrofa, już widziałem płaczących ludzi. I trzeba było jakiś komunikat wygłosić. Miałem świadomość wagi tego wystąpienia, miałem świadomość tego, że nie wolno mi powiedzieć w tym momencie, że prezydent nie żyje, bo wiedziałem jaką wagę polityczną ma taki komunikat. Wagę polityczną, która uruchamia pewne procedury konstytucyjne. I miałem tę świadomość, że dopóki ciało prezydenta nie zostanie odnalezione, zidentyfikowane z cała pewnością, to taki komunikat po prostu nie może być wygłoszony. Dlatego ten komunikat był taki enigmatyczny, mówiący o katastrofie, o tragedii, ale niewchodzący w szczegóły. Natomiast myślę, że wtedy, z tych, którzy słuchali, że doszło rzeczywiście do ogromnej tragedii
— powiedział polityk.
Jak dodał, „wszyscy mieliśmy świadomość, że jesteśmy w jakimś niezwykle tragicznym momencie, ale również momencie, który bardzo mocno zaciąży na polskiej historii”.
Że to jest takie zdarzenie, taka tragedia, która będzie miała swoje konsekwencje przez kolejne lata, a może dziesięciolecia. I rzeczywiście się nie pomyliliśmy – tak jest. Do dzisiaj ta tragedia odgrywa ogromną rolę nie tylko w naszych emocjach, nie tylko w naszej pamięci, ale również w polskiej polityce
— zaznaczył.
Sasin przypomniał też swoją rozmowę z Andrzejem Dudą, który wówczas był ministrem w Kancelarii Prezydenta RP.
Był postawiony w niezwykle trudnej sytuacji. Był na miejscu (w Warszawie – red.), nie mając pełnej wiedzy o tym, co się wydarzyło, a jednocześnie został poddany ogromnej presji ze strony kancelarii marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, która próbowała wymóc na nim potwierdzenie śmierci prezydenta, aby móc uruchomić konstytucyjne procedury przejęcia funkcji prezydenta przez marszałka Sejmu, przez Bronisława Komorowskiego. Powiedziałem, że w żadnym wypadku nie mogę potwierdzić oficjalnie, że prezydent nie żyje. Z tego, co wiem, później te działania, które zostały uruchomione rzeczywiście przez kancelarię Sejmu, przez marszałka, opierały się na informacjach ze strony MSZ-tu, ze strony Radosława Sikorskiego. Nie poczekano. Nie poczekano i to było bolesne wtedy, bo sprawiało takie wrażenie, jakby chciano rzeczywiście bardzo szybko zagospodarować „owoce” tej tragedii. „Owoce” dla tych, którzy wówczas w Polsce rządzili, dla Platformy Obywatelskiej. Ta skala i szybkość przejmowania, brutalność przejmowania funkcji prezydenta (…) szokujące wówczas informacje o takim siłowym wejściu do gabinetu szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego
— przypomniał Jacek Sasin.
Stwierdził też, że wydarzenia, które potem nastąpiły, uświadomiły mu „bardzo szybko, że wówczas rządzący żadnej nauczki z tej tragedii nie wyciągają, a wręcz przeciwnie – że będą chcieli ją wykorzystać jeszcze do tego, żeby te podziały w społeczeństwie polskim pogłębić”.
wPolsce/kot
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/688087-sasin-o-tym-co-dzialo-sie-po-smolensku-szokujace